Napiszę po wakacjach!
Thursday, August 22, 2013
Saturday, August 17, 2013
Birthday
Cieszyć się, czy się
nie cieszyć, O to jest pytanie? Następne urodziny i zastanawiam się czy
w moim wieku mam być z tego powodu zadowolony? Może kiedy się obchodzi 100 lat jest powód, bo
pobiło się wszystkich innych ale teraz to każdy rok przybliża nas do
nieuniknionego. I chociaż liczymy się z tym, że zostało nam dużo ze złotych lat
dostojnego wieku, to jednak wiele rzeczy może się zdarzyć. To tak jak z
emeryturą. Powtarzamy: Już mam tej pracy dosyć, chciałbym odpocząć. To by
działało, jakby można odejść na emeryturę jako 50-latek, ale niestety trzeba
dociągnąć do emerytalnego wieku. Więc nie jestem pewien do czego się tak
spieszę.
Wracam do urodzin. Było ich już 57. W dziecięcym wieku to oczekiwanie na
prezenty. Prawdę mówiąc, w sytuacji gospodarczej komunistycznej polski i
naszych rodziców w tamtych czasach, nie było to nic imponującego dla dzieci.
Prezenty musiały być praktyczne. Można więc było dostać skarpetki, portfel etc.
Jak Tomek Wiśniewski dostał od ojca skrzyneczkę z narzędziami stolarskimi
(taka dla dzieci) to zostało mi dziś w pamięci, bo mu tak zazdrościłem.
Takie były czasy. To tak jak z ślubami. Ludzie dostawali nieraz te same
rzeczy od różnych gości a były to ręczniki, pościel. Potem musieli to
sprzedawać.
Później naszedł czas młodych lat. Tutaj nie liczyły się prezenty
ale impreza z kolegami. Nie były to imprezy z tańcami ale muzyka w tych czasach,
była ważna częścią naszego życia. Co pamiętam najwięcej z tego okresu?
Ciemne pokoje oświetlone czerwonymi żarówkami, muzyka Pink Floyd, Led
Zeppelin, Santana..... Alkohol kupiony w Peweksie za uzbierane przez cały
rok dolary. Przypomina mi się jaka wartość wtedy miały dolary. Kiedyś doszedłem
do fortuny i miałem 10 dolarów. Kupiłem za to jeansy Wranglera, paczkę
papierosów, butelkę wódki i jeszcze mi zostało. Jeszcze jedna ważna
rzecz, może najważniejsza to dziewczyny. Przecież to był czas, że zakochiwało
się kilka razy do roku. Za każdym razem przeżywało się je, tak jakby to było
pierwszy raz. Były też dziewczyny, które zmieniały nas jak rękawiczki.
Specjalnie jedna, która tylko w naszej klasie elektrycznej w ciągu kilku lat
zmieniła chyba z ośmiu z nas. Stwarzało to wiele problemów między nami. Jak
rzuciła jednego i zaczęła z nowym, to oczywiście poprzedni pokłócił się z następca,
ale natychmiast poprzedni porzuceni stawali się jego kolegami. Następna zmiana
i znów to samo. W końcu kiedy wszystkich nas rzuciła i przerzuciła się na
inna klasę, znów byliśmy w pełnej zgodzie. Najważniejsze urodziny w tamtych
latach to oczywiście osiemnaste. W klasie miałem kolegę o podobnym nazwisku.
Różniliśmy się tylko jedną literką. On Szymański i ja Szumański. Ale
urodziliśmy się w tym samym dniu. Bolek pochodził z Gniezna. Postanowiliśmy
spędzić te urodziny razem u niego w domu. Dojechałem do Gniezna autobusem i od
razu zaczęliśmy imprezę w jego pokoju. Co nam przyszło do głowy żeby pić wiśniówkę?
Może tylko to miał? Po wypiciu olbrzymiej ilości tego trunku, poszliśmy na
miasto i tam też zamówiliśmy wiśniówkę. Późno wieczorem wróciliśmy do domu. Tam
czekała jego mama. Kiedy zobaczyła w jakim byliśmy stanie, jej twarz zmieniła
się tak jakby to ona piła a nie my. Bolek dostał ręka w głowę z nakazaniem
natychmiast pójścia do pokoju spać a mnie wyprosiła. Nic nie mogłem poradzić
tylko doczłapałem się do autobusu i wróciłem do domu. Szybko dostałem się do łóżka
żeby przespać te zaburzenia w głowie i żołądku. Niestety. Na drugi dzień była
niedziela. Po tylko kilku godzinach snu, budzi mnie mama i każe wstawać do
kościoła. Nie mogłem jej tłumaczyć, że ledwie stoję na nogach. Grzecznie
ubrałem się i poszedłem do naszego kościołka. Niestety ból głowy i rewolucja w
żołądku nie miała dla mnie litości. Nogi mi się trzęsły, stanąłem wiec na
zewnątrz przy otwartych drzwiach. Tam próbowałem przestać mszę. Wytrzymałem do
momentu komunii świętej. W tym momencie ksiądz podniósł kielich i wymówił swoje:
I pijcie z niego wszyscy. Tego było dla mnie
za dużo. Zwymiotowałem się za drzwi kościoła i natychmiast poszedłem do domu
spać. Przez wiele następnych lat nawet zapach wiśniówki powodował mdłości i
zaburzenia.
