Ostatnio pisałem o przyjemnych rzeczach,
takich jak świętach, zabawy. Dzisiaj wrócę trochę do tych nieprzyjemnych, czyli
polityce.
Nowy Jork codziennie
się zmienia. Raz na dobre raz na złe. W wielu przypadkach jest to niezależne od
nas, ale w większości jest to wpływ czyjegoś działania.
Przez ostatnie kilkanaście lat, zwyciężyliśmy
wojnę z graffiti, czyli tworzeniem obrazów,
podpisów lub rysunków, które są umieszczane w przestrzeni
publicznej lub prywatnej za pomocą różnych technik. Wspominam o tym,
bo jest to moim problemem na budowach. Do momentu, kiedy miasto nie przejmie
moich budów, czyli do ich ukończenia, my jesteśmy odpowiedzialni za te malowidła
i jeśli ktoś coś namaluje to
muszę to usuwać. Ostatnio pojawia się ich coraz więcej. Wojnę tą rozpoczął i wygrał burmistrz Giuliani a Bloomberg dobrze dał sobie
radę z jej kontynuacją. Niestety powoli się to zmienia i uważam, że pogorszy się w najbliższym czasie. Pierwszym powodem jest nasza
prasa. Zwróciliście chyba uwagę na psychikę
społeczeństwa obecnych czasów.
Po pierwsze to uważanie, że demokracja, równość to jest coś co daje wszystkim równe prawa, bez różnicy
jaki jest ich wkład w rozwój swojego miasta, kraju, cywilizacji. I nie daleko rożni
się to od komunizmu i starego polskiego powiedzenia: „Czy się stoi, czy się leży
dwa patyki się należy!”.
O tym już pisałem.
Po
drugie, szukanie w każdej sytuacji niefortunnych przypadków, czy nie można tego
wykorzystać do sadzenia kogoś o coś. Wielu normalnych obywateli nie
robiło by tego, ale dochodzą do wniosku, że wszyscy inni to robią to czemu oni maja pozostać w tyle. Dawniej, ktoś
idący na spacer, potknął się o nierówność na chodniku, przewrócił się i złamał nogę.
Jedną z jego reakcji byłoby wyzwanie siebie samego o głupotę i nieuwagę. Poszedłby
do lekarza, noga w gips i sprawa zakończona. Teraz oczywiście, pierwsza reakcja
to rozejrzenie się wokół i wyszukanie wszystkich możliwych sprawców jego
nieuwagi. Czyli właściciela domu obok chodnika, bo nie zadbał o jego naprawę,
władze miasta bo oni też powinni to zrobić. Może producenta butów, bo mogły być
więcej elastyczne, kontraktora który wybudował ten chodnik i tak dalej. W tej
samej chwili zjawia się prawnik, który całkowicie zgadza się z pretensjami
poszkodowanego i ta drobna usterka pozwala rozruszać ekonomie. Prawnicy, sędzia,
poszkodowany zarabiają olbrzymie pieniądze. Także rząd, bo zbiera podatki od
wygranych pieniędzy. Wszyscy są szczęśliwi, bo płaci za to ubezpieczenie! I
nawet nikt nie pomyśli, ze ubezpieczenia na następny rok podskakują o 10
procent i że sami są tego powodem.
Następny
powód, (od czego zacząłem) czyli zafascynowanie sławnymi ludźmi, gwiazdami. Główna
winę za to ponosi prasa, która rozdmuchuje każdą sprawę. Wszyscy czytają jak
ubiera się Lady Gaga, gdzie jadł obiad Tusk, czy Kaczyński ostatnio urósł. Śledzą
ich kamery i reporterzy i nikt nie chce czytać o poważniejszych rzeczach, tylko
o tych tak mało istotnych rzeczach. Ta fascynacja doprowadza do tego, że każdy
też chciałby być jednym z nich. Wszyscy posiadają teraz kamery, aparaty
fotograficzne, bo są umieszczone w zwykłych telefonach komórkowych. Każde
wydarzenie zostaje więc filmowane i natychmiast pokazywane na Youtube. Może
spowodować to, że osoba która to sfilmowała, zostanie sławna. Mordercy,
kryminaliści piszą książki w więzieniu i zarabiają na tym olbrzymie
pieniądze. Jeżeli jakiś pomyleniec,
zboczeniec, wyjdzie na ulice, w szkołach, miejscach publicznych i zabije
dziesiątki osób, to prasa robi z niego sławnego człowieka. Dla tych niezrównoważonych,
staje się to nieraz bardzo atrakcyjnym powodem do powtórzenia tego aktu.
