Tuesday, May 28, 2013



   Choć do naszych wakacji w Turcji mamy jeszcze trochę czasu, mam z tym mały problem. Planowałem całą wycieczkę doć długo a teraz mam trochę wątpliwości. Jedną z atrakcji, która ma nam umilić czas a jednocześnie dodać trochę emocji ma być lot balonem nad terenami Cappadoci. Jak już pisałem, jest to bardzo popularne w tamtym regionie. Codziennie dziesiątki olbrzymich balonów wzbija się nad przepięknymi terenami, księżycowym krajobrazie powulkanicznych wzgórz i skał wraz z setkami domów i kościołów wykutych w tufowych skałach. A tutaj wadomość. Kilka dni temu, dwa z tych balonów zderzyły się i jeden z nich spadł na ziemię. Zginęło czterech turystów a dwudziestu kilku jest rannych. A nie jest mi to potrzebne, bo i bez tego wypadku trudno mi się było na to zdecydować. Mam lęk wysokości.

Całe życie walczę z lękiem latania samolotami i teraz ta próba. W tej chwili nie zamierzam zrezygnować z tej atrakcji ale kto wie jak będę się czuł przed samym lotem. Z drugiej strony, jak mówią: Będzie co będzie, stanie się co ma się stać i tak, ku..a mać, przedstawienie musi trwać!

    Z tego co widać na filmie nakręconym przez jednego z uczestników, jeden z koszy balonu uderzył w balon poniżej. Musiał zrobić dziurę w powłoce, ponieważ ten zaczął tracić powietrze i gwałtownie spadł. Poniżej ten film.

  
     Niestety nie musimy czekać na wypadek balonem. W poprzedni czwartek miałem duże szczęście w nieplanowanym spotkaniu z sarną. Jechałem do pracy Pallisade Parkway z szybkością około 100 kilometrów na godzinę. Droga ta otoczona jest lasem. Kilka mil przed mostem Washingtona wyskoczyła sarna, prosto pod mój samochód. Nawet nie zdąrzyłem dodtknąć hamulców. Odbiła się od samochodu, uderzyłem drugi raz. Znów się odbiła i zaraz po tym przez nią przejechałem. Nawet się nie zatrzymałem. Trochę roztrzęsiony, dojechałem do mostu i tam zgłosiłem policji o wypadku. Dobrze, bo jak kiepsy kryminalista zostawiłem za sobą odciski palców. Moja tablica rejestracyjna wbiła się w sarnę i tam została.
      Miałem szczęście , że jechałem moim dużym SUV. Gdyby samochód był mniejszy, sarna przeleciała by przez maskę i wbiła by się w przednie okno. To już mogło być niebezpieczne.
   Drugie szczęście, że nie zadziałały poduszki powietrzne, bo przy tej szybkości z poduszką wbitą w twarz nie miałbym szansy opanowania samochodu i prawdopodobnie wjechał bym w las.

Tak więc oceniając całość, jestem w czepku urodzony! Ha ha. Nie chcę tego testować w balonie.
      Samochód uszkodzony ale nie tak najgorzej. Przedni zdeżak, grill (tak też jest po polsku? atrapa?) no i chłodnica. Mogło być gorzej. Samochód musiał być odkołowany ale wszystko poszło sprawnie.

