Monday, September 18, 2017

Himba Village

     Podróżując po Namibii, myślę o ludziach którzy tu mieszkają. Przez tysiące lat, grupy ludzi przemieszczały się z miejsca na miejsce, szukając tego wybranego, szczególnego. Ale osiedlali się wszędzie. Nawet w tych nieprzyjaznych terenach, często wrogich. Jest coś takiego w nas, że dążymy do posiadania czegoś. Kiedy zamieszkujemy w jakimś miejscu, staje się ono nasze i od tej chwili będziemy walczyć o nie za wszelką cenę. Nawet tereny wypalone przez słońce, tak mało zachęcające do pozostania na nich. Po jakimś czasie, nie szukamy już niczego innego. Tak żyjemy i tak musi być. Do chwili, kiedy jacyś młodzi rodzą się z ideą posiadania więcej, oni wiedzą, że są miejsca łatwiejsze do życia niż to ich. Ruszają w poszukiwania i znajdują coś nowego, co staje się ich nowym domem. Pojedyncze przemieszczenia są dopuszczalne. Masowe, doprowadzają do wojen.       Ci którzy tu mieszkali od wieków to bushmeni. Można zobaczyć o nich wiele filmów. Na przykład Gods Must Be Crazy. Spokojni, niczego nie posiadąjacy, nie agresywni. Spotkałem ich kilku, ale już w tutejszej cywilizacji. Mówią bardzo śmiesznym językiem. Co kilka słów wydobywa się z ich ust takie kilknięcie językiem.
      Mieszkają oni jednak na samej północy Namibii i nie jestem w stanie tam dojechać. Znajdujemy jednak wioskę mieszkających tubylców tych terenów. Chociaż żyją w bardzo prymitywnych warunkach, znają już wartość pieniądza. Korzystają też z tego i ułatwiają sobie życie kupując w pobliskich miasteczkach produkty żywnościowe. Spacerując po wiosce, zauważyć można butelkę ketchupu, worek z mąką, zamiast naszyjnika z korali na sznureczku wiszą klucze, etc.
      Żeby więc tam się dostać, musimy wręczyć im trochę banknotów. Pozwalają nam też robić zdjęcia. Centrum wioski to ogrodzenie dla zwierząt a wokół pojedyńcze domki. Domki są proste. Zbudowane z gliny, gałęzi i trzciny. Jedno pomieszczenie zastępuje kuchnię i sypialnię.



W tej mieszka około 30 kobiet i pięciu mężczyzn. Nieźle dla nich. Kobiety nie myją się a raczej smarują wyprodukowanym przez siebie czerwonym proszkiem, do którego dodają pachnideł.  Jedna z nich właśnie to robiła.




    Dla nas oczywiście to przerażające, ale oni musieli coś wymyśleć z powodu braku wody. Ciekaw jestem jak one smarują się w prywatnych częściach?  A może raczej nie.  Gotowanie jak widać na zdjęciach z produktów naszej cywilizacji. To jakaś mąka z kukurydzy? Nie mają wymyślnego jadłospisu. Chyba, że mężczyźni coś upolują.





     Nie jest to najzdrowsze jedzenie i chociaż im się nie przelewa, wiele kobiet jest bardzo otyłych.





      W środku domku, jedna z nich pozuje mi w czymś zrobionym ze skóry antylopy, co ma być ich ozdobą w ważniejsze dni.


    A inna, która jest w ciąży, staje pod drzewem.




 W pobliżu wioski stoi budynek, który jest ich szkołą. Tam gram w piłkę z jednym z dzieciaków.




    Opuszczamy to miejsce pod dużym wrażeniem. Mieszkając w  Nowym Jorku, trudno wyobrazić sobie, że inni żyją jeszcze w takich warunkach.
 Przy drodze spotykamy grupkę siedzących ludzi, czekających na transport. Jedna z dziewczyn uśmiecha się i wypycham Mariana, żeby sobie zrobił zdjęcie z tutejszą dziewczyną.


   Zbliżamy się coraz bardziej do ostatniego celu naszej podróży, Etosha Park.
Jest to jedyny narodowy park w tym kraju w którym można skorzystać z safari. Znajduje się on wokół wyschniętego jeziora (miliony lat temu). W tej chwili jest to patelnia soli, jak to tu nazywają.