Następny okres, już dorosłego człowieka to
tańce, zabawy i oczywiście niezastąpiony alkohol. Najpierw studia. W tym czasie alkohol dominował nad tańcami. Z
okresem mądrzenia i dorastania, sytuacja się zmieniała i zabawy stały się
ważniejsze. Jedna z tych imprez miałem w stanach na początku naszego pobytu.
Było to w czasach, kiedy mieszkałem w Astorii, Queens. Bawiliśmy się do samego
rana. Około 6 rano, kiedy zostało nas osiem osób, ktoś wpadł na pomysł, żeby
nie kończyć tego pięknego dnia i od razu pojechać na plażę. Wielkim zgodnym chórem
wszyscy się zgodzili. Wsiedliśmy w mojego Chevroleta, zaopatrzeni w dwa coolery
wypełnione lodem i butelkami alkoholu i w drogę. Dojechaliśmy na plaże Jones
Beach około 7 rano. Nikogo tam jeszcze nie było. Porozkładaliśmy koce i szybko
do następnych toastów. Było tego już trochę za dużo, wiec każdy po kolei padał
i przysypiał. Pamiętam jedno. Kiedy wyciągałem się na kocu, plaża była pusta.
Kiedy otworzyłem oczy, ta sama plaża, wypełniona była ludźmi. Szkoda, że nikt
nie zrobił nam zdjęcia. Ośmiu ludzi śpiących jeden przy drugim, czerwoni od
palącego słońca i od wypitego alkoholu. Butelki i kieliszki porozstawiana wokół
nas. Na twarzach przechodzących ludzi można było rozróżnić dwie reakcje.
Rozbawieni i śmiejący się, bo nasz obraz był powiedzmy tragiczny, lub wzburzeni
i zgorszeni. Też nie ma co się im dziwić. Wiadomo dlaczego. Natychmiast
obudziłem innych. Budzili się ze stękami i narzekaniami na ból głowy.
Natychmiast potem zwinęliśmy sprzęt i wróciliśmy do domu.
No i ostatnie lata. Nie robię już imprez.
Wole je robić z innych okazji. Nowego roku, Halloween i bez okazji. Nie lubię
jak wszyscy przychodzą i przynoszą prezenty. Lepiej jak ludzie przychodzą do
mnie bez zobowiązań i wydawania pieniędzy na nieraz nieprzydatne rzeczy. Urodziny
przeszły do rodzinnych celebracji. Z żoną i córką. Wyjście do restauracji,
szampan. To raczej wszystko.
Z tego wygląda, patrząc na to z
matematycznego punktu widzenia, że następny okres to ja sam przy stole, woda z
kranu, suchy chleb i przypominać będę sobie jak to było w innych okresach
mojego życia.Oczywiście tak źle nie jest. Zabawy dalej trwają ale urodziny nie są już tym najważniejszym dniem roku.
Dzisiaj są moje
urodziny. Nie potrzebuję żadnych prezentów. Wszystko co można otrzymać już
dostałem. Wspaniałą, kochającą rodzinę, wielu przyjaciół, zdrowie, dobrą pracę.
Czy można otrzymać lepszy prezent od moich?
Na zakończenie kilka zdjęć,
nie koniecznie z urodzin ale z różnych lat.
To jedyne zdjęcie kiedy byłem mały. Siedzę na dziadka kolanach.
Blondyn to ja. Ubrany w najnowszy styl majtek kąpielowych.
Początek szkoły średniej.
Zakończenie szkoły średniej.
Na studiach.
Pierszy rok w Stanach.
32-ie urodziny.
37-me urodziny.
40-te urodziny
50-te urodziny.
Ostatnie urządzane party na moje urodziny. 54 lat stary.
Tuesday, August 13, 2013
Ostatni tydzień
Bo tyle zostało do oficjalnego zakończnia budowy. Moje główne prace zostały zakończone i męczę się nad różnymi duperelkami, bo one też liczą się w oficjalnym rozliczeniu. Na przykład na brzegach stalowych belek, pod mostem, przyklejamy paski drutów. Wyglądają jak podwójny grzebień. Są po to, żeby ptaki tam nie siadały i nie srały na metal. Oczywiście najpierw musimy wymyć wszystko z tego co już zasrały. Używam takich słów, bo ta praca też jest zasrana. Tego nie można dobrze domyć i ludzie krzywią się jak mają to robić. A ptaki nie są głupie. Chociaż nie mogą tam teraz siadać, to po jakimś czasie, znoszą trawę, gałązki i tworzą sobie gniazda. Siedząc sobie wygodnie w tym gniazdku, które się mocno trzyma, bo wbite na druty, srają obok na całą naszą instalację. Powiedzieć można, że mają w dupie naszą pracę.