    Ogród nasz jest pełen życia. Zwierzęta pobudziły się z zimowego snu i zaczynają swoje wiosenne porządki. Ptaków jest jeszcze więcej niż w tamtym roku. Śpiewają nawet w nocy a myślałem, że wszytskie powinny spać. Najciekawszy jest Robin (Rudzik). Wymyślił sobie zbudować gniazdo na kolumnie naszego patio. Widać, że mu się powiodło i znalazł kobitkę, bo widać było ostatnio, że wysiaduje na jajkach. Wszystko to na naszych oczach, bo tylko 2 metry od miejsca, gdzie siedzimy przy stole. Teraz chodziliśmy na palcach, bo biedny wylatywał jak nas widział i strasznie krzyczał. W ostatnie dni, trochę się przyzwyczaił. W niedzielę wykluło się pisklę lub pisklęta. Jeszcze go nie widzieliśmy, ale na ziemi znaleźliśmy kawałek skorupki od niebieskiego jajka. I od tego czasu cały czas przynosi pokarm. W poniedziałek mieliśmy Święta, Memorial Day (Dzień Pamięci Narodowej). Normalnie w ten dzień robimy BBQ, niestety nie tym razem, bo gniazdo jest zaraz nad grillem. Moglibyśmy go uwędzić. Zamówiliśmy więc grzecznie chińskie jedzenie i zjedliśmy w domu, żeby go nie straszyć. Jaka porządna rodzinka?

 
 

 


Thursday, May 16, 2013

 



     Dzisiaj płacę karę za brak zorganizowania. Chociaż nie jest to prawda! Wszystko mam ułożone, zanotowane, skopiowane. A jednak. Jedyna rzecz której nie zrobiłem, jest mi teraz potrzebna.

     Szukam nazwiska i telefonu lekarza do którego chodziłem a ostatni raz widziałem ze trzy lata temu. I mam wszystkich innych, tylko nie tego co szukam. Przeleciałem przez wszystkie dokumenty, notatki i nic. Rok po pracy w Sterfie Zero czyli od roku 2002-go dostałem jakiegoś uczulenia, które pojawiało się raz w roku na wiosnę. W kilku miejscach, na plecach dostawałem wysypkę. Nic w tym groźnego, ale jak się tego nie wyleczy szybko to zostawia ślady na ciele. Chodziłem do wielu lekarzy i każdy wymyślał cuda, co to może być. Jeden nawet powiedział, że wygląda to jakbym był pogryziony przez pluskwy. Ha  ha. No ale się przestraszyłem. Powiedziałem mu tylko, że dziwne, że te pluskwy gryzą tylko mnie a nie żonę. Muszą być same samice. Po wielu próbach dali mi jakieś antbiotyki i mijało. Niestety wracało na drugi rok. Wreszcie jeden po pobraniu próbek, stwierdził, że to jest jakaś bakteria, którą ma każdy z nas, tylko że u mnie z jakiegoś powodu się uaktywnia. Przez trzy lata miałem spokój. Dzisiaj znów wróciło. A ja nie mam telefonu do lekarza ani nazwiska. Tak jak mówiłem. Płacę za swoją głupotę.

     W pracy urwanie głowy. Czas przyspiesza z godziny na godzinę a pracy jakby przybywało. Nie wiem czy dam radę skończyć na czas. Jeśli się uda, to naprawdę będę miał okazję do upicia się.

Załączę tylko jedno zdjęcie z najdłuższego mostu, już po rozebraniu starego.


    U nas w kraju afera za aferą. Nie można się już ich doliczyć. A najśmieszniejsze, że w większości gazet (które są liberalne), najważniejsza historia, bo drukowana na całych czterech stronach, to operacja i usunięcie piersi Angeliny Jolie.

    Demokraci oczywiście uważają, że wszystko to jest wymyślone, wydmuchane przez partię republikańską i jest to zwykłe polowanie na niewinnego niczemu Obame.

Pierwsza to kontrowersyjne (nie przez większość kongresu) przegłosowanie zmiany systemu ubezpieczeń i przejęcie prywatnej incjatywy przez rząd.  Następna była sprzedaż broni przez nasz rząd dla mafii meksykańskiej. Prasa śmiała się, że to nic wielkiego!!! Nikt nie stracił pracy.

