Thursday, November 27, 2014

Thanksgiving

   Święto Dziękczynienia. 
   Większość dnia to gotowanie. Wszystkim zajmuje się Wiesia z Elaine, ale główna rzecz, czyli pieczenie indyka należy do mnie. Opiszę więc jak go zrobić. Może Wam też się zechce pewnego dnia go zrobić. A polecam, bo naprawdę pyszny.  
    Po umyciu i oczyszczeniu indyka, wkładamy do otwartych części  przygotowane nadzienie. Ja wpycham to najpierw od tyłu.

Po wypełnieniu zaszywamy. My mamy takie metalowe igły, które przeszywamy przez skórę i potem ściskamy to wszystko przygotowanym sznurkiem.
 



Następnie odwracam ptaka i robię to samo od strony szyi.
 

Gotowego wkładamy do naczynia i najpierw wlewam gorącej wody na dno ale żeby nie dotykała indyka, a potem dokładnie smaruję rozpuszczonym masłem.
 

Teraz do piekarnika i temperatura ustawiona na 325 stopni.
 

Garnek przykrywam i tak piecze się przez trzy godziny. Oczywiście czas zależy od wielkości indyka. Mój ma 9 kilo, więc całość piecze się około 5 godzin. 
Po tych 3 godzinach wygląda tak. 
 

Teraz go odkrywam i polewam dobrze tym co znajduje się pod nim, czyli wodą z masłem. Robię to co pół godziny. Szybko, żeby piekarnik nie wystygł, ale dokładnie. Jak widzieliście na pierwszych zdjęciach, skrzydełka przypinam do indyka. Jak tego nie robiłem to na zewnątrz często się przypalały. 
   A tak wygląda już gotowy do jedzenia. 
 

Teraz co do nadzienia. Każdy robi inaczej. Amerykanie przeważnie wypychają go kupionym w sklepie gotowym nadzieniem. Ale my tego nie lubimy bo jest za suche. Są to pokruszone grzanki z dodatkami jak bekon, przyprawy, etc. Ale większość to chleb.
 Wiesia miesza to kupione w sklepach ze zmielonym bekonem, smażona polędwica, wątróbką, rodzynkami. Dużo warzyw. Gotowana marchewka, seler, smażone grzyby z czosnkiem, smażona cebula. I to mieszamy z dwoma ubitymi jajkami, Oczywiście bez cukru. Ale tutaj każdy może sobie wymyśleć swoje. Ważne żeby to było wewnątrz indyka, wtedy piecze się razem i nabiera specyficznego smaku.
 
 
 Najważniejszy jest też sos, którym polewany jest indyk i nadzienie. Ale to już Wiesia zna dokładnie, bo sama go wymyśliła. Każdy z Was prawdopodobnie potrafi taki sos  zrobić. Woda z ugotowanych warzyw, które są później zmiksowane z dodanymi grzybkami z polski na drobną papkę. Dodana śmietana. Coś takiego.
Piszę to wszystko bardzo szybko, bo pomiędzy pieczeniem i przygotowaniami. Mam nadzieję, że czegoś nie opuściłem. 
   Teraz tylko postawić to na stół. Nieraz stawiamy całego a często już kroję go na kawałki, bo nie trzeba przeprowadzać całej operacji krojenia tylko zacząć natychmiast jeść.
 

A dodatki to nasze polskie ziemniaki ale także ziemniaki na słodko czyli yamsy.
Też według przepisu Wiesi. Najpierw ugotowane. Można dzień wcześniej. Po zdjęciu skóry mielimy w maszynce z dodatkiem trochę soli i małej ilości kwaśnej śmietany. Wkładamy do do garnka i pieczemy ale pokrywamy przygotowanymi orzechami włoskimi. Orzechy najpierw zalewamy gorącą wodą. Po godzinie wyciągamy i kroimi na drobne kawałki. Pokrywamy je roztopionym masłem ale zaraz po tym je lekko wycieramy. Mieszamy z brown raw suger, czyli brązowym cukrem i wysypujemy na przygotowane yamsy.
 

Gruszki na słodko z przepisu naszej babci.
 

Żurawina wymieszana z brzoskwinia (nie świeże ale te trochę wysuszone).

A na zakończenie obowiązkowy amerykański apple pie na ciepło z lodami. 
 

Już nic nie mogę pisać, bo nie mieszczę się w mój fotel przy komputerze. Trzeba iść się położyć.