Friday, May 5, 2017

Ulewa

    Koniec dnia w pracy. Nie ma na mnie jednej suchej nitki. Deszcz jest tak duży, że czuje się poszczególne krople na skórze. Są olbrzymie. Jestem też cały roztrzęsiony. 
Zakładalismy nowe betonowe płyty na autostradzie. Przy pomocy dużego dźwigu. Nic nie pasowało. W takim deszczu trudno coś zobaczyć i wymyśleć jak naprawić. O 11-tej kazałem podnieść następną płytę. Nic się nie działo. Brygadzista mi powiedział, że ludzie na dole zniknęli. Musiałem zjechać z autostrady i kiedy znalazłem się pod nią, okazało się że nie ma operatora dźwigu. Ludzie powiedzieli mi, że zszedł z maszyny, powiedział że nikt mu nie przyniósł kawy wczoraj i dzisiaj, więc bierze za to dodatkową przerwę i wróci po lunchu o 12:30. Normalnie ma tylko od 12 do 12:30, pół godziny. Budowa zaostała zatrzymana. Dzwonię do szefa i wściekły mówię, że mu za ten dzień nie zapłacę. Dwanaście osób, stało całą godzinę i nic nie mogli robić. A ten mi odpowiada, że jak tak zrobię to i tak przegram ze związkami zawodowymi w sądzie. Więc lepiej nie walczyć, tylko mu zapłacić. Za co, przecież on nie pracował! To on tak może zrobić każdego dnia i też nic? Pokłóciłem się z właścicielem ale musiałem zrezygnować. Kazałem mojemu człowiekowi zadzwonić po czek i wylać go z pracy.
   Dzwonię do syna właściciela, który odpowiada za dostarczenie mi operatorów maszyn. Proszę o innego na poniedziałek. Ten mi odpowiada, że nie ma nikogo i muszę trzymać tamtego, czyli nie mogę go wyrzucić. Jak mu odpowiadałem z kilkoma ku...ami, to telefon leciał w powietrzu. Zmieniłem plany i zlikwidowałem całą operację. Nie ma żadnej siły, żeby mnie zmusili do trzymania tego gnoja. Napisałem, że wrócę do pracy, jak mi znajdą operatora dźwigu. Zmarznięty, mokry i sfrustrowany marzę o emeryturze i powiedzeniu im wszystkim pocałujcie mnie w moje zawieszenie!