Sobota 16 Luty
Ostatnim razem pisałem na
temat śnieżycy w Nowym Jorku. Napisałem też, że nie było tak źle. Okazało się
jednak, że różnie to było. Nam się po prostu udało, ale kilkanaście kilometrów
od nas, było zupełnie inaczej!
Zacznę od historii
mojego pracownika. Greg jest oparatorem maszyn (koparek,spychaczy). W piątek po
pracy, był jednym z tych, którzy zostali na następną zmianę, żeby w razie
potrzeby usunąć śnieg na naszej budowie. Pracował następne 8 godzin, ale nie
miał dużo pracy. W okolicach budowy spadło w tym czasie około 3 centymetrów
śniegu. Po tym długim dniu, zaczął powrót do domu. Mieszka na Long Island i
normalnie zabiera mu około godziny, żeby dojechać do domu. Po 20 minutach,
przejechał granicę Queens z Long Island. Wtedy się zaczęło. Tam spadało dwa
razy więcej śniegu niż u nas i były duże wiatry. Nic nie było odśnieżone.
Regionalne służby całkowicie zawaliły sprawę. Nawet główne autostrady były
nieprzejezdne. Im głębiej w wyspę, tym więcej samochodów było całkowicie
zakopanych w śniegu. Próbował jechać bocznymi drogami i tam nie było lepiej.
Kilka razy sam kopał dróżki w śniegu, żeby przejechać skrzyżowanie.
Całkowicie wykończony fizycznie i
psychicznie dojechał do domu po....... 9-ciu godzinach jazdy.
Władze całkowicie straciły kontrolę nad sytuacją. Wezwano kontraktorów, także naszą firmę i próbowano usunąć śnieg. Było już za późno. Wszystkie drogi blokowały opuszczone samochody. Nikt nie wiedział od którego miejsca zacząć. Ludzie dzwonili o pomoc. Okazało się, że niektóre ulice nie zostały dotnknięte aż do środy, czyli 5 dni od pierwszego śniegu.
Zdarzyły się też przypadki śmierci. Jednym z najtragiczniejszych jest ta, gdzie ojciec jechał z synem. Kiedy się zakopali, czekał na pomoc, która nie przychodziła. Po dłuższym czasie, zdecydował się na szukanie kogoś, kto mógł by mu pomóc. Zostawił samochód włączony, żeby syn nie zmarzł. Nie pomyślał, że było już dużo śniegu i rura wydechowa jest zasypana. Wydzieliny, zamiast na zewnątrz, dostawały się do środka samochodu. Kiedy wrócił, syn już nie żył!
Wszyscy są oburzeni i mają powody. Long Island jest jednym z tych miejsc, gdzie podatki na domy są najwyższe w całej Ameryce. Wielu ludzi zostało wyrzuconych z pracy. Między innymi, główny szef działu transportu, którego znam z moich poprzednich budów.
Załączam kilka zdjęć z
okolic.
Wszyscy razem,
byliśmy niedawno na Cruisie po Karaibach. Ciekawa jest więc „przygoda„ ludzi,
którzy mieli podobną wycieczkę. Znajdowali się na statku z linii Carnival (my
byliśmy na Princess). Wybuchł pożar w maszynowni i silniki statku przestały
pracować. Ludzie stali się więźniami w miejscu, w którym jeszcze chwilę
wcześniej dobrze się bawili. Ponieważ był to już prawie koniec wycieczki,
wszystko było na wyczerpaniu. Po kilku dniach zaczęł brakować jedzenia. Z
usłysznych histori, w ostatnie dni, trzeba było czekać kilka godzin w kolejce
na kanapki z ogórkiem, czy pomidorem. To chyba nie było jeszcze najgorsze.
