Sunday, April 21, 2013

Niedziela 21 Kwiecień

 

     Dzisiaj krótko i tylko zdjęcia po zakończeniu moich prac w domu.
Pierwsze zdjęcie z 2005-go roku. Nasz pokój do ćwiczeń i sauna.






 

Początek prac. Zlikwidowałem ścianę między tym pokojem a moim warsztatem. Przesunąłem saunę do warsztatu.





Tak wygląda to pomieszczenie po zakończeniu prac.

 
 
 

A tutaj mój warsztat. Niestety bardzo mały. Dlatego musiałem go dobrze zorganizować, żebym mógł wszystko znaleźć.

 
 

Krótki dodatek. Jak skończyłem pisać, wyszedłem na dwór coś sprawdzić i zastałem całe stado saren wcinających moją trawę i krzewy. Popiegłem natychmiast po aparat fotograficzny. Jak wróciłem, przesunły się do sąsiadów i po chwili odeszły ale udało mi się zrobić kilka zdjęć.


 

Friday, April 19, 2013

      Piątek 19 Kwiecień



    Prawdopodobnie to starość. Zamiast udać się z kolegami do baru albo na dyskotekę, spędzam piątek wieczór naciskając klawisze mojego komputera! Ciekaw jestem co będzie za dziesięć lat?
Spanko przy telewizorze?

     Skończyłem prace w moim domu. W ten weekend tylko posprzątam i będę mógł zrobić zdjęcia, żeby Wam pokazać. Teraz oczekiwał będę  na rozkazy generała, czyli mojej żony, na nowy projekt. Ciekaw jestem co wymyśli. Na pewno kilka tygodni zejdzie mi na posprzątaniu ogrodu, przycinaniu krzewów i innych prac na zewnątrz. Będę też musiał rozwalić część ściany między pralnią a łazienką. Zdarzyło się kilka razy, że po użyciu przez Wiesię mokrej sauny i prysznica,  pojawiła się woda na podłodze w pralni. Muszę dostać się do rur i sprawdzić gdzie jest przeciek no i oczywiście naprawić. Mam nadzieję, że sam zdołam to zrobić, bo hydraulicy są tu bardzo drodzy.

    W tym tygodniu założyłem także nowy termostat. Jest to najnowocześniejszy sprzęt tego rodzaju i ma wiele funkcji, które do tego czasu nie istniały. Ma nawet swoją nazwę: Gniazdo.



   Podstawowe funkcje są oczywiście takie same. Czyli zimą reguluje temperaturę na ogrzewanie mieszkania a latem klimatyzację. Teraz różnice.
  - Tarcza termostatu jest zawsze czarna ale w momencie, kiedy się przechodzi obok niego, natychmiast się włącza i pokazuje temperaturę w mieszkaniu.
  - Ma olbrzymią skalę programowania. Można ustawić go na każdy dzień i godziny. Czyli wychodząc (np.zimą) do pracy ustawiam go niższą temp. a jak wracam już jest cieplej a np. kładąc się spać, znów trochę chłodniej.
  -  Sam się uczy. Czyli jak bym nastawiał temp. ręcznie, bez programowania, po pewnym czasie będzie to robił sam.
  -  Jest podłączony do internetu, bezprzewodowo przez wi-fi. Mogę być w Polsce i kiedy wracam, mam możliwość zmiany temperatur z mojego telefonu. Także w każdej chwili widzę jaka jest temp. i np. w wypadku zepsucia się ogrzewania mogę zadzwonić do kogoś i poprosić go o wyłączenie wody, żeby nie zamarzła.
Piękna zabawka i działa naprawdę niezawodnie.

     Od kilku dni jestem trochę spokojniejszy. Wiesia ostatnio miała kłopoty w swojej pracy. Jej szef okazał się szowinistą i wykorzystywał ją w pracy. Pracowała po 12 godzin dziennie, także w soboty i wiele niedziel. Do tego nie miała za to płacone. Obiecywano duże bonusy a okazało się że dostawała jamłużnę. Konflikt ten się powiększał i nigdy nie byliśmy pewni, czy nie starci pracy, lub jej nie rzuci. W tym tygodniu miała spotkanie z właścicielem innej firmy i tego samego dnia została przyjęta. Zarobki podobne a może nawet lepsze a także lepszą pozycję. Będzie miała tytuł Senior V-ce President w dziale projektowania. Czyli nad nią jest tylko właściciel i Executive V-ce president. Firma nazywa się Haks. Jest stosunkowo młoda. Zaczęła jako firma mniejszości, bo właściciel pochodzi z Indii. U nas frimy należące do grup mniejszościowych (czyli prowadzone przez kobiety, czarnych, hiszpanów, indian etc) mają pomoc rządu. Część prac miasto i rząd federalny oddaje tym firmom. Rozwija się bardzo szybko i już ma biura w kilku stanach. Jej biuro znajduje się na Wall Street. Jest to bardzo stary, piękny budynek, który kiedyś był najwyższym w Nowym Jorku.

