Jestem z powrotem
cały i zdrowy. Muszę tu nadrobić
wszystkie zaległości, szczególnie w pracy. Będę próbował opisać naszą podróż w
najbliższe dni, ale może to zająć trochę czasu. Zaczęło sie to w...
Piątek 5 Marzec
Wreszcie po wielu
miesiącach planowania i oczekiwania, zaczynamy naszą wyprawę. Pogoda w Nowym
Jorku dopisuje i nie mamy problemów z wylotem. Spotykam się z Marianem na
lotnisku Newark i po 2 godzinach siedzimy w samolocie do Amsterdamu. Dobre
miejsca, bo Marian siedzi przy oknie a ja obok przy przejściu.
Nie musimy się ściskać
z innymi pasażerami. Dobre jedzenie, przyjemna obsługa, dwa fabularne filmy i lądujemy
w Holandii. Błyskawicznie znajdujemy gate z którego będziemy odlatywać do
Afryki. Kupujemy cappuccino i ja lecę do klatki dla palaczy. Budowane są one
prawdopodobnie złośliwie małe żeby zniechęcić wszystkich od palenia. Dusimy się
tam wszyscy, ale dla prawdziwych palaczy, coś takiego nas nie odstraszy.
Samolot do
Ugandy nie jest już taki wygodny. Siedzimy osobno. Marian w rzędzie za mną i do
tego wciśnięci pomiędzy innych pasażerów.
Ja otoczony jestem ludźmi z Rwandy.
Bardzo głośno rozmawiają i wiercą się bez przerwy. Po ośmiu godzinach jestem
bardzo zmęczony.
Lądujemy w
Kigali, Rwanda. Cześć pasażerów wysiada a my z resztą czekamy na posprzątanie i
przyjęcie nowych. W przejściu pojawia się jakiś pracownik lotniska i czegoś
szuka. Okazuje się, że jeden z tych z Rwandy, który niedawno wysiadł, zostawił
buty. Pił bez przerwy a ponieważ alkohol był za darmo, troszkę przesadził.
Wysiadł bez butów i skapnął się dopiero na zewnątrz.
Przeszliśmy
szybko przez kontrole i walizki też na nas czekały. Wyszliśmy więc szybko na
zewnątrz. Temperatura 26 stopni Celsjusza ale bardzo wilgotno. Jesteśmy przy
jeziorze Wiktoria. Największe w Afryce, przylega do trzech krajów (Kenia,
Tanzania i Uganda). Jako dziecko czytałem już podróżnicze książki o tym
jeziorze, które pierwszy Europejczyk zobaczył w 1858 roku.
Większą jednak niespodzianką
było spotkanie z milionami muszek unoszących się w powietrzu. Są wszędzie,
szczególnie przy latarniach. Zapalanie papierosa zapalniczką natychmiast spala
ich kilkadziesiąt.
Przy zaparkowanym
samochodzie, jeszcze gorzej.
Kiedy otworzyliśmy drzwi, setki wpadły do środka.
Kilka z nich zostało moim pierwszym posiłkiem w Afryce. Tylko pieść minut
zajęło nam, żeby dostać się do hotelu. Nic nadzwyczajnego ale pokój bardzo
czysty i przyjemny. Nawet się nie rozpakowujemy. Jutro jedziemy dalej. Kąpiel,
kawa i wskakujemy do łóżek.
No comments:
Post a Comment