Tak też dzieje się tutaj ostatnio z graffiti.
Banksy jest pseudonimem angielskiego artysty, politycznego aktywisty. Chociaż,
nie może on sprzedawać swoich „dzieł”, to robi o tym filmy (jeden był nawet
nominowany na Oskara za dokumentalny film) i stał się bardzo sławny. Rożni się
od zwykłych artystów graffiti, bo jest naprawdę oryginalny i wielu ludzi
zatrudnia go do namalowania czegoś na ich budynku.
Inni próbują na tym zarabiać
pieniądze i sprzedawać te dzieła na aukcji, nie martwiąc się o to jak ten co
wygra przetarg zdejmie to dzieło ze ściany budynku. Ostatnio było pełno
informacji w gazetach o jego dziele, które znajdowało się przy płocie
ogradzającego teren naszej firmy. Nałożył on kilkanaście bloków cementowych na
siebie, dorzucił trochę cementu i nazwał to Sfinks.
Pewnego dnia, jakaś osoba zwinęła
to z ulicy i ma być wystawiona na aukcji za kilkadziesiąt tysięcy dolarów.
Innym przypadkiem jest opuszczony
budynek w dzielnicy Queens, Long Island City. Budynek ten był miejscem, gdzie
„artyści” graffiti z całego kraju, nawet świata umieszczali swoje malowidła.
Ostatnio, ktoś wykupił ten teren i przygotowuje się do jego wyburzenia. Prace
takie trwają pewien czas, doszedł on chyba do wniosku, że może mieć kłopoty z tymi ludźmi, broniącymi
swoich dzieł i pewnej nocy, wynajął firmę, która zamalowała większość „dzieł”
białą farbą.
Już na drugi dzień, cała prasa pisała o tym co się stało. Artyści
dawali wywiady i nawet płakali. Oburzeni, że ten wandal (właściciel) powinien
być ukarany za takie zniszczenia. Jedna dziewczyna, wypowiadała się i nie mogła
się nadziwić, jak można bez żadnego pozwolenia wymalować budynek? Parodia?
Farsa?
Do
czego jednak dążę. Wszyscy o tym czytają na co dzień. Także „artyści”. Zdaja
sobie coraz więcej sprawę, że wielu doszło do sławy dzięki tym dziełom, wiec
może jemu też się uda. Zaczynają wychodzić z powrotem na ulice i uwieczniać
swoje prace na budynkach, mostach, etc. Choć mogę się zgodzić z tym, że
niektóre z tych prac są naprawdę interesujące,
to większość jest po prostu
wandalizmem i nie ma nic wspólnego ze sztuką.
Nie mówiąc nawet o szkodach materialnych dla osób prywatnych
jak i miasta. Wszystkie mosty, metro, budynki pokrywane są specjalną,
przezroczystą farbą, która pozwala na łatwiejsze usunięcie tych malowideł i
jest bardzo droga. Wszystko to oczywiście opłacane jest przez nas samych, bo
pokryte z naszych podatków.
Względem szukania winnych obok siebie, zamiast pierwszej myśli, że sami zawiniliśmy, czy to niezdarnością, czy też nieuwagą, itp., zgadzam się z Tobą całkowicie. Prawnicy z tego żyją dostatnio, a durnie (chwilowi cwaniacy) nie rozumieją, że każdy kij ma przecież DWA KOŃCE!
ReplyDeleteJednak nie rozumiem tej walki z malowidłami. Przecież z nabożeństwem podchodzimy do malowideł jaskiniowców, a już zachłystujemy się wręcz, gdy przy okazji jakiejś renowacji odkryjemy pod malowidłem starsze i nieznane. W Szczecinie też, jak wszędzie, malują po murach, bywa, że służby porządkowe z dumą złapią takiego "artystę", ale są przecież problemy większej rangi, prawda? Oczywiście nie usprawiedliwiam tych hmm... wandali, ale... kilka lat wstecz wspomniałem o tym na blogu z perspektywy swojego miasta:
W Pompei też mazano po murach.
