Saturday, September 1, 2018

Moon Valley - Dolina Księżycowa






    Niedziela 19 Sierpnia

        Śpimy trochę dłużej. Dopiero o dziewiątej wychodzimy na śniadanie. Zaraz po tym, krótki spacer wybrzeżami jeziora. Już o tej porze, słychać muzykę z wioski. Widocznie zaczynają pić bardzo wcześnie. 
     Wracamy tą samą drogą do La Paz. Jedyną różnicą jest przystanek przy jednym z cmentarzy. Różnią się bardzo od naszych. Niestety jak wszystko tutaj, jest trochę zaniedbany. Widocznie ludzie w tym kraju nie bardzo przywiązują wagę do czystości. Cmentarz wygląda jak mauzoleum. Tu nie ma grobów a wszędzie stoją ściany z komorami. Trumna wciskana jest w tą wąską komorę i zamykana ścianką z cegieł. Z przodu, rodzina tworzy różnego rodzaju kapliczki. Nieraz tylko kwiaty. Inni ustawiają rzeczy, które były tej osobie niezbędne. Stoją tu butelki coca-coli, whiskey, papierosy, zdjęcia, pamiątki. 





    Kiedy jest pogrzeb, rodzina ma małą imprezę pod grobem. Robi to codziennie przez pierwszy tydzień. Później raz na tydzień przez miesiąc, następnie raz na miesiąc przez rok i raz na rok przez pięć lat. To koniec. Miejsce jest wyrentowane na pięć lat. Dlatego nie ma dużych cmentarzy. Po tym ciało zostaje spalone i popioły wysypywane do jeziora Titicaca. Jeśli rodzina się nie zjawi, na grobie pojawia się notatka, ogłoszenie o eksmisji. Dopisane, że zwłoki zostaną spalone i proszą o odebranie ich w głównym biurze.


   Dojeżdżamy do La Paz bardzo szybko. Tym razem nie ma korków. W tym samym hotelu, odbieramy nasz pokój i natychmiast wyjeżdżamy do Moon Valley - Doliny Księżycowej.
    Nie jest to duże miejsce, porównując na przykład do miejsc w Arizonie czy Utah. Ale jest niezwykłe. W innych parkach można wszystko obejrzeć z daleka. Tutaj zbudowana jest ścieżka, którą przechodzi się między tymi księżycowymi skałami.




 Pod nogami widać często mniejsze lub większe otwory a kiedy się w nie zajrzy to widać głębokie przepaście.  Droga jest wytyczona i przechodzimy to w ciągu 1.5 godziny.





      
Nie byłoby to trudne, gdyby nie wysokości na których jesteśmy i brak tlenu. Ja męczę się nawet biorąc prysznic. Ciekaw jestem czy można by było się kiedyś do tego przyzwyczaić. Ale teraz utrudnia to bardzo życie.
     Nie wiem dlaczego ale przed wejściem do parku stoi olbrzymia makieta maszyny z Gwiezdnych Wojen. Chyba dlatego, że wygląda to na inną planetę.



     Po powrocie, ponowne rozpakowanie i odpoczynek. Niestety, nasza podróż z powodu krótkiego czasu, jest dość intensywna. Każdego dnia w innym hotelu. Trzeba się cały czas rozpakowywać.
Wychodzimy na miasto. Najpierw odwiedzamy restaurację, którą tu odnaleźliśmy z powodu Elaine. Z powodu alergii, może jeść tylko to co je królik. Dla mnie jest to niezgodne z moją religią i wchodzę do innej obok, żeby zamówić sobie dobrego hamburgera. Przynoszą mi to do restauracji w której jedzą dziewczyny. Bardzo miło z ich strony.
Następnie spacer po La Paz. 




    W sklepach, jak w każdym innym turystycznym mieście, można kupić każdy rodzaj pamiątek. Tutaj jest coś więcej. Nie zwróciliśmy wcześniej na to uwagi, bo myśleliśmy że to zabawki.
Wszędzie wiszą wysuszone zwłoki małych zwierząt a szczególnie lamy. Przeważnie zmarłych przy urodzeniu . Używane są do „czarnej magii”. Zawijane w papier na którym wymalowywane są różne obiekty, dodawane jakieś pachnidła i zioła a później spalane w ofierze ich bogini ziemi - Pachamama.


Tam można kupić wiele innych „magicznych” produktów. Na przykład sproszkowany język psa. Jak się go doda do napoju wybranej osoby, staje się ona oddana temu kto podał proszek. Tak jak pies.
    Przechodzimy obok komika, który parodiuje wszystkich przechodzących. Zaczepia samochody i ludzi. Jest bardzo zabawny i chwilę go oglądamy.
     Elaine daje mu napiwek i on ściska ją kilkakrotnie, ale to trzeba zobaczyć na filmie. A tego mam bardzo dużo. Nie wiem jak będzie można zrobić z tego wszystkiego krótki film.