                                  Ten z zielonym (z miedzi) dachem

     Jeszcze krótko o najważniejszym wydarzeniu w Stanach. Na pewno wszyscy wiecie o wydarzeniu w Boston. Dwóch bombach, które wybuchły przy zakończeniu maratonu. W tej chwili, oglądam jak wywożą karetką pogotowia drugiego terorystę z Czeczni. Jego brat został zastrzelony przez policję, wcześniej. Kilka uwag.
   Po pierwsze trzeba przyznać, że nasza policja, FBI i inne służby są naprawdę pierwszej klasy.
Nie było możliwości, żeby te śmieci, terroryści mieli szanse na ucieczkę. Polowanie na nich było olbrzymich rozmiarów. Zrobili to też bardzo szybko.
   Po drugie, brzydzi mnie polityka liberałów, demokratów. Wszyscy byli w szoku z powodu zaatakowania niewinnych ludzi. Każde radio, mówiło o tym przez 24 godziny. Niestety w radiach liberałów, można było usłyszeć takie komentarze jak: mam nadzieję, że Ci którzy te bomby podłożyli, okażą się białymi ludźmi o konserwatywnych poglądach!  To jest na pewno robota ludzi, którzy nasłuchali się republikanów i Tea Party, etc. Nawet taką tragedię chcieli upolitycznić. Nie mogę tego pojąć. Każda grupa ludzi ma swoich ekstermistów. Komuniści, Konserwatyści, Demokraci etc. Nie można zaraz robić z tego polityki. Są to po prostu chorzy, zboczeni ludzie dla których życie innych ludzi nic nie znaczy.
I z nimi, tylko z nimi musimy walczyć. Jedyny problem, że większość z nich jest wiary muzułmańskiej. Uczeni są od dziecka nienawiści do zachodniej kultury i jest ich tak dużo, że trudno nam będzie z nimi wygrać. W tej chwili cieszy mnie, że jeden z nich nie żyje i mam nadzieję, że drugi szybko do niego dołączy!
   Jeszcze jedno. Dalej trwają polityczne walki o prawa do posiadania broni. W miasteczku, w którym chował się ten drugi, ogłoszone było, żeby wszyscy pochowali się w domach i nikomu nie otwierali. Nie wiadomo było gdzie się on pojawi. Ciekaw jestem, czy Ci, którzy są przeciwni posiadaniu broni, nie życzyli sobie w chwili kiedy siedzieli zamknięci w pokojach i oczekiwali na to co może się zdarzyć, żeby mieć pistolet w ręku? Ja na pewno chciał bym mieć broń w takich chwilach!

Żona mnie zapytała:
 – Ostatnio mnie zaniedbujesz. Kiedyś kupowałeś mi kwiaty i czekoladki, a teraz?
 – Czy ty widziałaś, żeby wędkarz dokarmiał rybę, którą złowi?
     I znów była awantura!

Friday, April 12, 2013



Verizon Nightmare! 



Do ostatniego tygodnia, mój serwis domowy na telewizję, telefon i Internet, obsługiwała jedna firma - Optimum. Kilka tygodni temu, zmienili oni swój system w telewizji i nie podobało się to Wiesi i Elaine. Zdecydowaliśmy się na zmianę firmy. Początkowo wszystko szło bardzo sprawnie. Najpierw załatwiłem firmę satelitarną (DirectTV). W ciągu dwóch dni pojawili się w domu. Założyli antenę. Nowy sprzęt i w ciągu kilku godzin, wszystko pięknie działało. Komunikacja z firmą działała tak jak powinna. Telefonicznie, bez problemu dostawałem się do ich reprezentanta i wszystko załatwiane zostawało w ciągu kilku minut.

Niestety, firma ta obsługuje tylko telewizję. Mają podpisany kontrakt z firmą telefoniczną (Verizon), która ma załatwiać resztę, czyli telefon i Internet. Tu zaczęły się problemy. Nie wiem dokładnie jak w Polsce rozwinięty jest system automatycznych sekretarek, ale tutaj wyprowadza mnie to z równowagi.

