Sunday, July 23, 2017

Bardzo zwyczajna niedziela

     Dzisiaj pierwszy raz od wielu tygodni czułem że trochę odpocząłem. Ostatnio ledwie się poruszałem. Praca którą mieliśmy wykonać w ciągu 10 dni, skończona została w dziewięć.



 Może jeden dzień wydaje się być małą różnicą ale wierzcie mi, że to bardzo wiele. Dalej mamy dużo pracy, ale to nie jest to co w te kilka dni. Martwi mnie tylko to, że moja prawa ręka Joe a take główny brygadzista Orlando, biorą wakacje w tym samym czasie, zaczynając od jutra. Ponownie będę musiał się trochę namęczyć. Czekam z niecierpliwością na moje wakacje. Za trzy tygodnie wyjeżdżamy na kilka dni do Arizony a pierwszego września do Afryki. Odbije sobie na Orlando i Joe. Ustawię tak prace, żeby mieli jak najwięcej roboty. Ha, ha.

     Nasi najbliżsi znajomi Ewa i George, zdecydowali się na sprzedaż domu. Prawdopodobnie wyprowadzą się do innego stanu, ale tego jeszcze nie wiedzą. Ich dom pokazany jest na internecie w bardzo drogim programie 3-D. Można wirtualnie pochodzić sobie po ich domu.

Tak niektórzy mieszkają.
Po prawej stronie pisze all. Tam można zmienić na różne piętra. Kliknięcie na domek po lewej zbliży cały model. Można go obracać myszką w każdą wybraną stronę. Kliknięcie na człowieka, pozwala wejść w wybrany pokój.
 


    Pogoda dalej na tym samym poziomie. Razem z wilgotnością jest około 35 do 40 stopni.

Trawa już zaczyna żółknąć, a podlewam ją dwa razy dziennie. Nawet ptaki się chowają i jak sypię im nasiona to zjawiają się dopiero późnym popołudniem.

   Kilka starych zdjęć. Nasza pamięć jest zawodna. Pamiętamy to co najważniejsze. Szczegóły giną z czasem. Są one jednak dalej zaszufladkowane w naszym mózgu. Trzeba tylko umieć te szufladki otworzyć. Zdjęcia to właśnie robią. Nowa generacja ma to szczęście, że kamery, aparaty fotograficzne są dostępne dla każdego. Nie tak było za naszych czasów. Na zdjęciu ze śpiącym ojcem, zauważyłem dwa drobiazgi. Koc, który był z nami przez dziesiątki lat i taca, która stoi przy ojcu. Mama zawsze robiła mi śniadanie i stawiała przy łóżku. Kiedy mnie budziła, jedzenie stało gotowe. Jadłem na pół śpiąco. Wtedy to było dla mnie normalne. Nigdy nie pomyślałem ile to dla niej było wysiłku i poswięcenia.

 Ten misiu po środku to poruszona Grażyna.





Wednesday, July 12, 2017

Praca 24 godziny na dobę

   To już trzeci dzień w który pracujemy 24 godziny na dobę. Zostało mi 7 dni do skończenia, jeśli uda mi się wykonćc plan. Wjazd na autostradę został zamknięty. Jest to nietypowa sytuacja, bo miasto raczej na to nie pozwala. Wolą wydać dodatkowe miliony dolarów, ale nie utrudniać kierowcom życia. Dla niejednego wydaje się to właściwym wyjściem ale ja nie zawsze się z tym zgadzam. Miliony dolarów idą z naszych podatków a krótkie utrudnienie w dojeźdie do celu, nie zmieni bardzo naszego życia.
     Pierwszy dzień poszedł gładko. W ciągu 24-ech godzin zdjeliśmy całą betonową drogę. 


Drugi też niezły. Czyszczenie i naprawa metalowych konstrukcji. Trzeci niestety to kłopot za kłopotem. Nie mam zamiaru wszystkiego opisywać, ale podam jeden z nich. Dźwig który mamy używać do podnoszenia betonowych płyt przyjechał na godzinę 5 rano. Wprowadziłem go na miejsce docelowe. Kiedy stanął tam gdzie trzeba, okazało się że jedna z części która utrzymuje ten dźwig w stabilnej pozycji znalazła się na studzience kanalizacyjnej. Oczywiście dźwig nie mógł na tym stać. Kazałem im przesunąć go o 3 metry i tu operator odmówił. Muszę dodać, że ma on zakładać płyty w promieniu 80 metrów, czyli te 3 metry nic nie znaczą. Mówi że to niezgodne z planem. Walczyłem z nim przez półtorej godziny, błagając, strasząc, tlumacząc że to żadna różnica bo dźwig jest większy niz potrzebujemy. Dopiero po tym czasie zgodził się go przesunąć.
   Kiedy byliśmy gotowi, z każdej strony nadjechały samochody policyjne, strażacy, karetki pogotowia. Zablokowali nam drogę. Okazało się że ktoś topił się w rzece przy nas. Wyciągneli go za późno. Ciało leżało tam przez kilka godzin.