Po wylaniu betonowej drogi, zanim beton się związał, trzeba przeciągnąć przez niego (też nazwę to grzebieniem, bo tak wygląda, tylko bardzo duży) grzebień, żeby w betonie pozosały małe rowki. Jest to zrobione dla większej przyczepności samochodów i do kontrolowania odpływu deszczu. Głębokość tych rowków jest minimalna, gdzieś od 3.5 mm do 4.5mm. Kiedy zrobimy trochę gębszy, to nam obniżają zapłatę za całość a jak za płytki, to ręcznie małymi szlifiarkami żłobimy głębiej. Praca kopciuszka. Teraz właśnie też naprawiamy te miejsca. Jest tu też wielki żart z nas. Cała autostrada sprawdzana jest na gładkość. Przejeżdża specjalna maszyna, która laserowo mierzy odległości i mamy odczyt gdzie są nierówności. Gdzie są? Ano wszędzie. Chociaż wylewamy beton specjalną maszyną, wykończenie jest ręczne. I nie ma takiej możliwości, żeby wyszło z tego szkło. Jadąc po drodze, nie odczujecie żadnych wstrząsów, ale nie jest to szkło. W tym momencie obcinają nam płace o 20 procent. Czyli miliony dolarów. Nie ma innego wyjścia. Mamy olbrzymie maszyny, które zcierają małą warstwę nowej drogi i ją wyrównują. Jest to olbrzymi koszt ale inaczej nam nie przyjmą naszej pracy.Robimy to już trzy tygodnie, trzema maszynami i będziemy robić to prawie do ostatniego dnia. I tu cały żart. Te wszystkie rowki, które robiliśmy prze trzy lata, zostają wymazane. Powierzchnia drogi nie jest gładka, lecz lekko chropowata, ale rowków nie ma a moje kopciuszki tak się nad tym męczyły.
Zostało mi kilku podwykonawów, którzy są spóźnieni, ale myślę, że zdążą, choć grają nam na nerwach z tym opóźnieniem.
W następny czwartek, władze miasta mają się zebrać i oficjalnie przeciąć wstęgę zakończenia budowy. Zabawne. To Ci sami, którzy utrudniali nam życie przez trzy lata a teraz będą stali, kamery telewizyjne, fotografowie i powtarzać będą te same słowa, które słyszałem wielokrotnie na innych budowach. Będą tam ludzie, którzy nigdy nie postawili stopy na mojej budowie, będą Ci co mnie męczyli. Będą sobie gratulować jak szybko ta budowa została zakończona (przypominam: 1.5 roku przed orginalnym terminem), jak poprawili jakość naszych dróg, jak wykonali dobrą robotę. A ja, jak zwykle będę stał z boku i się temu przyglądał. A tak w tym momencie chciałbym wziąść przykład z tych głupich ptaków i nasrać na nich z góry mojego mostu.
Nie mamy jeszcze ostatecznych zdjęć, myślę że zrobią je za kilka tygodni, ale mam z czerwca. Oto one.
Paerdegat Most
Rockaway Most
Cytaty dnia
Nie jestem leniwy. Mam zawyżone wymagania
motywacyjne.
****************************************************************************************
****************************************************************************************
- Kto to jest psychiatra?
- Jest to człowiek, który zadaje ci dziesiątki pytań za pieniądze... dziesiątki pytań, które żona zadaje ci za darmo.
- Jest to człowiek, który zadaje ci dziesiątki pytań za pieniądze... dziesiątki pytań, które żona zadaje ci za darmo.
*****************************************************************************************
Saturday, August 10, 2013
Krótko, bo leczę się po wczorajszej imprezie. Jak co roku, urządziłem dla swoich ludzi BBQ. W tym roku szczególne, bo na razie nie ma pracy i wszyscy powoli zostają zwalniani. Nie wiadomo z kim będę pracował w przyszłości i nasze drogi się rozchodzą. Wielu moich głównych pracowników nie było z nami, gdyż próbuję każdemu znaleźć jakieś miejsce na innych budowach i wielu z nich pracuje już w innych miejscach i nie dali rady do nas dobić.
Tradycyjnie mieliśmy upieczoną świnię, kilka rodzajów polskiej kiełbasy, kaszankę, kurczaki.
No i najważniejsze polskie piwo, które ich zawsze szybko razkłada.
Kilka zdjęć z imprezy.
Toasty .
Wypijmy za to, byśmy wszystko w życiu robili w porę!
Płynie przez rzekę żółw, a na jego grzbiecie zwinął się jadowity wąż.
Wąż myśli: ''Ugryzę - zrzuci''. Żółw myśli: ''Zrzucę - ugryzie''.
Wypijmy za nierozerwalną przyjaźń, co znosi wszelkie przeciwności!
Dziewczyna szła wieczorem ulicą i usłyszała za sobą kroki. Obejrzała się i
zobaczyła przystojnego chłopaka. Obejrzała się drugi raz, chłopak wciąż
szedł za nią. Uznała, że warto na niego poczekać. Obejrzała się po raz
trzeci - chłopaka już nie było...
Wypijmy za to, by pracownicy kanalizacji miejskiej nie zapominali zamykać
studzienek!