Telefon zaczyna się od długiej litanii, że oni są tutaj, żeby nam ułatwić życie i potrzebują kilka informacji a wtedy, wszystko załatwione będzie błyskawicznie. Wtedy maszyna zaczyna zadawać pytania. Twój numer telefonu, nazwisko, imię, adres, etc. Najpierw możesz odpowiadać i automat to rozumie a jak nie to każą Ci wciskać 1 za tak albo 2 za nie. Jak przez to przejdziesz to zadają Ci pytania w jakim celu dzwonisz. I podają kilka różnych problemów i masz podać, który jest Twój. Oczywiście zawsze jest tak, że Twojego problemu tam nie ma i już z lekko wrzącą krwią, naciskasz 5, że masz inny problem. Przechodzisz przez wiele takich warstw pytań i w końcu, przy gotującej się krwi w swoich żyłach, maszyna mówi Ci: OK. Najlepiej, jak połączymy Cię z naszym reprezentantem. Telefon będzie odebrany przez pierwszego wolnego operatora i czas czekania jest......... około 5 min. Aaaa!!

Bardzo grzeczny pan, podnosi słuchawkę po 5 minutach i zaczyna zadawać (k...wa!) te same pytania co maszyna. Załatwiłem z nim wszystko, zaznaczając, że chce mieć ten sam numer telefonu. Nie ma problemu. Technik zjawi się u pana za dwa dni. Czy muszę być w domu? Nie!

A co z modem do Internetu? Przyślemy pocztą. Sam mogę założyć. Bardzo łatwe.

Tak zakończyła się pierwsza część. Na drugi dzień, na wszelki wypadek sprawdzam stronę z Verizon (moje konto) i znajduje informację, że zmienili mi numer telefonu. Bang! Natychmiast na telefonie. Jak się domyślacie, przechodzę przez to samo. W końcu się do nich dostaję. Nie mają pojęcia co się stało. Zmieniają numer zamówienia, przesuwają datę instalacji. Wszystko ze słowami, jesteśmy tu, żeby Ci służyć. Na drugi dzień dostaję pocztą modem a na nastepny dzień jeszcze jeden, bo idioci jak zmienili mój numer to dla nich są dwa zamówienia.

Czwartek rano, w pracy, dzwoni moja komórka. Jestem zajęty. Odczytuję treść po pół godzinie i jest wiadomość, że technik będzie w moim domu za godzinkę, i że nic nie muszę robić. Great!

Wracam do domu. Zaraz po zaparkowaniu, sprawdzam połączenia na zewnątrz. Nic się nie zmieniło. Wchodzę do domu. Sprawdzam. Telefon i Internet działa, ale na starym połączeniu, czyli nic się nie zmieniło. Po godzinie tracę Internet i telefon. Verizon przejął numer ale mnie nie podłączyli, czyli nie mam NIC! Łapię komórkę i od nowa. Po 10 minutach udaje mi się dostać do żywej osoby. Tylko, że k....a w Indii. Nie mogę jej zrozumieć, próbuję jej tłumaczyć mój problem, ale ta nie ma pojęcia jak mi pomóc. Wreszcie pytam się, czy ona jest w naszym stanie, czy gdzieś w Indii? A Ta mi mówi, z silnym hinduskim akcentem: Tak ja jestem w Indii, ale to nie ma znaczenia. Nie ma znaczenia.... job Twoja mać! Ja mam problem w New Jersey, potrzebuje technika a ta mi chce naprawić telefon w Indii. Mówię, że to nie jest do przyjęcia, daj mi swojego szefa. Pstryk.... rozmowa zakończona. 40 minut na telefonie na nic. Od nowa. Następne 10 minut, przechodzenia przez maszyny. Do tego cały czas Ci powtarzają, że nie muszę siedzieć na tym telefonie, tylko mogę wejść na Internet i tam można to szybciej załatwić. Tu już krzyczę na biedną maszynę. Jaki Internet! Dobrze, że mnie nie rozumie.

Tym razem przechodzę przez trzy różne osoby. Każda odsyła mnie do nowej. Tłumaczą się, że to nie jest ich działka. Po trzeciej osobie, rozmowa zostaje przerwana. 50 minut na słuchawce!!! Nic nie załatwione.

Następna próba. Tym razem krótko. Tylko 10 minut. Po przejściu etapu z maszyną, zostaję rozłączony. Popielniczka jest pełna petów. Usuwam szklane rzeczy z mojej okolicy, bo jak będę rzucał rzeczami, nie chcę mieć szkła na podłodze. Może się napić wódki?

