Piątek 1 Czerwca
Wracam do ostatniego piątku. Zacznę od tego, że jestem ostatnim z kierowników budów, który robi takie party dla swoich pracowników. Może jednym z powodów jest strona finansowa, bo ja sam za to płacę a nie moja firma, ale głównym powodem jest sprawa bezpieczeństwa. Wiecie, że w Stanach każdy sądzi każdego o najdrobniejszą sprawę. Najgorzej mają firmy budowlane. Wiadomo, że u nas zawsze będą jakieś wypadki a nie trudno udowodnić, że to wina firmy. Chyba, żeby zamiast budować, poświęcilibyśmy 80% czasu na sprzątaniu. Firmy coraz więcej kładą nacisk na BHP a nam coraz trudniej coś zbudować. Tak jest też z BBQ. Wiadomo, że ludzie coś wypiją i niech zdarzy się jakiś wypadek, my jesteśmy winni. Mnie się boją tego zabronić, ale wszyscy mówią, że jak odejdę na emeryturę to nikt już tego nie będzie robił. Moi kierownicy od bezpieczeństwa na wszelki wypadek poszli do domu o godzinie dwunastej, żeby nie być świadkiem przygotowań i całej imprezy. Świat staje się bardzo smutny.
Tak jak wspominałem, robię to raz na rok. Wiadomo, że bez dobrych ludzi nigdy bym nie skończył budowy na czas i mój sukces jest też ich zasługą. Wiedząc o tym, jeśli jest taka potrzeba, walczę o swoich ludzi z firmą i próbuję zapewnić im stałą pracę. A właśnie w ten dzień, przez to małe przyjęcie okazuję im swoją wdzięczność.
Impreza zaczęła się na czas o godzinie 14:00. Świnia dojechała za pół godziny. Zawsze na życzenie ma jabłko w pysku a kartofel w tyłku. Nie wiem, czemu nikt nie chce spróbować ziemniaka? Oprócz tego miałem kurczaki i kilka rodzajow kiełbas, nawet kaszankę. Tym szczególnie wszyscy się interesowali, bo po angielsku to jest blood sausage, czyli kiełbasa z krwi, albo jeszcze lepiej krwawa kiełbasa. Większość się zgodziła, że jest bardzo smaczna. Oczywiście były różne dodatki jak sałatki, ogórki a nawet polskie grzyby. Wszystko to zostało pochłonięte przez moich ludzi przez kilka godzin. Zjedzone zostały nawet takie części (teraz będzie nieprzyjemne), jak oczy i mózg. Portugalczycy uznają to za przysmak. Yaaak! Na poniższym zdjęciu widać mojego brygadzistę, Orlando, który zachwyca się mózgiem.
Oczywiście nie zabrakło polskiego piwa. A ponieważ oni zwykle piją amerykańskie cieniutkie piwko jak Budweiser, Corona etc, to efekty naszego, pojawiły się już po pierwszej kolejce. I tu okazało się, że nieobecność inspektorów od BHP jest mile widziana. Były więc gry na pieniądze. W tym dominowali stolarze a narodowość - Włosi.
Po kilku godzinach, inżynierowie wyszli na prowadzenie i z nimi miałem najwięcej kłopotów. Najpierw jeden z nich (syn jednego z właścicieli) wszedł do zamrażarki na lód. Inni natychmiast to wykorzystali i przymknęli go na jakiś czas. Polskie piwo jednak działało i wyszedł z lodówki uśmiechnięty jakby wrócił z plaży.
Następnie inny - Tom, domyślił się, że powinien pracować w cyrku i trzeba go było gonić z dachów biura, czy balansującego na wszystkich możliwych konstrukcjach.
Później wywiązała się walka na gaśnice i wodę. Teraz muszę je powymieniać, bo są puste.
Oczywiście większość przebiegła spokojnie przy rozmowach, wspominkach, jedzeniu i muzyce. Całość zakończyła się wieczorem około 19:00. Jeszcze jedna udana impreza. Na zakonczenie reszta fotek.
Przychodzi pedał do sklepu i mówi:
- Poproszę salami!
- W palsterkach?
- A czy ja wyglądam jak skarbonka?
- Panie majster, łopata mi się złamała!
- To oprzyj się o betoniarkę!
Idzie sobie Czerwony Kapturek przez las,
aż tu zza krzaków wyskakuje Wilk.
- Cześć Wilku! - krzyczy Czerwony Kapturek.
- Co jest, nie boisz się - pyta zdziwiony wilk.
- A czemu mam się bać: pieniędzy nie mam
a pieprzyć się lubię....