Kobieta jest potrzebna mężczyźnie jak okrętowi kotwica.
Wypijmy więc za krążownik ''Aurora'', który miał tych kotwic cztery!
Szła żaba przez jezdnię, a że nie uważała, straciła tylne łapki pod kołami
samochodu. Doczołgała się do chodnika i myśli sobie:
- Całkiem ładne były te nogi, muszę po nie wrócić.
Ledwie zdążyła wejść z powrotem na jezdnię, jak następny samochód pozbawił
ją głowy. Wypijmy za to, by nie tracić głowy dla ładnych nóg!
W upalny letni dzień szedł drogą pewien mężczyzna. Żar lał się z nieba, więc
postanowił się wykąpać w pobliskim strumieniu. Zdjął ubranie, położył na
brzegu, kapelusz powiesił na krzaku i nago wskoczył do wody. Kiedy już się
ochłodził, z przerazeniem spostrzegł, że ubranie zniknęło, a z całego
odzienia pozostał mu tylko kapelusz. I właśnie w tej chwili na ścieżce za
krzakiem ukazała się piękna dziewczyna. Trzymając kapelusz oburącz, ledwo
nim zdołał przykryć swą męskość, gdy dziewczyna zbliżyła się do niego i
patrząc mu głęboko w oczy, słodko rzekła:
- Podaj mi prawą rękę.
Chłopak podał.
- Podaj mi swoją lewą rękę.
Chłopak podał.
A teraz wypijmy za tę siłę, która podtrzymywała kapelusz!
Idzie osioł przez pustynię. Idzie dzień, drugi, trzeci... Słońce praży,
osła męczy pragnienie. Nagle widzi: stoją dwie wielkie beczki - jedna z
wodą, druga z wódką. Z której zaczął pić? Oczywiście z pierwszej!
Nie bądźmy więc osłami i napijmy się wódki!
Idę kiedyś przez park, księżyc świeci, a na ławeczce całują się chłopak z
dziewczyną.
Idę innym razem... księżyc, gwiazdy... a na tej samej ławeczce chłopak z
inną dziewczyną. Idę znów tą drogą: noc, księżyc, gwiazdy... i ten sam
chłopak na tej samej ławce całuje się z trzecią dziewczyną.
Wypijmy za stałość mężczyzn i zmienność kobiet.
Każdy wypity kieliszek, to gwóźdź do naszej trumny.
Pijmy więc tak, by trumna się nie rozpadła!
Przed bramą niebios stanęła grupa kobiet. Święty Piotr popatrzył na nie z
niechęcią i powiedział:
- Droga do niebios wymaga wspięcia się po tym długim, gładkim słupie!
Mimo wielu prób, wszystkie ześlizgiwały się. Tylko ostatnia padła na kolana
i zaczęła się modlić:
- Panie, spraw, żeby ten słup pokrył się sękami i niech tych sęków będzie
tyle, ilu mężczyzn miałam w swoim życiu! I stał się cud. Słup pokrył się
tyloma sękami, że kobieta dostała się do nieba bez trudu. Panowie!
Wypijmy za to, żebyśmy zawsze ułatwiali kobietom wstęp do nieba
Płynie przez rzekę żółw, a na jego grzbiecie zwinął się jadowity wąż.
Wąż myśli: ''Ugryzę - zrzuci''. Żółw myśli: ''Zrzucę - ugryzie''.
Wypijmy za nierozerwalną przyjaźń, co znosi wszelkie przeciwności!
Dziewczyna szła wieczorem ulicą i usłyszała za sobą kroki. Obejrzała się i
zobaczyła przystojnego chłopaka. Obejrzała się drugi raz, chłopak wciąż
szedł za nią. Uznała, że warto na niego poczekać. Obejrzała się po raz
trzeci - chłopaka już nie było...
Wypijmy za to, by pracownicy kanalizacji miejskiej nie zapominali zamykać
studzienek!
Kobieta jest potrzebna mężczyźnie jak okrętowi kotwica.
Wypijmy więc za krążownik ''Aurora'', który miał tych kotwic cztery!
Szła żaba przez jezdnię, a że nie uważała, straciła tylne łapki pod kołami
samochodu. Doczołgała się do chodnika i myśli sobie:
- Całkiem ładne były te nogi, muszę po nie wrócić.
Ledwie zdążyła wejść z powrotem na jezdnię, jak następny samochód pozbawił
ją głowy. Wypijmy za to, by nie tracić głowy dla ładnych nóg!
W upalny letni dzień szedł drogą pewien mężczyzna. Żar lał się z nieba, więc
postanowił się wykąpać w pobliskim strumieniu. Zdjął ubranie, położył na
brzegu, kapelusz powiesił na krzaku i nago wskoczył do wody. Kiedy już się
ochłodził, z przerazeniem spostrzegł, że ubranie zniknęło, a z całego
odzienia pozostał mu tylko kapelusz. I właśnie w tej chwili na ścieżce za
krzakiem ukazała się piękna dziewczyna. Trzymając kapelusz oburącz, ledwo
nim zdołał przykryć swą męskość, gdy dziewczyna zbliżyła się do niego i
patrząc mu głęboko w oczy, słodko rzekła:
- Podaj mi prawą rękę.
