Zaczyna się Nowy Rok, wiec powoli zbliżają
się podróże, czyli kolejne emocje w samolotach. Chociaż łatwiej mi to idzie niż
w pierwszych próbach, dalej odczuwam strach,
siedząc w tych metalowych puszkach, tysiące metrów nad ziemią.
Oczywiście żeby było przyjemniej obejrzałem wczoraj film „Non Stop”, który
opowiada historię samolotu zagrożonego terrorystami i chociaż kończy się
dobrze, pasażerowie przechodzą całą serię momentów mrożących krew w żyłach.
Rano, jadąc do pracy i słuchając
najnowszych wiadomości dowiedziałem się
o wypadku lotniczym, który w tym momencie jest tylko jedną wielką zagadką.
Wiadomo już, że samolot linii lotniczych z Malezji uległ jakiemuś wypadkowi,
tylko nie wiadomo dokładnie co się stało. Musiało to być coś bardzo nagłego, bo
piloci nie nadali jednej, najmniejszej wiadomości, ostrzeżenia czy wezwania o pomoc. W tej chwili podano wiadomość o dwóch pasażerach, którzy lecieli na
skradzionych paszportach. Nie wiadomo czy oni mieli z tym coś wspólnego. Dziwi
mnie, że w czasach, kiedy przeciętny haker może się dostać do większości
informacji na świecie, nawet tajnych, linie lotnicze nie mają takich
możliwości. W wiadomościach podano, że linie Malaysian Airline i wiele innych nie mają dostępu do
międzynarodowego programu z podobnymi informacjami. To dla mnie bardzo dobra
wiadomość. Będzie mi się spokojniej leciało, wiedząc że ja muszę ściągać buty,
pasek, zegarek i przechodzić przez te wszystkie kontrole, a gdzieś obok wsiada
ze mną ktoś kto ma skradziony paszport i nikt o tym nie wie!!
Jeszcze jedna ciekawostka, tym razem z
Nowego Jorku. W Izraelu proponują nowa ustawę, która mówi, że do wojska będą
pobierani tylko religijni obywatele tego kraju. Nic na ten temat nie wiem i nie
mam zamiaru się tym interesować. To ich sprawa co tam chcą robić. U nas jednak, na ulice Nowego Jorku, w proteście przeciwko tej ustawie wyszło tysiące
ortodoksyjnych żydów. Dlaczego u nas? No bo większość ortodoksyjnych żydów żyje
właśnie w Nowym Jorku a nie w Izraelu czy w jakimkolwiek innym kraju. Ilu ich
jest? Popatrzcie na załączone zdjęcie, które nie pokazuje całości, bo stało ich
tam zbitych w kupę przez 6 ulic.
A są to Ci religijni żydzi, którzy stanowią
mniejszą cześć żydowskiej populacji. Ktoś kiedyś powiedział, że Nowy Jork jest żydowskim
miastem. Zaczynam w to wierzyć.
Dzięki naszym znajomym Małgosi i John
Tarranto, zebraliśmy się wczoraj w niedzielę, w pobliskim Centrum Handlowym na
grę w kręgle.
Większość z nas grała w to
pierwszy raz, kilku miało z tym styczność ale małą. Chyba tylko sam John miał
pewne doświadczenie w tej grze.
Już od początku zapowiadała się
dobra zabawa. Podzieliliśmy się na dwie grupy, kobiety i mężczyźni. Nie będę opisywał zasad gry, wspomnę tylko że
trzeba rzucić, pchnąć kulę i wymierzyć w cel, czyli kręgle stojące około 20 metrów
przed graczem, tak żeby przewrócić jak ich największą ilość. Kobiety zaczęły od rzucania w tak różnych
kierunkach, że poprosiliśmy żeby postawili boczne siatki (przeważnie używane
dla dzieci),
wtedy kula, która normalnie źle
rzucona wypadła by z gry, tutaj odbijając się od siatki wracała na tor. Śmialiśmy
się, bo nieraz kula zanim dotarła do kręgli odbiła się po kilka razy, z boku do
boku a na końcu zbiła wszystkie kręgle. Ja zauważyłem, że tak jak na wojnie,
nie ważne czy kula trafi prosto do celu, czy z rykoszetu ale ważne że trafi do
celu.
Beata zaczęła sprawdzać różne kule. Spytałem
się czego szuka? Ona mi odpowiada, że szuka odpowiedniej, bo bardzo lubi duże
dziurki. Odpowiedziałem, że się z nią zgadzam, ja też!
Same metody rzucania też były zabawne. Jak
powinno to wyglądać?
Kula ma trzy dziurki, dzięki
którym można złapać kule,
krótki rozbieg i silne pchniecie kula w
kierunku kręgli.
Ale to tylko jedna z metod, bo dzięki
naszym paniom odkryliśmy ich więcej. Ewka była najlepsza. Stawała bez rozbiegu
na linii rzutu i zaczynała udawać dzwon kościelny. Kula zawieszona na dłoni i
ruchy dzwonu, w przód i tył i tak po kilku razach i odegrania hymnu kościelnego
wyrzucała kulę. I ponieważ związane to było z rytuałem kościelnego dzwonu, musiała
dostać łaski nieba, bo kula która trafiała z boku w bok, na koniec zbijała
wszystkie kręgi. Majka przyglądała się innym ale postanowiła grać swoją metodą.
Podbiegała do linii rzutu biegiem kaczuszki, tup, tup, tup, drobniutkimi
kroczkami ale nie wykorzystywała tego "rozpędu", tylko stawała na linii i już po
pełnym zatrzymaniu wyrzucała kulę. I znów wyniki były całkiem niezłe. Wtedy zacząłem
się zastanawiać, czy ja nie robię błędów i nie powinienem wykorzystać jednej z
tych metod. Może bym lepiej trafiał. Małgosia, która nie była zgodna z innymi
kobietami, próbowała rzucać poprawnie i przez to była często gorsza, chociaż
jej kule dochodziły prosto do celu, ale zbiła mniej kręgli niż te rzucane od
boku do boku.
Panowie też potrafili dotrzymywać kroku
kobietom. Najpierw Leszek zadziwił nas wspaniałym rzutem. Siedząc zaraz za nim, o mało co nie straciłem życia,
bo ten w rozmachu stracił kule i ta zamiast do przodu, poleciała w przeciwnym
kierunku i spadła przed moimi nogami. Po tym rzucie przesiadłem się na inne
miejsce. Zyga podobnie stracił tak kulę ale trochę bezpieczniej. Reszta to oczywiście dobra zabawa. Lepsze i
gorsze rzuty, ale wszystko to przyjemnie spędzony czas.
Kobiety natychmiast wpadły
na pomysł, żeby zrobić coś jeszcze i mają zamiar spotkać się na kursie
gotowania. Mam nadzieję że będą lepsze niż w kręgle, bo inaczej szkoda mi tych
co będą musieli jeść to co ugotują! Ja myślę o zebraniu panów na kurs
szydełkowania!
Na koniec jak zwykle coś interesującego do
oglądania.
O tych z niezwykłym szczęściem.
Zabawne i ciekawe
I jeszcze więcej z Rosji