Pobudka o czwartej rano. Wyjeżdżamy na lotnisko. Szybko przechodzimy przez odprawy, bo to tylko lokalny lot. Żegnamy sie z Hermanem, naszym przewodnikiem i za 40 minut jesteśmy w innym miejscu.
Tutaj odbiera nas George i ruszamy do jedenej z głównych atrakcji naszej podróży. Najpierw zatrzymujemy się w Uyani. Dość duże miasto ale podobne do innych. Zaniedbane, niewykończone budynki, pokryte kurzem. Robimy drobne zakupy. To ostatnie miejsce z jakimiś sklepami. Potem to tylko pustynia. Wjeżdżamy na koniec świata.
Za miastem, zatrzymujemy się przy cmentarzysku kolejowym. Stoi tu dziesiątki rozpadających się parowozów, wagonów. Może nic specjalnego, ale dobre miejsce na robienie zdjęć.
Po tym przystanku, godzina jazdy do wyschniętego słonego jeziora - Salt Lake Uyani.
Jest olbrzymie bo o powierzchni powyżej 10000 kilometrów kwadratowych. Leży na 3600 metrów nad poziomem morza. Całość to kilka metrów soli - na głębokość a pod tym 70 procent litu z zasobów całego globu.
Gdziekolwiek się nie spojrzy to biała powierzchnia. Twarda, więc nie ma problemu z jazdą samochodem. Pędzimy w linii prostej. Jedynym kierunkowskazem to widoczne w oddali szczyty gór. Zatrzymujemy się w kilku miejscach. Przy jedynym budynku na jeziorze, małym muzeum i flagami różnych krajów.
W miejscu, gdzie nie ma nic, tylko płaska powierzchnia soli. Jest południe i bawimy się w robienie zdjęć ze specjalnymi efektami.
Na końcu, widać trochę wody. Jest to pora sucha, ale w porze deszczowej, jezioro pokryte jest cieniutką warstwą wody. Wtedy woda działa jak lustro i stoi się w odbiciu nieba. Tutaj widać jak dziwnie schnie sól. Krystalizuje się w formy ośmiokątów.
Ponownie przyciskamy gaz . Na horyzoncie pojawia się wysepka. Zbliżamy się do niej szybko. Nazywają ją Isla Incawasi albo Wyspą Kaktusową. Kiedy podjeżdżamy bliżej, wiemy dlaczego. Jesteśmy zachwyceni. Wspinamy się na jej szczyt. Musimy podejść 100 metrów w gorę. Z powodu braku tlenu, nie jest to łatwe. Ale tereny, które mijamy są tego warte.
Olbrzymie kaktusy. Wiele z nich ma więcej niż 1000 lat. Rosną tylko jeden metr na 100 lat. Góra, kaktusy a wokół biała tafla soli. Zdjęcia są piękne, ale nie oddają naszych wrażeń. Co chwila ktoś z nas wydaje okrzyk, ale cudowne.
Na szczycie trochę odpoczywamy.
Schodzenie jest łatwiejsze, ale też trudne.
Tam czeka na nas lunch. Siedzimy przy stole zrobionym z soli. Chociaż jest chłodno (w cieniu 10 stopni), promienie słońca dają wystarczająco ciepła. Jedzenie smakuje dużo lepiej w takim miejscu.
I jedziemy dalej. Za 40 minut przekraczamy brzegi jeziora.