Chłopak podał.
- Podaj mi swoją lewą rękę.
Chłopak podał.
A teraz wypijmy za tę siłę, która podtrzymywała kapelusz!
Idzie osioł przez pustynię. Idzie dzień, drugi, trzeci... Słońce praży,
osła męczy pragnienie. Nagle widzi: stoją dwie wielkie beczki - jedna z
wodą, druga z wódką. Z której zaczął pić? Oczywiście z pierwszej!
Nie bądźmy więc osłami i napijmy się wódki!
Idę kiedyś przez park, księżyc świeci, a na ławeczce całują się chłopak z
dziewczyną.
Idę innym razem... księżyc, gwiazdy... a na tej samej ławeczce chłopak z
inną dziewczyną. Idę znów tą drogą: noc, księżyc, gwiazdy... i ten sam
chłopak na tej samej ławce całuje się z trzecią dziewczyną.
Wypijmy za stałość mężczyzn i zmienność kobiet.
Każdy wypity kieliszek, to gwóźdź do naszej trumny.
Pijmy więc tak, by trumna się nie rozpadła!
Przed bramą niebios stanęła grupa kobiet. Święty Piotr popatrzył na nie z
niechęcią i powiedział:
- Droga do niebios wymaga wspięcia się po tym długim, gładkim słupie!
Mimo wielu prób, wszystkie ześlizgiwały się. Tylko ostatnia padła na kolana
i zaczęła się modlić:
- Panie, spraw, żeby ten słup pokrył się sękami i niech tych sęków będzie
tyle, ilu mężczyzn miałam w swoim życiu! I stał się cud. Słup pokrył się
tyloma sękami, że kobieta dostała się do nieba bez trudu. Panowie!
Wypijmy za to, żebyśmy zawsze ułatwiali kobietom wstęp do nieba
Mysli dnia
- Czy film, w którym główny bohater ginie może
kończyć się happy endem?
- Może, jeśli głównym bohaterem była teściowa.
Tuesday, August 6, 2013
Renesans festiwal odbywa się w Stanach Zjednoczonych w wielu miejscach. Jedno z nich jest obok nas w miasteczku Tuxido Park. Otwarty jest dla publiczności i ma zwykle charakter komercyjny, dla zabawienia swoich gości. Niektóre z nich to stałe parki rozrywki, inne są krótkoterminowe. Na festiwalu pracuje dużo osób które przebrane są odpowiednio do swojej pracy ale także goście przyjeżdżają przebrani, nieraz w stroje nie pasujące do tematu parku. Ale wszyscy dobrze się bawią. Teren festiwalu jest naprawdę olbrzymi. Znajduje się tam dużo sklepów, gdzie można kupić przeróżne pamiątki, zwykle nie spotykane w normalnych sklepach. Kostiumy, wyroby ze szkła i metalu, lal ręcznie robione świece i setki innych drobiazgów. Niestety ceny są zbyt wysokie i ludzie nie kupują tego dużo. Odbywają się tam przeróżne występy, pokazy. Są walki rycerzy na koniach na kopie, ręczne z broniami średiowiecza. Popisy artystów, muzyków. Gdzieś odbywa się ślub z opasłym opatem. W innym miejscu śpiewa chór razem z królową Anglii. Duża ilość różnego rodzaju gier w starym stylu np. rzucanie pomidorami w faceta, który wystawia głowę przez dziurę i obraża ludzi. Rzucnie do celu toporkami, nożami. Strzelanie z łuków. Są też miejsca na relaks. Można wejść do olbrzymiego namiotu z siatki, gdzie latają przeróżne, piękne papugi. Jest naprawdę co wybierać. Jedzenie też można znaleźć i to w dużej ilości. Popić to wszystko piwem, miodem pitnym.
Co tydzień są tam inne atrakcje, tak więc można co jakiś czas tam powrócić. Ważne w tym wszystkim, że mieliśmy przepiękną pogodę.
Wielu ludzi daje sobie dzień wolnego od swoich kompleksów i nie można się napatrzeć na kobiety o potrójnych rozmiarach, wciśniętych w gorsety. Ciała wylewają się z każdego możliwego miejsca. Piersi na plecach, brzuchy o podwójnych rozmiarach wypływające z pod gorsetu, etc.
Faceci nie są lepsi. Ważne jednak, że nikt się tu niczym nie przejmuje i wszyscy bawią się dobrze.