Dawniej młodzian zmalował, to dostawał w dupę!
Obecnie? Szum medialny i sensacji kupę!
Złapany na uczynku? Ogarnia go duma!
Jest sławny! Mówią o nim! Każdy ziomal skuma!
Policjanci się cieszą, wykrywalność wzrasta!
Tylko jaki pożytek jest z tego dla miasta?
Młodzian głupio postąpił, "ojce" bezrobotni,
co mają z sobą robić, chętni wrażeń, psotni?
Bieda nas deprawuje, a młodzież szczególnie,
chodzi taki wyrostek, czasem komuś hulnie,
wyrwie fanta, z kumplami zaliczy browara,
myśląc, czy dzisiaj obiad ugotuje "stara"?
Potępić każdy może, tak postąpić łatwo,
teraz, gdy w wielu firmach "pogaszono światło",
wszystko ma swoją cenę, za wszystko się płaci,
a przeciętni mieszkańcy wszak nie są bogaci.
Nędza, marazm nas zżera, to miasto nędzarzy,
Szczecin ginie powoli i cud się nie zdarzy.
To miasto już dosięgła nieszczęść różnych kupa,
dziwi Was, że podrostek napisał gdzieś "dupa"?
Prawdopodobnie zrobiłem błąd, że pokazałem te najefektowniejsze graffiti. Te zwykłe, których jest większość, to po prostu nic nieznaczące podpisy albo nie wiadomo co. Zreszta napisałem, ż wiele z nich też mi się podoba. Problem jest w tym, że nie ważne jakiej jakości i wartości one są, malowane zostają na kogoś innego własności. I mogę się z Tobą zgodzić, że co do wielu, że nie przeszkadzają mi one, lub nawet się podobają. Zapytam raczej, jak byś się czuł, kiedy rano znalazł swój samochód wymalowany czarną farbą jakimiś zwykłymi gryzmołami, lub ściany swojego domu? Bo z takimi problemami się spotykamy. Także właściciele większych budynków mają ten sam problem, bo mieszkający w nim ludzie, zgłaszają skargę na wymalowany budynek i on to musi usuwać na swój koszt. Tak jak pisałem, ja mam podobny problem na budowach co powoduje duże koszta, nie zwracane przez nikogo. Zawsze uważam, że każda historia ma swoje dwie strony medalu, ale w tym wypadku nie ważne czy wysłuchujący jej zgadzają się z nią czy nie, tylko sam ich problem. Jeżeli komuś się to nie podoba, a powstaje to na jego prywatnej własności, to ma chyba prawo na zaprotestowanie i walkę z tym, nawet, gdyby to było dzieło sztuki. Nazywa się to prawo do własności.
DeleteDzieki za uwagę i mam nadzieje, że wyjaśniłem moje spojrzenie na problem. Zresztą nie wszyscy muszą się z moimi opiniami zgadzać. Zawsze lubię z kimś wymienić odmienne opinie. Smutny byłby ten świat, gdybyśmy wszyscy myśleli w ten sam sposób.
Nie popełniłeś błędu pokazując te najefektowniejsze, przy okazji słyszę czasem zastępczą nazwę "murale". Od razu kojarzy mi się:
ReplyDeleteWandale i murale, przecież jest różnica? Jedno wkur*ia widokiem, a drugie zachwyca!
Widywałem ogłoszenia zlecające namalowanie graffiti na pojazdach, i takie ozdobione artystycznie karoserie jeżdżą po Szczecinie. Masz rację, tylko należy odróżnić zwyczajnych sfrustrowanych życiem łobuzów-wandali od tych, którzy popularyzują w niekonwencjonalny sposób swój talent. Jak wspomniałem, teraz rozczulamy się nad archeologicznymi odkryciami bazgrołów sprzed wieków, a przecież i my staniemy się za jakiś czas prehistorią.
Nad niektórymi sentencjami warto się zastanowić:
http://graffiti.humoris.pl/graffiti-smieszne-napisy-na-murach/page/72
Pozdrawiam serdecznie, i dodam, pewnie niepotrzebnie, że masz rację, tylko ja przewrotnie patrzę na świat.