Jeszcze raz. Przyrzekam sobie, że ostatni. Najgorsze, że wściekam się nieraz na osoby, które nie są niczemu winne. Raz zgłasza mi się facet i głosikiem homo, mówi: How are you? Jak Ci przeleciał dzień? Wszystko w porządku? Are you f...ing kidding me!!! Mój dzień został zrujnowany przez Was!! W porządku? Oczywiście. Dzwonię, bo chciałem sobie z Tobą porozmawiać o wyższości Świąt Wielkanocnych nad Bożego Narodzenia!!!

Nie będę nawet próbował opisać co przeszedłem, przez ostatnie 70 minut, bo tyle trwała ostatnia rozmowa. Powiem tylko, że zakończyła się wielkim: pocałujcie mnie tam gdzie słońce nigdy nie wschodzi i zrezygnowałem z ich usług.

Następny telefon, już do Optimum i prośba o przyjęcie mnie z powrotem. Po pięciu minutach, miałem podłączony telefon i Internet. Spytałem się tego faceta, który mnie obsługiwał, czy nie chce wyjść wieczorem, czegoś się napić!! Potem wyszedłem na taras, zawyłem jak wilk, wróciłem do domu i poszedłem spać, bo było już bardzo późno.

Monday, April 8, 2013


    Poniedziałek 8 Kwiecień




Zacznę od wiadomości z Nowego Jorku. Mamy nowego sławnego Polaka w naszym mieście. Michał Jabłoński. W gazetach pojawił się artykuł i wywiad z tym 25-letnim „sprytnym„ chłopaku.

Opowiada, że był w Stanach kilka lat, wrócił do polski i trzy lata temu znów powrócił do Nowego Jorku. Tym razem doświadczony turysta, nie szukał mieszkania, tylko udał się do Nowojorskiego przytułku. Okazuje się, że nasze prawo miejskie, daje każdemu gwarancje przyjęcia do takich domów. Nie liczy się czy jesteś w kraju legalnie, z innego stanu, masz pieniądze. Nie ważne. I nie są to takie miejsca, które nieraz oglądaliście w filmach fabularnych. Wielkie hale, policja, gwałty i inne przestępstwa. Ten w którym on mieszka znajduje się w dzielnicy Chelsea. A tak on sam mówi o tym miejscu:

"Ludzie płacą 3.000 dolarów za mieszkanie tutaj, a ja mogę tu mieszkać za darmo!" Powiedział Michał Jabłonowski, 25, który przeniósł się z powrotem do miasta z rodzinnej Polski trzy lata temu, a obecnie przebywających w schronisku Bowery. "Mam jedzenie. Mam opiekę zdrowotną. To wspaniałe,'' Jabłonowski powiedział. "Tutaj, Miasto wspiera cię. Miasto pomaga Ci we wszystkim.'' "Dostajemy śniadanie, obiad i kolację. Mamy kuchnię mikrofalową i telewizor. Robią pranie za darmo ", zauważył Jabłonowski, który mieszkał w Nowym Jorku na rok przed powrotem do ojczyzny. Wrócił żeby żyć za darmo. Jabłonowski powiedział nawet dostaje przedpłacony telefon komórkowy - pozwalając na 1000 tekstów i 300 minut na miesiąc - "Teraz będę naprawiał zęby. Wszystko za darmo." poprzez Medicaid i chwalił się: "Kocham Nowy Jork, ponieważ nie można głodować w Nowym Jorku, można zawsze znaleźć jedzenie i ubrania ", powiedział. "Schroniska są naprawdę ładne. Masz czysty kąt. Miejsce do oglądania telewizji i przytulne, ciepłe miejsce do spania. Bezdomni mają tak dobrze, że nie chcą szukać pracy.''
     Do artykułu dodane są też krótkie wypowiedzi innych lokatorów tego przytułku. Ci pochodzą z innych stanów, ale twierdzą, że Nowy Jork jest najlepszy i tutaj się zjeżdżają.
     Może byłaby to ciekawa historia z miasta, które spełnia wszystkie nasze marzenia. Niestety, chciałoby się tam pobiec, sprawić im wielkie lanie i wyrzucić do innych krajów, stanów lub zagonić do pracy. Miasto im tego nie daje. My za to płacimy. Każdego roku więcej i więcej.
       Ciekawe jest też to, że sprawa była kiedyś w sądzie. Próba uregulowania przyjmowania do tych miejsc. Sąd odrzucił pozew i stwierdził, że każdy ma do tego prawo. My płacimy za mieszkanie, oni mają za darmo. My kupujemy ubezpieczenie (około $8000 na rok i dalej musimy płacić część kosztów medycznych), oni nie płacą centa. My płacimy za telefony, telewizję, pranie. Oni dostają to
wszystko bez opłat. Zapraszam do Nowego Jorku. Prawdziwy komunizm!!!