Atak terrorystów w Libii, Bengazi na ambasadę amerykańską w wyniku czego zamordowany został nasz ambasador i trzech innych ludzi. Przez długi okres rząd i gazety rozdmuchiwały historię, że to był protest przeciwko filmowi nabijającego się z Koranu i zrobionego przez amerykańskiego żyda, którego tutaj, natychmiast wsadzono do więzienia za podatki. Teraz powoli wychodzi na jaw, że to kłamstwo. Nie wiadomo kto jest w to najwięcej zamieszany ale dużo wskazuje na Clinton a nawet Obamę. Jeszcze przed atakiem, ambasador prosił wielokrotnie o wsparcie bo obawiał się tego ataku. Prośby zostały odrzucone. W chwili zaatakowania ambasady, kilka grup wojsk znajdujących się w pobliżu prosiło o pozwolenie udania się na pomoc i tu też dostali odmowę. Już po ataku, ktoś postarał się o usunięcie z każdej wiadomości, przesłanych e-maili, wszystkiego co było związane ze słowami terroryzm, muzułmanie, etc. A Żyd dalej siedzi w więzieniu!

    Następna sprawa jest dla wolności jeszcze groźniejsza. IRS (instytucja która zajmuje się naszymi podatkami) zaczęła zwiększać nacisk na organizacje które związane są z partią republikańską. Zwolnione są one od podatków (oczywiście także demokratyczne) ale mają regulamin, którego muszą przestrzegać. Np. nie wolno im wydawać reklam związanych z partiami. Próbowano udowaodnić im, że te prawa łamią i narzucić na nich podatki czyli po prostu je zlikwidować. Nie przypomina to Wam początków niemieckich socjaldemokratów przed II wojną. Co mówi na to rząd i Obama. Oczywiście zgadzają się z tym, że jest to nie zgodne z prawami ameryki, ale uważają, że tak naprawdę to nic się nie stało i nie jest to działanie rządu, tylko kilku podrzędnych pracowników, którzy nie chcieli źle. Tylko im nie wyszło.

    I jeszcze jedna. Najnowsza. Ministerswo Sprawiedliwści zaczęło włamywać się do linii telefonicznych amerykańskich dziennikarzy. Kolekcjonować numery telefonów tych którzy dzwonili do tych dziennikarzy. Zbierać informacje. Atakowali wszystkich, którzy pisali na temat rządu, Obamie etc. Tutaj ktoś popełnił wielki błąd. Zaatakowano tych, którzy ich cały czas bronili, wybielali, chronili. Tym razem prasa zareagowała. Wszędzie piszą, że to jest łamanie praw, wolności. Obudzili się. Może inaczej, bo oni nie spali tylko pisali w ciemnych okularach. Może zrozumieli, że ten obecny rząd nie dba o nikogo i o nic, tylko o swoje interesy, które okazuje się nie mają nic wspólnego z naszą konstytucją i wolnością. Tym razem już kogoś zwolniono z pracy.

      Na zakończenie. Nie wiem czy nasz prezydent ma coś wspólnego z jakąkolwiek z tych afer. Nie jest to udowodnione. Ale. Jeśli nie, to co on robi w Białym Domu? Za każdym razem tłumaczy się, że on nic o tym nie wiedział, nikt go o tym nie informował. Nie świadczy to o tym, że stracił on całkowitą kontrolę i nie on rządzi tym krajem. Po drugie jeżeli ktokolwiek z nas, byłby na jego stanowisku i coś takiego by się działo i wszystko to robione byłoby przez innych. Pierwszą rzeczą, którą bym robił to sam próbował dojść do tego kto za tym stoi i pociągnął bym go do odpowiedzialności. A tu cichuteńko. Nikt nie traci pracy, wszyscy są zadowoleni, znika osobista wolność jednostek. Ale Angelina Joli ma operacje. Straszne. Po co zajmować się polityką.

Monday, May 6, 2013

     Poniedziałek 6 Maj


     Nie raz zaczynałem od zdania, że nic ważnego się nie dzieje i nie ma o czym pisać. Ostatnie dni, takie właśnie były. No i wywołałem wilka z lasu.

Dzisiaj byliśmy w wiadomościach każdej głównyej stacji radiowej a także w telewizji.

