Obudziliśmy się rano i zaraz po śniadaniu, przejrzałem tutejszą prasę.
Wiem, że jesteśmy w czasie kiedy zaczynają się większe opady deszczy. Już kilka
razy mieliśmy tego przykład. W gazecie opisany jest wypadek który wydarzył się
dwa dni temu. Na drogę po której dzisiaj będziemy jechać, spadł kamyczek z
tutejszych gór. Rozmiar jego nie pozwolił na jego usunięcie. Musieli używać dynamitów.
Na szczęście nie znalazł się pod nim żaden z przejeżdżających samochodów i
egoistycznie muszę powiedzieć, że szczególnie nie mój!
Zion Park jest tym który dzisiaj zwiedzimy. Tym razem jest to kanion wyżłobiony
przez rzekę. Zajęło to 13 milionów lat. Jest także zbudowany z czerwonego
piaskowca. Piaski te nanoszone były w okresie jurajskim. Przez cały park prowadzi droga (z
niesamowitymi zakrętami), z której można obserwować piękno tego miejsca. Także
i tutaj zatrzymać się można na poboczach i pospacerować po tych terenach. Nasz
problem to czas. Moja praca zawodowa nie pozwoliła mi wsiąść dłuższych wakacji.
Przyjechaliśmy tu na cztery dni a to prawdę mówiąc, bardzo mało na te parki.
Dlatego musiałem dokładnie to zaplanować, żeby coś zobaczyć ale nie w biegu.
Najpierw dojechaliśmy do dużego parkingu. Tutaj można wsiąść autobus,
który przejeżdża przez najważniejsze miejsca i wysiąść w wybranym przez siebie miejscu. Nasz cel to szmaragdowe
baseny.
Przejazd trwał tylko kilkanaście minut. Zaraz po wyjściu zaczynamy wspinaczkę.
Droga tym razem oznaczona. Jest tu też bardzo dużo turystów. Są kobiety z
jednorocznymi dziećmi oraz ludzie w wieku wskazującym, że ja jestem bardzo
młody. Trudno się przez nich przecisnąć, bo oczywiście są bardzo powolni.
Powodem jest weekend, bo trafiliśmy tutaj w sobotę, czyli wielokrotnie więcej turystów.
Są tutaj trzy poziomy tych zbiornikow wodnych. Ponieważ jest tu koniec
suchej pory, nie wyglądają one tak efektownie jak w czasach ulew. Wtedy mają też
podobno ładniejsze kolory.
Pierwszy poziom to olbrzymi uskok
skalny, pod którym idziemy. Wszędzie spada z niego woda, ale to nie żadne
wodospady.
Im dalej, tym mniej ludzi. Wielu
prawdopodobnie szybko wraca. Dochodzimy do drugiego poziomu. Tutaj jest dużo ładniej.
W cieniu drzew można sobie przyjemnie odpocząć. Niestety, większość ludzi ma
ten sam pomysł i nie mamy zamiaru siedzieć w tym tłumie. Robimy zdjęcia i
idziemy dalej.
Tutaj już dużo mniej wytrwałych. Wspinaczka jest trudniejsza i
temperatury poważnie rosną. Słońce jest dokładnie nad nami.
Ostatni basen jest największy. Wspinamy
się na okoliczne skały. Siedzimy kilkanaście metrów nad wodami basenu i w
cieniu drzew pijemy herbatkę, przegryzając ją ciastkami.
Po dłuższym odpoczynku i relaksie w tym pięknym miejscu, schodzimy na dół. Następna sesja fotograficzna.
Po dłuższym odpoczynku i relaksie w tym pięknym miejscu, schodzimy na dół. Następna sesja fotograficzna.
Schodzenie dużo łatwiejsze. Park ten ma dużo więcej zieleni. Roślinność wciska się w niemożliwe miejsca.
Widoki też imponujące.
Na samym dole padamy ze zmeczęnia.
Bierzemy kawę, która zaskakująco nam smakuje i wracamy do naszego samochodu. Od tej chwili jesteśmy sami. Zatrzymujemy się w kilku miejscach, żeby utrwalić je na zdjęciach.
Na samym dole padamy ze zmeczęnia.
Bierzemy kawę, która zaskakująco nam smakuje i wracamy do naszego samochodu. Od tej chwili jesteśmy sami. Zatrzymujemy się w kilku miejscach, żeby utrwalić je na zdjęciach.
Przy końcu parku stajemy na poboczu i
wchodzimy w góry na dłuższy spacer. Udaje nam się spotkać górskie kozice.
Jeszcze raz nie możemy nacieszyć się widokami.
Niestety. Tak kończy się nasza podróż. Został powrót do hotelu.
Idziemy na obiad do ciekawej
restauracji. Jest tu dużo miejsc zrobionych dla turystów do fotografowania i
przed obiadem dziewczyny chcą zdjęcia.
Bardzo wczesna pobudka. Jestem trochę zdenerwowany, bo trzeba dojechać
do las Vegas (3 godziny), znaleźć miejsce oddania samochodu, dojechać na
lotnisko i przejść wszystkie odprawy. Jakikolwiek problem po drodze i siedzimy
w Las Vegas do następnego dnia. Nie było
jednak potrzeby na te nerwy. Wszystko ułożyło się według planu. O 12:30
siedzimy w samolocie. Sprawiłem dziewczynom niespodziankę. Lecimy pierwszą klasą.
Uzbierałem trochę kilometrów na United Airlines i dostałem to za darmo. Powrót
jest więc, lepiej niż przyjemny. Nawet obiad jest smaczniejszy niż w niejednej
restauracji.
Widać jak nowe osiedle jest całkowicie na pustyni. Roślinność jest tylko na prywatnych działkach.
Wszystko to zmieni się za kilka lat, tak jak tutaj.
Nawet w samolocie udaje mi się zrobić kilka ciekawych zdjęć. Tęcza między chmurami.
Zachód słońca niestety był z tyłu samolotu. Złapałem tylko część.
Lądujemy w Nowym Jorku o 20-tej i już nam żal, że nie mogliśmy tam zostać trochę dłużej. Ale tak powinny kończyć się każde wakacje.
Wszystko to zmieni się za kilka lat, tak jak tutaj.
Nawet w samolocie udaje mi się zrobić kilka ciekawych zdjęć. Tęcza między chmurami.
Zachód słońca niestety był z tyłu samolotu. Złapałem tylko część.
Lądujemy w Nowym Jorku o 20-tej i już nam żal, że nie mogliśmy tam zostać trochę dłużej. Ale tak powinny kończyć się każde wakacje.
No comments:
Post a Comment