Każdy z nas ma jakieś problemy ze
zdrowiem, większe lub mniejsze. Chociaż przekroczyłem sześćdziesiątkę, nie mogę
narzekać. Wszystko co mi dokucza to drobnostki. Chociaż, często się zdarza, że
Ci najzdrowsi pierwsi się rozkładają na razie jednak bez problemów.
Jest jednak drobna rzecz, która mnie
wyprowadza z równowagi. Trudno to nawet nazwać kłopotem ze zdrowiem. Coś co
musi się wiązać z mózgiem. Kiedyś musiałem się walnąć dobrze w głowę i coś się
tam przerwało.
Wchodzenie po schodach nie jest dla nikogo
problemem, chociaż z wiekiem zaczynamy je omijać. Już z przyzwyczajenia
zaczynam zawsze prawa nogą. Jeden stopień, drugi i … przy trzecim coś nie
kontaktuje. Zatrzymuję się, potykam, nie mogąc w niego trafić. Oczywiście nie
zawsze to się dzieje ale cholerstwo tak mnie prześladuje, że nieraz myślę o tym
i przed wejściem mówię sobie, teraz się nie pomylę.
Raz, dwa i szlag by
to trafił, trzeciego stopnia nie mogę znaleźć. Jak to jest możliwe? Nie mam
pojęcia. Potem mogę włazić na 50 pięter i już się nie pomylę. Ten zasrany
trzeci stopień mnie dobija.
Nie zaczęło się też to od starszego wieku.
Niektórzy by zaraz stwierdzili, że może skleroza się zaczyna czy choroba
Alzhaimera. Mam z tym problem od dawna. Nawet nie pamiętam kiedy to się zaczęło.
I nie ważne jak głupie to jest, zaczyna mnie to naprawdę męczyć. Może omijać
trzeci stopień? Lub zacznę wchodzić z lewej nogi. Ciekaw jestem czy przeniesie
się to na czwarty? Prawdopodobnie muszę z tym zostać i tak jak się już
przyzwyczaiłem, myląc się na tym trzecim stopniu, ponarzekać trochę i cieszyć
się, że to tylko trójka jest problemem a nie całe schody.