Ja uwielbiam przyrodę i mam dużą przyjemność z polowań na zwierzęta, ptaki. Oczywiście z aparatem fotograficznym. Zastanawiam się jednak, jak daleko nas zaprowadzi ta szczególna ochrona nad naszym środowiskiem naturalnym. Kilka lat temu nie mieliśmy zajęcy. Teraz są wszędzie i dosłownie z miesiąca na miesiąc ich przybywa. Sarny były ale nie w takiej ilości. I jak widać z filmu nie bardzo się nas boją. Jest to piękne, ale coraz trudniej utrzymać ogród, bo wiele kwiatów i krzewów okazuje się ich smakołykami. Gorsze, że coraz częściej wpadają pod samochody, tak jak mnie się zdarzyło kilka tygodni temu. Mamy też problem (nie my osobiście) w New Jersey z czarnymi niedźwieziami. Pojawiły się ostatnio kojoty, lisy i wiele innych zwierząt. Zdarza się, że atakują ludzi. Jak kilka dni temu lis podrapał dziewczynkę i okazało się, że miał wściekliznę. Pisałem też o ptakach, których jest coraz więcej. Uwielbiamy je obserwować, ale to ja nie mogę domyć zasranych parapetów i innych miejsc. W górze widać jastrzębie i orły. Kolega stracił małego pieska, którego mu porwał eden z tych drapieżników.
Na razie się cieszymy tym zwierzyńcem, lecz czy kiedyś
nie zaczniemy narzekać?
W pracy trzymam się, ale coraz trudniej. Nerwy nie wytrzymują. Tydzień temu
na cotygodniowym spotkaniu z miastem, dla którego pracujemy, nie wytrzymałem i
trochę im nawymyślałem. Natychmiast potem otrzymaliśmy list z ostrzeżeniem i nie
wolno mi się tam pojawiać. Na spotkania wysyłam swoich ludzi. Z tego się nawet
cieszę!
Jak tu wytrzymać, kiedy ich działania, choć nie można im
tego udowodnić, skierowane są w uniemożliwienie mi zakończenia budowy na czas.
Zostało mi dwa tygodnie. Nie mogę przekroczyć tego terminu o nawet jedną
godzinę. Kosztowało by to naszą firmę 15 milionów dolarów.
Kilka ostatnich przykładów. Uproszczę język techniczny i
rodzaj operacji, bo trudno wszystko wytłumaczyć a chodzi o sens ich wredności.
Musimy pokryć bariery mostu specjalną farbą, wodoodporną.
Zaczeliśmy malować kilka dni temu. Pięć minut po rozpoczęciu prac dostaję
telefon i główny sk......n mówi mi żeby natychmiast przerwać, bo beton najpierw
trzeba oczyścić z kurzu. Nawet nie próbuje walczyć z ich decyzjami, nie mam
szans wygrać a czasu coraz mniej. Pytam się czy ważna metoda oczyszczania? Ten mi
odpowiada, że to mój problem. Zmieniam wszystko. Sprowadzam sprzęt. Kompresorami
zdmuchuję kurz. Ci już czekają. Telefon i natychmiast zatrzymać oczyszczanie.
Kurz leci do oceanu. Nie wolno nam czyścić!!!! Ale dalej nie wolno malować bez
oczyszczenia. AAAAAHHHHH! ... Jeszcze nie wymyśliłem co zrobić.
Od początku mamy problem z dostępem do budowy. Nie mamy
drogi w kierunku zachodnim. Tam jest most, przez który nam nie wolno przejeżdżać,
bo jest w kiepskim stanie. Nie przeszkadza to miastu i innym budowom, używania
tej drogi. My nie możemy ale obserwujemy jak codziennie przelatują obok nas
olbrzymie ciężarówki, sprzęt. Do tej chwili wymyśliłem różnego rodzaju drogi,
okrążnice i dałem sobie z tym radę. Przyszło jednak do wylania ostatniego
fragmentu bariery, która przegardza eksprsway. Po zakończeniu wylewania,
telefon. Jak zamierzasz wrócić waszą betoniarką? Odpowiadam, że nie mam wyjścia.
Jest ona ostatnia i muszę przejechać przez ten most. Absolutnie nie! Odpowiada.
Jeśli to zrobisz to dostaniesz kary tak wysokie, jakich nie widziałeś w życiu. A
co mam zrobić, pytam? Nic mnie to nie obchodzi. Zaparkuj betoniarkę i wymyśl
jutro. W tym momencie przejeżdża obok nas betoniarka, która jedzie na inną
budowę i oczywiście jej wolno, choć nasza jest pusta i lżejsza niż tamta pełna
betonu. I gdzie te gromy z nieba??? Pytam się!
Filary mostu pomalowane były rok temu specjalnymi
farbami. Niestety przez ten okres, zjawiło się kilku artystów i umieścili
graffiti na naszej farbie. Nie jest to nasza wina, ale miasto to nic nie
obchodzi. Trzeba malować jeszcze raz. W poniedziałek, całość pokryta została
nową warstwą farby. Inspektorzy obserwowali całą operację. Tym razem nie ma
telefonu. Ale tylko do skończenia robót. Godzinę po, telefon się odzywa. Czy Ty
wiesz, że przed położeniem nowej warstwy farmy, powinniście chemicznie usunąć
graffiti? Praca jest nie przyjęta. Proszę zmyć farbę(bardzo trudne,
specjalna!), później zmyć graffiti i dopiero pomalować. Makabra. Kiedy bym
wiedział to przed malowaniem, usunięcie malunków, nie było by takie kosztowne.
