Friday, November 2, 2012


       Piątek 2 Listopad 2012

 

    Nie mogę powiedzieć, że sytuacja się pogarsza, ale na pewno się nie polepsza. Zacznę od decyzji polityków. Jak zwykle, kiedy rząd decyduje sprawy nie układają się tak jak byśmy sobie tego życzyli. Nasz Bóg Bloomberg, znów podjął decyzję która jest bardzo kontrowersyjna. Nowy Jork zawsze próbuje udowodnić całemu światu, że nas nie można złamać. Nowojorczycy zawsze poradzą sobie nawet w tak trudnych sytuacjach i próbujemy żyć tak jak by nic się nie stało. Złudzenie. Ludzie przeżywają tragedie i zaczynają być bardzo rozgoryczeni i zmęczeni. Tak więc burmistrz postanowił, że coroczny maraton odbędzie się bez zmian, bo miasto potrzebuje pieniędzy a ta biegowa impreza przynosi duży zysk. Jak to wpływa na nasze życie? Wyścig ten ciągnie się 27 mil i przechodzi przez wszystkie dzielnice. 

   Policja, zamiast pomagać poszkodowanym, ludziom którzy stracili domy, szukających pożywienia i schroniska, rabowanym przez ciemne elementy - zajmuje się przygotowaniem maratonu i blokadami ulic. Na skrzyżowaniach, ulicach rozstawiane są olbrzymie generatory, dostarczające prąd dla sędziów, organizatorów. Gdyby je zainstalować na stacjach benzynowych, tysiące ludzi mogło by dostać paliwo i móc dojechać do pracy, szpitali, sklepów z żywnością. Załogi elektryków naprawiają linie w okolicach trasy biegu, zamiast koncentrować się na miejscach, gdzie ludzie tego najwięcej potrzebują. Woda i jedzenie, dostarczane są do organizatorów biegu na jutrzejszą imprezę a w radiu słyszymy codziennie jak ludzie błagają o dostarczenie tego do ich miejsc, bo nic nie mogą dostać w swoich okolicach. Ale wydaje się, że to nie jest najważniejsze dla naszego króla! Niech świat wie, My Nowojorczycy jesteśmy silni i prężni. Nic nas nie złamie. Bawimy się nawet jak przeżywamy tragedie. Super Heros! 

    Wczoraj dzwoniłem do firmy, która odpowiedzialna jest za naprawy systemów kabli elektrycznych w naszych okolicach. Dowiedziałem się, że część (jaka część?) z nich została wysłana do dużych dzielnic jak Brooklyn, Manhattan. Pytam się ilu pracuje w naszych okolicach. Nie chcieli mi odpowiedzieć. Wtedy im powiedziałem (bo to prawda), że objechałem 7 okolicznych miasteczek i nie spotkałem jednego pracującego elektryka. Ani jedno złamane drzewo nie zostało usunięte z dróg. Co dziesiąta ulica jest zamknięta. Pamiętajcie, że jest u nas przepis, który nie pozwala właścicielom domów pracy przy drzewach, które leżą na kablach elektrycznych. Prywatni ludzie oczyszczają wszystko, co jest wolne od kabli, a te inne czekają na elektryków, których nie ma. 

    Czego się też dowiedziałem, to jest to, że nikt nie wie kiedy to się skończy. Bo jak mają wiedzieć, kiedy nikt tu nie pracuje? Przyszłość jest więc za mgłą. To może ciągnąć się tygodniami. 

    Najgorsze jest oczekiwanie, bezczynność. W pracy walczę z problemami. Ludzie nie mogą dojechać do pracy z powodu braku paliwa. Nigdy nie wiem ilu się zjawi. Codzienna praca miesza się z dodatkową przy oczyszczaniu i naprawie uszkodzeń po huraganie. Później powrót do domu i nic. Ciemno, zimno, nudno.  Nieraz się mówiło, że kiedyś ludzie byli inni. Dużo czytali, interesowali się wieloma sprawami a teraz nic. Tacy bezmyślni. Tylko komputery. Teraz wracam do domu i czytam książki. No więc proste wytłumaczenie. Kiedyś się czytało, bo nie było nic innego do roboty. Książki były jedynym pomostem przenoszącym nas to innego świata - przygód, tajemniczości, dramatu, miłości. Nie było telewizji, kiepskie radio, brakowało często światła. Książki były naszym życiem. Teraz mamy za dużo innych przyjemności a czytanie zmusza nas do większego wysiłku i idziemy na łatwiznę. Oglądamy telewizję, bawimy się komputerem. A ja wróciłem do młodych lat i czytam. Może nie z własnego wyboru ale czytam.

     W samochodzie mam benzyny na jeden dzień, może trochę więcej. Jak się coś nie zmieni to nie wiem czy będę mógł dojechać do pracy. Jak nie podłączą prądu, muszę odwołać naszą halloweenową imprezę. Za dwa tygodnie wylatujemy do Afryki a nie mogę odebrać pastylek na malarię, bo moja apteka jest nieczynna. Wiesi praca jest całkowicie zamknięta, bo część Manhattanu w której ona pracuje jest dalej bez prądu i częściowo pod wodą. Elaine szkoła zamknięta i nie może dostać się do swojego lekarza bo też zamknięci. W domu jem różne dziwne rzeczy z puszek. Mam dużo wody i gaz, czyli gorącą herbatę. Ponieważ mam gorącą wodę, biorę prysznic codziennie (a wolę chodzić brudny, jak prawdziwy mężczyzna) bo się ogrzewam. A inaczej muszę siedzieć zawinięty w koc. Tak mijają mi ostatnie dni i wygląda, że jeszcze wiele takich mnie czeka. Może trzeba spojrzeć na to inaczej. Nie straciłem domu, nikomu nic się nie stało, mam pracę, niedługo wakacje, mogę się wyspać. Życie jest piękne!

1 comment:

  1. Hey! Sent a message on Facebook . . . Sorry, been worried about some I know from grad school and old friends in the city. We fared well. Feeling very, very lucky. Ring me later, if you are up to it.

    ReplyDelete