Wreszcie wiosna. Dzisiaj było 23 stopni Celsjusza. Jutro i w środę ma dojść do 27 stopni. W piątek zrobi się zimno (16 stopni). A jak idzie w Polsce ze sprzątaniem śniegu? Hi hi. Jestem trochę złośliwy.


   Wracam do zdarzenia na mojej budowie, o którym wspominałem Wam w rozmowie telefonicznej. Trzydzieści lat w zawodzie i jeden dzień, mógł przekreślić cały mój dorobek.
Tydzień temu, w piątek zaczęliśmy wbijać stalowe formy metalowe w celu zbudowania szalunku.
Wbijane są one w ziemię na głębokość 12 do 15 metrów.

Wbijane są tak, że później można kopać między nimi i powstaje głęboki  rów, wykop, w którym możemy bezpiecznie pracować i zakładać różne instalacje. W tym wypadku nowy system kanalizacji.





Wracam do piątku. Był to pierwszy dzień tej operacji, większość przeszła na montowaniu maszyny i przygotowaniu terenu. Poniedziałek jednak wyprowadził mnie z równowagi. Do południa nic nie zostało zrobione. Nawet jedna część szalunku nie została wbita w ziemię. Długa litania przeszła przez moje usta w kierunku moich pracowników. Pod koniec dnia, dużo się nie zmieniło. Wbili tylko jedną płytę. Do tego zwinęli się o trzeciej, czyli pół godziny za wcześnie. Dostało im się i groziłem, że wyrzucę wszystkich z pracy. Chcieli wracać, ale nie zgodziłem się, bo było już za późno. Na drugi dzień, zawsze jako pierwszy siedzę w biurze. Jest 6 rano. Powoli schodzą się moi pracownicy. W pewnym momencie, jeden z moich brygadzistów, rzuca pytanie. Jan? Czy tam gdzie wbijamy płyty, nie przechodzi podziemna, wysoko ciśnieniowa kanalizacja. W tej samej sekundzie zbladłem. Już wiedziałem, że wszyscy o tym zapomnieliśmy, ale ja jestem odpowiedzialny za wszystko, czyli to moja wina. Rury te przechodzą przez cały Brooklyn. W dzielnicy Coney Island są olbrzymie zbiorniki. Tam odprowadzane są wszystkie odchody z dolnej dzielnicy Brooklyn. Później olbrzymie pompy, przepychają to wszystko przez kilometry rur do dzielnicy Queens, gdzie znajduje się oczyszczalnia. Nie będę pisał o szczegółach technicznych. Jedno jest pewne. W momencie przebicia tych rur przez moje płyty, byłbym najsławniejszym Nowojorczykiem w tym dniu lub wielu dni. Setki tysięcy litrów odchodów wpłynęło by do oceanu, który jest tylko kilkanaście metrów o naszych wykopów. Budowa byłaby zatrzymana przez miasto i nie jestem sobie wyobrazić rozmiaru szkód. Pobiegłem natychmiast na miejsce tej operacji i zacząłem szukać czegoś, co dałoby mi jakiś namiar na tą linię. Znalazłem studzienkę i w prostej linii, od miejsca wbicia pierwszej płyty, zostało nam 3 metry. Czyli nie było tak źle i można było wbić jeszcze kilka z nich, bez problemu. Tym razem nie chciałem popełnić błędu. Natychmiast wysłałem koparkę i zaczęliśmy szukać rur. Tam gdzie obliczyłem, że powinna być, nic nie znaleźliśmy. Jeszcze pół godziny i jest. Dystans od płyty którą wbiliśmy i kanalizacji -.......tylko malutkie 2 centymetry. Gdyby nie urwali się z pracy wcześniej, była by tragedia.
Tym razem ktoś czuwał i się mną opiekował. Ludzie pracowali wolno, nic im nie wychodziło, urwali się wcześniej z pracy. Wszystko źle a tym razem dobrze. Dla porównania dodam, że przeciętnie wbijamy przynajmniej 15 takich płyt. A tutaj dwa dni tylko jedna. Czy ktoś wierzy w przeznaczenie?
Dodam, że byłem tak zdenerwowany, że musiałem udać się do wychodka i tutaj też nie będę pisał o szczegółach.