Nie były tak wielkie, ale były w różnych miejscach. Teraz nie wiemy gdzie one
były i trzeba zmywać całą kolumnę. Dobrze że nie mam broni! Zresztą myślę, że
jak zacznę zmywać chemicznymi materiałami to mnie zatrzymają z powodu
zanieczyszczania wód oceanu.
Ostatnie. W sobotę, dostaję telefon, że na środku kanału
pod mostem unoszą się jakieś materiały z naszej budowy. Nie do przyjęcia. Proszę
natychmiast coś zrobić, albo olbrzymie kary. Wysyłam swojego pracownika.
Udawadniamy, że to nie jest nasze. Jakiś inny kontraktor. Przyjmują wyjaśnienie.
Pytam się, czy mam wysłać ludzi, żeby kanał oczyścić. W tym wypadku musieli by
mi za to zapłacić. Nie. Nie warto. To nic wielkiego. Niech pływa.
To tylko kilka rzeczy z ostatniego tygodnia. Jak mam to
wytrzymać? Dzięki Bogu, jeszcze tylko dwa tygodnie.
Labels:
cresskill,
festiwal,
Renaissance Faire,
sarny,
Tuxedo Par
Thursday, August 1, 2013
Nowojorskie dyskoteki
Krótka rozmowa z przyjacielem, przypomniała mi czasy lat osiemdziesiątych. Trochę się starzejemy i to nie są już te czasy, kiedy w co któryś weekend wyskakiwało się na tańce.
Lata siedemdziesiąte to działalność w Klubie Kram w Koszalinie i ciągłe dyskoteki. Kiedy przyjechałem do Stanów, dostałem się do najsławnejszych dyskotek świata. O tym dzisiaj chce napisać a raczej pokazać, gdzie się w tych latach bawiliśmy. I to naprawdę bawiliśmy. Były to czasy, kiedy bezpieczniej było jechać samochodem po piciu na disco, niż iść pieszo. I zdarzały się różne sytuacje, takie jak kolega jechał do domu w przeciwnym kierunku na ulicy jednokierunkowej, zdziwiony, że wszyscy pomylili kierunki!
Miejsca do których chodziliśmy.
Zacznę od najważniejszego.
„Studio 54” to popularny i znane na całym świecie od 1977 r. klub nocny, do roku 1981, kiedy to został sprzedany przez założycieli i twórców Steve Rubellem i Ian Schrager. Nazwano go najsłynniejszym klubem nocnym wszech czasów. Był wyrafinowany, przełomowe multimedia, niesamowite nagłośnienie, pokaz świateł, wizualne szaleństwo. Tam bawiły się gwiazdy filmu, piosenki, artyści i zwykli ludzie jak my. Po wielu latach działalności dobrał się do nich rząd. Narkotyki, olbrzymie pieniądze bolały władze. Zrobiono nalot i właściciela zamknięto w więzieniu. Po 81-ym roku, kilkakrotnie otwierany i zamykany. Teraz jest tam teatr Broadwy. Znajdował się na 54-tej ulicy na Manhattanie.
Byliśmy tam wielokrotnie. Prawdziwe szaleństwo. Był jednym z wielu klubów, do których dostać się mogło przy otwarciu za bilet a kiedy sala się trochę wypełniła to tylko przez wybór, oczywiście trzeba było zapłacić za wstęp. Polegało to na tym, że stało się w tłumie i bramkarze pokazywali palcem - Wy, i się wchodziło. Nieraz można było przestać tam całą noc i nie wejść. Przeważnie wybierali ludzi orginalnych, ciekawie ubranych, ładne dziewczyny, etc. A dostać tam chciały się tłumy.
Pracował tam jako bramkarz, mój znajomy. Pracował dla mnie jako operator ciężkiego sprzętu. Jedna z jego wielu wspomnień. Jako pracownik tak sławnego klubu, nieraz kończył pracę wychodząc z piękną dziewczyną. Raz poszedł do hotelu z jedną z nich. Mówił, że była nokaut!
Kiedy już miało dojść do ważnego aktu, zciągnął jaj majtki i.... niestety był to facet. Z tego co mówił, trochę jemu.., jej, przyłożył. Po tym bardzo uważał z kim idzie do łóżka.
Stosunkowo małe miejsce. Za to bardzo romantyczne. Była to więcej restauracja z salami do tańca. Stoły (i wszystko inne) na kilku piętrach, otoczone były prawdziwymi i szucznymi drzewami, krzewami i kwiatami. Na środku znajdowały się kręcone schody, między którymi na każdym piętrze znajdował się parkiet do tańca. Można było sobie zamówić jedzenie, drinki i co chwila wspiąć się po schodach i poszaleć. Jeden z moich ulubionych klubów.
Znajdował się na 1-ej Alei i 61-ej ulicy. Niestety oprócz zdjęcia z przodu budynku nie mogłem znaleźć żadnych innych.