Przestały działać toalety. Pamiętacie jak one działały? Po każdym spuszczeniu
wody, wydobywał się dość głośy oddgłos w rodzaju ssanego powietrza. Bo na tej
zasadzie to działa. Podobnie jak w samolotach. Ludzie dostawali torebki na
załatwianie swoich potrzeb a siusiać mieli pod prysznic. Po pewnym czasie,
wszyscy zaczęli narzekać na smrody ale nic nie można było na to pomóc. Wśród
takiej ilości ludzi, znajdą się zawsze brudasy, niechluje i oni wyrzucali te
torby w miejsca publiczne. Nie działała też klimatyzacja, więc ludzie zaczęli
przenosić się na leżaki pod otwarte niebo. Musiało być tam bardzo
nieprzyjemnie.
Kilka dni
temu dobili do brzegu. Teraz wszyscy są już w domu i jak znam ludzi, każdy
zastanawia się nad sądzeniem właścicieli statku. Choć przed wyjazdem podpisuję
się papierki, które mówią o podobnych sytuacjach i pasażerowie zgadzają się na
to i przyżekają, że nie będą oddawać spraw do sądu. Podobno (tak wszyscy
wspominają), obsługa była wyjątkowo przyjemna i pomocna. Robili wszystko co
mogli, żeby wszystkim polepszyć warunki. A mieli gorzej od innych. Oni mają
pokoiki bardzo małe i mieszkają po kilku w jednym. Bez okien. Jedzenie, też dostają
ostatni. A przy tym musieli sprzątać te wszystkie odchody. Im współczuję.
No ale ludzie na pewno ucierpieli.
Można pocieszyć się tylko tym, że lepiej, że to stało się na statku morskim a
nie w samolocie!!!
Skończyłem główne prace w garażu. Zostało kilka rzeczy do zrobienia, ale to
drobnostki.
Po lewej stronie, na półce stoją
książki. Powodem jest to, że półka ta jest bardzo płytka. Zaraz za książkami
jest ściana. Tutaj zrobiłem wgłębienie z innego pokoju. Tam teraz stoi
odgrywacz DVD, radio i wzmacniacz i nie wystaje mi to ze ściany.
Teraz czas na zaczęcie przeróbki
pokoju do ćwiczeń i sauny. Nawet nie wiem jak się za to wziąść. No ale to nie
dzisiaj.
Tutaj są stoliczki do ogrodu, które zrobiła Elaine. Czarne linie są wypalone w drewnie. Reszta pomalowana i pokryta lakierem.
Ostatnia rzecz to
ostrzeżenie dla panów. Nie zapomnijcie nigdy kupić swoim żonom, dziewczynom,
czekoladek lub kwiatów na Walentynki!!!
Ja w tym roku,
wróciłem do domu i nic nie miałem. Złożyłem życznie Wieśce i mówię, że nie
kupiłem czekoladek bo wiem że razem z Elaine są na diecie. Kwiatów też, po
szkoda pieniędzy, zaraz zwiędną. Mówie, że zabieram je do dobrej restauracji na
obiad. A ona wtedy: To świetnie, że nic nie kupiłeś. My i Elaine, potrzebujemy
nowe meble do pokoju wypoczynkowego, to zamiast wydawać pieniądze na obiad,
kupisz nam meble!!!
Niezła zamiana! Ku....a!
Zawsze będę kupował czekoladki. Dieta czy nie!
******************************
Siedzimy przy stole i jemy obiad. Niespodziewanie żona oblała sobie bluzkę i mówi - No? Nie
wyglądam teraz jak świnia ?
No i jeszcze do tego zupą się oblałaś!
I znów była awantura!
*****************************
Dzisiaj dostałem za spóźniający się zegar.
Wróciłem do domu po pracy i zaraz na powitanie, żona mówi:- Wiesz, dzisiaj przechodziłam przez przedpokój i zegar spadł ze ściany zaraz za mną. Chwila wcześniej i spadłby mi na głowę.
- Zawsze się cholera spóźniał! - odpowiedziałem
I znów była awantura!