Friday, April 12, 2013



Verizon Nightmare! 



Do ostatniego tygodnia, mój serwis domowy na telewizję, telefon i Internet, obsługiwała jedna firma - Optimum. Kilka tygodni temu, zmienili oni swój system w telewizji i nie podobało się to Wiesi i Elaine. Zdecydowaliśmy się na zmianę firmy. Początkowo wszystko szło bardzo sprawnie. Najpierw załatwiłem firmę satelitarną (DirectTV). W ciągu dwóch dni pojawili się w domu. Założyli antenę. Nowy sprzęt i w ciągu kilku godzin, wszystko pięknie działało. Komunikacja z firmą działała tak jak powinna. Telefonicznie, bez problemu dostawałem się do ich reprezentanta i wszystko załatwiane zostawało w ciągu kilku minut.

Niestety, firma ta obsługuje tylko telewizję. Mają podpisany kontrakt z firmą telefoniczną (Verizon), która ma załatwiać resztę, czyli telefon i Internet. Tu zaczęły się problemy. Nie wiem dokładnie jak w Polsce rozwinięty jest system automatycznych sekretarek, ale tutaj wyprowadza mnie to z równowagi.

Telefon zaczyna się od długiej litanii, że oni są tutaj, żeby nam ułatwić życie i potrzebują kilka informacji a wtedy, wszystko załatwione będzie błyskawicznie. Wtedy maszyna zaczyna zadawać pytania. Twój numer telefonu, nazwisko, imię, adres, etc. Najpierw możesz odpowiadać i automat to rozumie a jak nie to każą Ci wciskać 1 za tak albo 2 za nie. Jak przez to przejdziesz to zadają Ci pytania w jakim celu dzwonisz. I podają kilka różnych problemów i masz podać, który jest Twój. Oczywiście zawsze jest tak, że Twojego problemu tam nie ma i już z lekko wrzącą krwią, naciskasz 5, że masz inny problem. Przechodzisz przez wiele takich warstw pytań i w końcu, przy gotującej się krwi w swoich żyłach, maszyna mówi Ci: OK. Najlepiej, jak połączymy Cię z naszym reprezentantem. Telefon będzie odebrany przez pierwszego wolnego operatora i czas czekania jest......... około 5 min. Aaaa!!

Bardzo grzeczny pan, podnosi słuchawkę po 5 minutach i zaczyna zadawać (k...wa!) te same pytania co maszyna. Załatwiłem z nim wszystko, zaznaczając, że chce mieć ten sam numer telefonu. Nie ma problemu. Technik zjawi się u pana za dwa dni. Czy muszę być w domu? Nie!

A co z modem do Internetu? Przyślemy pocztą. Sam mogę założyć. Bardzo łatwe.

Tak zakończyła się pierwsza część. Na drugi dzień, na wszelki wypadek sprawdzam stronę z Verizon (moje konto) i znajduje informację, że zmienili mi numer telefonu. Bang! Natychmiast na telefonie. Jak się domyślacie, przechodzę przez to samo. W końcu się do nich dostaję. Nie mają pojęcia co się stało. Zmieniają numer zamówienia, przesuwają datę instalacji. Wszystko ze słowami, jesteśmy tu, żeby Ci służyć. Na drugi dzień dostaję pocztą modem a na nastepny dzień jeszcze jeden, bo idioci jak zmienili mój numer to dla nich są dwa zamówienia.

Czwartek rano, w pracy, dzwoni moja komórka. Jestem zajęty. Odczytuję treść po pół godzinie i jest wiadomość, że technik będzie w moim domu za godzinkę, i że nic nie muszę robić. Great!

Wracam do domu. Zaraz po zaparkowaniu, sprawdzam połączenia na zewnątrz. Nic się nie zmieniło. Wchodzę do domu. Sprawdzam. Telefon i Internet działa, ale na starym połączeniu, czyli nic się nie zmieniło. Po godzinie tracę Internet i telefon. Verizon przejął numer ale mnie nie podłączyli, czyli nie mam NIC! Łapię komórkę i od nowa. Po 10 minutach udaje mi się dostać do żywej osoby. Tylko, że k....a w Indii. Nie mogę jej zrozumieć, próbuję jej tłumaczyć mój problem, ale ta nie ma pojęcia jak mi pomóc. Wreszcie pytam się, czy ona jest w naszym stanie, czy gdzieś w Indii? A Ta mi mówi, z silnym hinduskim akcentem: Tak ja jestem w Indii, ale to nie ma znaczenia. Nie ma znaczenia.... job Twoja mać! Ja mam problem w New Jersey, potrzebuje technika a ta mi chce naprawić telefon w Indii. Mówię, że to nie jest do przyjęcia, daj mi swojego szefa. Pstryk.... rozmowa zakończona. 40 minut na telefonie na nic. Od nowa. Następne 10 minut, przechodzenia przez maszyny. Do tego cały czas Ci powtarzają, że nie muszę siedzieć na tym telefonie, tylko mogę wejść na Internet i tam można to szybciej załatwić. Tu już krzyczę na biedną maszynę. Jaki Internet! Dobrze, że mnie nie rozumie.

Tym razem przechodzę przez trzy różne osoby. Każda odsyła mnie do nowej. Tłumaczą się, że to nie jest ich działka. Po trzeciej osobie, rozmowa zostaje przerwana. 50 minut na słuchawce!!! Nic nie załatwione.

Następna próba. Tym razem krótko. Tylko 10 minut. Po przejściu etapu z maszyną, zostaję rozłączony. Popielniczka jest pełna petów. Usuwam szklane rzeczy z mojej okolicy, bo jak będę rzucał rzeczami, nie chcę mieć szkła na podłodze. Może się napić wódki?

Jeszcze raz. Przyrzekam sobie, że ostatni. Najgorsze, że wściekam się nieraz na osoby, które nie są niczemu winne. Raz zgłasza mi się facet i głosikiem homo, mówi: How are you? Jak Ci przeleciał dzień? Wszystko w porządku? Are you f...ing kidding me!!! Mój dzień został zrujnowany przez Was!! W porządku? Oczywiście. Dzwonię, bo chciałem sobie z Tobą porozmawiać o wyższości Świąt Wielkanocnych nad Bożego Narodzenia!!!

Nie będę nawet próbował opisać co przeszedłem, przez ostatnie 70 minut, bo tyle trwała ostatnia rozmowa. Powiem tylko, że zakończyła się wielkim: pocałujcie mnie tam gdzie słońce nigdy nie wschodzi i zrezygnowałem z ich usług.

Następny telefon, już do Optimum i prośba o przyjęcie mnie z powrotem. Po pięciu minutach, miałem podłączony telefon i Internet. Spytałem się tego faceta, który mnie obsługiwał, czy nie chce wyjść wieczorem, czegoś się napić!! Potem wyszedłem na taras, zawyłem jak wilk, wróciłem do domu i poszedłem spać, bo było już bardzo późno.