80's 90-tych (zamknięte, otwarte, zamknięte, otwarte ...).Hotest klub w Nowym Jorku! Kościół przekształcony w klub na 20 ulicy i 6 Alei. Zbierało się tam wiele dziwaków, drag queens i wszystkich, którzy uwielbiali nocne życie. Świat zewnętrzny przestawał istnieć, kiedy weszło się do klubu z jego wielu poziomami z widokiem na parkiet poniżej, wiszące klatki i mieszaniny muzyki disco i rock. Limelight pierwotnie rozpoczęła jako dyskoteka i klub rocka. W początkach lat 90-tych był bardzo polskim klubem. Tam można było dostać się na koncerty polskich zespołów, później stał się znanym miejscem, aby usłyszeć techno, goth, i muzykę industrialną. Czuło się tam inaczej niż w innych dyskotekach. Witraże kościelne, zakamarki, brakowało tylko ławek i księdza.
Początkowo była to sala koncertowa a później klub nocny. Położony był na południowym brzegu East 14th Street, pomiędzy Irving Place i Trzecią Aleją. Począwszy od 1971 roku, był salą koncertową. W 1976 roku nazwany Palladium. W 1985 roku, Palladium został przekształcony na Klub Nocny przez właścicieli Studia 54. Jako sala koncertowa, palladium mieściło 3000 ludzi. Grały tam najsławniejsze zespoły rocka od Rollig Stones, Roxy Music do U-2.
Nie chcę męczyć i wymieniać wszystkich. Bo było ich dużo. Wielkie, małe, z akwarium w którym pływały kobiety przebrane za syreny, słynne bary z muzyką gdzie kobiety przychodzące tam tańczą na ladzie baru i ściągają biustonosze, które tam teraz wiszą jako pamiątki (setki), rosyjskie raestauracje-dyskoteki, które mają także występy tak jak na Broadway i wiele innych. Nie mówiąc o naszej własnej dyskotece Exit na Greenpoincie prowadzonej przez znajomych i która też już nie istnieje. Pisząc o tym, przypomina mi się jak nasz wspólny znajomy (pominę nazwisko), mieszkał u nas przez jakiś czas i bardzo chciał wybrać się na zabawę na polski Greenpoint. Odradzałem mu bardzo, bo nie było to najbezpieczniejsze miejsce w tych czasach. Ale on uparł się. Co mu może grozić w towarzystwie polaków. Dostał się na jedną z zabaw. Trochę wypił, potańczył. Po czasie wyszedł na zewnątrz na papierosa. Za chwilę chciał wrócić, ale tam już stało kilku rodaków i nie chcieli go przepuścić. Jako inteligenty człowiek, próbował im wytłumaczyć, że on tylko wyszedł na papierosa i wrócił do domu bez okularów z podbitym okiem. Nie był swój polak. Tam panowały polskie tradycje ze wsi. Nie masz prawa bawić się z kobietami z naszej wioski. Ty nie jesteś nasz! A niby tak daleko od polski! Ale my dbamy o swoje tradycje, nie jak inne narodowości.
HUMOR
Prezydent
RP
Aleksander Kwasniewski
Wielce Szanowny Panie Prezydencie .
Uprzejmnie proszę o
zwolnienie mnie z zaszczytnego obowiązku pełnienia służby wojskowej ze względu
na trudną sytuację w jakiej się znalazłem. A mianowicie:
Mam
24 lata i ożeniłem sie z wdową w wieku lat 44. Moja żona ma córkę w wieku
25. Tak sie złożyło, że mój ojciec ożenił się z córką mojej żony. Tym
samym, mój ojciec stał się moim zięciem, gdyż poslubił moją córkę. W
związku z tym jest ona jednoczesnie moją córką i macochą.
Mojej
żonie i mnie urodził sie w styczniu syn. To dziecko jest bratem żony mojego
ojca, czyli jego szwagrem. Jednoczesnie, będąc bratem mojej macochy, jest
moim wujkiem. Czyli mój syn jest moim wujkiem.
Żona mojego ojca, czyli moja córka, powiła na Wielkanoc chłopczyka, który jest
jednoczesnie moim bratem, gdyż jest synem mojego ojca, i wnukiem, ponieważ jest
synem córki mojej żony.
Jestem więc bratem mojego wnuka, a będąc mężem tesciowej ojca tego dziecka,
pełnię jakby funkcję ojca mojego ojca, pozostając bratem jego syna. Jestem
wobec tego własnym dziadkiem.
Dlatego też proszę uprzejmie Pana Prezydenta o zwolnienie mnie ze służby
wojskowej, gdyż o ile mi wiadomo, prawo nie zezwala powołać do wojska
jednoczesnie dziadka, ojca i syna z jednej rodziny.
Wierzę w zrozumienie moje sytuacji przez Pana Prezydenta pozostaję z
poważaniem.
Jerzy Kowalik
Myśli dnia
Kobiety, żeby nie znudzić się mężczyznom, zmieniają ubranie
*************************************************************
Mężczyźni, żeby nie znudzić się
kobietom, zmieniają kobiety
*************************************************************
Statystycznie kobiety żyją dłużej od
mężczyzn, bo nie mają żon
*************************************************************
Labels:
Klub Kram,
Nowojorskie dyskoteki,
Palladium,
Studio 54,
Webster Hall
Subscribe to:
Posts (Atom)