    Z tymi wszystkimi problemami pracujemy przy 35-ciu stopniach Celsjusza. Na betonowej autostradzie, bez cienia jest trudno wytrzymać. Po 12 godzinach pracy wraca się do domu i najlepiej iść natychmiast spać. Ale ja tak nie potrafię. Jutro następny dzień i mam nadzieję że nadrobię dzisiejsze straty. 

I oczywiście kolejne zdjęcia.





Jak bedziemy rozmawiac to powiedcie mi kto to jest ta pani pierwsza po lewej i stojacy pan przy mamie.


Monday, July 10, 2017

Karaoke party

   W ubiegłą sobotę, mieliśmy spotkać się z przyjaciółmi u Małgosi i Johna. Z powodu możliwych opadów deszczu, przenieśli to na niedzielny wieczór. Nie jest to najlepszy dzień na przyjęcia, bo wielu z nas wstaje do pracy wcześnie rano. Okazało się jednak, że wszyscy przyszli. Tylko szybko się zwijali do domów.
W towarzystwie naszym jest wielu, którzy mają różne talenty, jednej rzeczy nikt nie potrafi - śpiewać. A okazało się, że ma być to wieczór karaoke. Był nawet specjalny DJ, który to prowadził. Przez długi czas nikt nie decydował się na występy. Dopiero alkohol dodał odwagi najodważniejszym. Mam uchwycone kilka momentów na telefonie, ale nie chcę nikomu robić przykrości i umieszczać tego na internecie. Oczywiście mnie przy mikrofonie nie zobaczono. Rozwarzaliśmy z kolegami o czasie w jakim zareagują sąsiedzi. Impreza odbywała się na dworze. Głośną muzykę można jeszcze znieść, ale to było trochę gorsze. 
  Wyszedłem po godzinie 22-giej. Właśnie wtedy pod dom podjechała policja. Szybko zadzwoniłem do jednego z przyjaciół. Skończyło się tylko na ostrzeżeniu.
     Nie myślę, że ktoś jeszcze kiedyś będzie chciał zorganizować karaoke party.

Kolejne zdjęcia z przeszłości.



Dziwnie ogląda się zdjęcia na których są Ci co od nas odeszli. Mama z księdzem Wudarskim, brat i siostra ojca, Kaziu i Jadzia 



Z tyłu tego zdjęcia napisane było: Sądzę, że mnie poznasz. Pokaż dzieciakom czy mnie poznają.
To dziadek po zakończeniu II Wojny Światowej w Armii Polskiej w Anglii.



Tuesday, July 4, 2017

Czwarty Lipiec

    Kończy się dodatkowy dzień wolny, czyli święto 4-go Lipca. Jak już wspominałem, nie zamierzałem robić nic ciekawego. Przy nieprzerwanie pięknej pogodzie, bawiłem się pracą w naszym ogrodzie. W lipcu wygląda najładniej, bo kwitną wszystkie kwiaty.  Większość prac jest skończona i od dzisiaj, zostaje mi tylko podlewanie i sprzątanie.







   Grażyna. Jak rozmawialiśmy w Polsce, to wspominałem o tych hostach. Są one łatwe do sadzenia i nie trzeba nic przy nich robić. Co roku rosną trochę większe. Są w różnych kolorach i także kwitną w lipcu. Rosną w cieniu i słońcu, są więc bardzo praktyczne do wypełnienia pustych miejsc.




   Muszę wspomnieć i pochwalić się, że Elaine skończyła następne studia. Do dyplomu w kierunku artystycznym, doszły jej z Biologii i mniejszy z Psychologii. Wytłumaczenie. W Stanach można studiować w jakimś kierunku (jak Elaine biologie), ale jak się bierze wystarczająco dużo przedmiotów z innego kierunku, można dostać minor (mniejszy) w tym kierunku. 
Zobaczymy co będzie dalej. 
    Następne zdjęcia z tych odnalezionych w Polsce.






Sunday, July 2, 2017

Leniwy weekend

Kończy się weekend, ale nie narzekam, bo była piękna pogoda, relaks i jak zwykle trochę pracy. Ponownie musiałem przycinać krzewy. Słoneczna pogoda ale z przelotnymi deszczami powoduje ich szybki rośnięcie. Trochę opalania, czytanie książki, jacuzzi, etc. Małe poczucie winy, że tak leniwie spędziłem te dni. Potrzebne mi to było bo następne dwa weekendy będę musiał pracować na swojej budowie. To znaczy soboty i niedziele. 
    Na zewnątrz domu, spotkałem odpoczywającą sarnę. Nie jest tou nas coć niezwykego. Nie boją się one ludzi. Można dojść do nich nawet bardzo blisko. 





    Następnych kilka zdjęć rodzinnych.


Siostry - Kazia, Hela, Cela i Mama a w srodku Babcia i Siostra Iluminata

]

Nasz samochód - Warszawa


Mama z ojcem a z lewej Ciocia Jadzia z mężem


Rodzinka Sparażyńskich


Ola z nieznanym partnerem a w tle rodzice


Po prawej ojciec, z  księdzem Wudarskim i kuzynką