Czas na Bryce Canyon Park. Nazwa trochę
myli, bo według naukowych tłumaczeń, kanion jest stworzony przez przepływające
rzeki. Ten jednak tak nie powstał. Znajduje się na pustynnych terenach i
temperatury w większej części roku wachają się tu od dodatnich w dzień, do
ujemnych w nocy. W czasie naszego pobytu w południe temperatury rosły do 40
stopni a w nocy spadały do 10-iu.
Padające deszcze, małe strumyki
wprowadzają wodę w każdą szczelinę tych wapiennych skał. Nocami woda ta zamarza
i powiększając swoją objętość, powoduje ich kruszenie i rozpadanie. Także wody mają
tu odczyn kwasowy, rozpuszczają więc te skały.
Wszystko to spowodowało stworzenie jednego z
najpiękniejszych parków świata.
Powstały tu różne formacje, które otrzymały
swoje nazwy. Najsławniejsze są hoodoo. Nie mają tłumaczenia na polski. Są to
iglice, rożnego kształtu kolumny. Znaleźć tu też można dziesiątki okien, łuków
skalnych. Najwięcej znanym jest Natural Bridge. No i oczywiście, przedstawione
już na mojej stronie, slots!
Dostaliśmy się do niego wcześnie rano. Przejechać
trzeba przez strzeżony wjazd i zapłacić 30 dolarów. Sprawdzaliśmy wysokości i
drogi wspinały się aż na 3000 metrów ponad poziom morza. Postanowiłem najpierw
dojechać do końca parku. Punkt ten nazywa się Fairyland Point.
Tutaj zaparkowaliśmy samochód i powspinaliśmy
się trochę po tych szczytach. Co można powiedzieć o wyglądzie tego miejsca?
Mogę tylko dodać, że zdjęcia
tego nie przekażą. Miałem tutaj trochę tego co odczuwałem w Afryce. Powietrze,
zapachy, widoki, spokój. To wszystko musi być razem. A tak wygląda to na
zdjęciach.
Mam trasę dokładnie opisaną. Znów zrobiłem
to oglądając te tereny przez satelitę. Zaznaczone mam każde miejsce, w którym chcę
się zatrzymać. Ruszamy w kierunku naszego hotelu. Następny przystanek to
Rainbow Point. Tutaj wybieramy wytyczony szlak. Idziemy po szczycie góry po
brzegu wąwozu. Tym razem jesteśmy w pięknym sosnowym lesie, ale pod nami to nie
las nas zachwyca.
Następnych kilka przystanków to zwykle małe
parkingi przy drodze. Tutaj nie planowałem żadnych spacerów. Stajemy tylko żeby
obejrzeć te wszystkie cuda.
Ponderosa Canyon
Natural Bridge.
Ponownie zbierają się chmury. Deszcze jak w tropiku, przychodzą bardzo szybko i tak samo odchodzą.
Dojeżdżamy do ostatniego przystanku. Inspiration Point
i Bryce Point.
Niestety, tym razem mamy pecha.
Wjazd na ten najważniejszy jest zamknięty. Nie przejmuje się, bo wiem że połączone
są one trasą pieszą. Wjeżdżamy więc do Inspiration i parkujemy.
I znów widoki zapierające
oddech w piersi. Najładniejsze miejsce.
Idziemy w kierunku Bryce Point.
Niestety, nawet tutaj są blokady. Musiało coś się stać i prawdopodobnie
naprawiają. Wracamy do samochodu i po chwili opuszczamy to przepiękne miejsce.
Jedziemy do innego hotelu, znajdującego się
w miasteczku Kanab. Zmieniamy też park. Udajemy się do Zion. Jadąc, widzimy
wyraźnie zmiany. Najpierw kończy się Bryce Park i pojawiają się więcej zagospodarowane
miejsca. Po godzinie jazdy ponownie góry. Są inne. Tamte były bardziej wyżłobione
o zwariowanych kształtach. Te są gładsze, olbrzymie. Trudno powiedzieć które
bardziej urocze. Dziewczyny na końcu stwierdziły, że Zion jest piękniejszy.
Po drodze stajemy w zabudowanych terenach
(trudno to nazwać miastem). Są tu sklepiki z pamiątkami. Nas najbardziej
interesują piękne kamienie z tych terenów. Dziewczyny kupują kilka na pamiątkę.
Robimy też zdjęcia.
Wchodzimy do restauracji i jemy bardzo dobry
obiad.
W miasteczku następna niespodzianka. Główne
ulice są zamknięte. Zalane czerwonym błotem. Właśnie przeszła ulewa i z gór spłynęły
masy tego piachu. Objeżdżamy wszystko mniejszymi uliczkami. Wszędzie pracują
maszyny usuwające te piachy. W domkach ludzie także się odkopują.
W hotelu
szybkie rozpakowanie i idziemy w miasteczko. Miało to być duże miasto, ale to tak naprawdę
jedna główna ulica. Jest trochę sklepów i restauracji, ale wszystko można
przejść w ciągu 15 minut. Siadamy w
jednej z nich i zamawiamy kawę. Niestety tutaj nie napiliśmy się jeszcze jednej
czarnej, która może być uznana za znośną.
Tak kończymy nasz następny
dzień. Z niecierpliwością czekamy na następny i Zion Park.