Wakacje się zakończyły ale pozostał jeszcze jeden dzień na
powrót. Nie wpominał bym o tym ale był on nietypowy.
Piąta rano wychodzimy z mieszkania. Pakujemy walizki do samochodu
i siadam za kierownicą. Jest jeszcze bardzo ciemno. Wszystko zamknięte. Klucze
mamy zatrzasnąć w pokoju. Zapalam silnik i pojawia się światełko, że lewe,
przednie koło ma mało powietrza. Połowa wymaganego ciśnienia. Wpadam w panikę,
bo mam obliczony dokładnie czas na dojazd, oddanie samochodu i dostanie się na
samolot. Następne miasteczko od nas jest kilkadziesiąt kilometrów. Mam
ubezpieczenie na koła i mógł bym probówać wezwać ich serwis ale wiadomo że tu
nikogo nie ma więc trwałoby to bardzo długo. Postanawiam jechać.
Natychmiast naciskam pedał do dechy i jadę powyżej 100 mil na
godzinę, czyli 160 kilometrów. Powietrze wylatuje z koła ale bardzo wolno. Jadąc
obliczam ile opada na każdy kilometr i modlę się żeby wystarczyło do miasta,
jeśli tam będzie coś otwarte. Taka nerwówka przez półtorej godziny. Pierwsze
miasteczko było opuszczone. Dopiero w drugim znalazłem stację, gdzie można było
dostać powietrze. Nabiłem więcej niż inne koła i dalej w drogę. Musiałem to
robić jeszcze raz ale udało mi się dojechać do las Vegas. Trochę się jednak
nadenerwowałem.
Na lotnisku już spokojniej. Samolot jest na czas. Siadam przy
swoim Gate a dziewczyny idą jeszcze na zakupy. Przed samym odlotem ogłaszają, że
szukają trzech osób, które chcą pozostać na jeszcze jeden dzień w mieście. Płacą
za hotel, dojazd do miasta i dodatkowo po tysiąc dolarów. Bardzo dobra oferta
ale ja muszę być w pracy. Nie mam najlepszej sytuacji. Nikt się nie zgłasza,
więc ogłaszają ponownie. Dziewczyn dalej nie ma. Wreszcie zaczynają wpuszczać na
samolot. Zostało pół godziny do odlotu a kobiet nie ma. Zaczynam znów się
denerwować, bo jak nie znajdą nikogo na tą ofertę a my będziemy ostatni to mogą
nas zablokować. Takie jest tu prawo. Dzwonię do Elaine a one zadowolone bo
kupują i mówia że zaraz będą. Tak się wkurzyłem, że powiedziałem że sam wsiadam
a one niech się martwią same. Przybiegy 15 minut przed odlotem.
Oczywiście obrażone, że ja sie wkurzałem. No i przynajniej
lecieliśmy do domu w ciszy. Tylko szum samolotowego silnika ale nikt mi nie
trajkotał przez cały lot.
W domu już było wszystko w porządku i oczywiście nie zepsuło nam to
całych wakacji. Tylko ja musiałem brać pastylki na uspokojenie.
No comments:
Post a Comment