Moi podwykonawcy, firma Hellmann Electric, pracowali na skrzyżowaniu Rockaway . Dwóch elektryków obsługiwało (zaznaczam tutaj, że nie jestem pewien polskich słów, określających sprzęt techniczny, więc piszę dokładnie przełożone z angielskiego)  ciężarowy samochód z podnośnikiem, dźwigiem zakończonym koszem. Dźwig ten można obsługiwać, będąc wewnątrz tego kosza. Ten który oni obsługiwali, mógł się wznieść na wysokość 20 do 25 metrów. Tak wygląda ten pojazd.




   Przeliczyli się z odległością. Ramię dźwigu oddaliło się zbyt daleko od samochodu (mówię o dystansie a nie wysokości) i ciężarówka straciła balans. Kiedy kosz uderzył ziemię, jeden z nich wypadł na zewnątrz a drugi oparty był o balustradę ochraniającą kosz i to okazało się gorsze niż wypadek jego kolegi. Kiedy przybyłem na miejsce, zaczął się już robić tłok. Dziesiątki policyjnych samochodów, straży pożarnej, karetek pogotowia. Telewizja i prasa. A w górze helikoptery. Część z nich dla pomocy a inni szukają sensacji. Najlepiej jakby ktoś zmarł, wtedy to jest historia!!. Na szczęście dla nas a mniej dla nich, nikt nie zginął. Ten który wypadł z kosza ma złamaną nogę w kostce. Ten drugi połamane żebra, przebite płuca, złamana noga w kilku miejscach. Oczywiście najważniejsze było zabrać ich do szpitala. Trochę to trwało. Później akcja postawienia ciężarówki na koła. Kilka zdjęć.






    Oczywiście dla mnie był to ciężki dzień. Policja zablokowała każdy dojazd na budowę i na trzy godziny większość prac została zatrzymana. Później, zanim wszyscy powrócili do normalnego rytmu, był koniec dnia pracy. A dla mnie każdy dzień jest ważny. Czuję, jak powoli tracę kontrolę nad moją budową. Codziennie coś! W większości niezależne ode mnie. Nikt na końcu nie będzie oceniał z jakich powodów zawaliłem prace. Odpowiedzialnym będę ja.

      Wracając do domu słuchałem wiadomści w radiu. Znów przekonałem się jak prasa kłamie. Tak jak po Strefie zero. Historie które dochodzą do nas z radia, gazet nie pokrywają się z tym co się naprawdę dzieje. W radiu mówili, że pracownicy przygnieceni byli do ziemi koszem tego dźwigu, sprzęt przez nich podawany brzmiał jak dźwig, który podnosi tysiące ton, etc. W telewizji wywiady dawali policjanci, strażacy, jak ratowali tych ludzi, jak stawiają ciężarówkę na koła. Ha, ha. To wszystko była nasza praca. Oni tylko zabrali rannych. Ale za to ja byłem z moimi trzema pracownikami a ich było ze stu!!! A każdy z nich wydawał rozkazy, szczególnie jak kamery na nich były skierowane.

Teraz trochę inna historia. Wszyscy wiemy, że banki są od tego żeby na nas zarobić a nie pomagać. Normalne, business. Ale tydzień temu zdałem sobie sprawę, jakie mogą być różne metody zarabiania na nas pieniędzy. Spróbuję to wytłumaczyć i będę używał równych cyfr, żeby łatwiej zrozumieć.

    Poprzedniego miesiąca, nie wysłałem do banku spłat za pożyczkę  za dom. Nie wiem jak to się stało, bo zawsze próbuję robić to na czas. Kiedy się o tym dowiedziałem, natychmiast wszedłem na komputer i elektronicznie wysłałem pieniądze. Dwa tysiące dolarów. Pieniądze te, tego samego dnia zniknęły z mojego konta. Czyli na razie wszystko w porządku. Zależało mi na szybkim naprawieniu sprawy, bo nie chcę mieć problemów z bankiem. Co dziennie sprawdzałem, czy pieniądze te przelane zostały do banku, który dał mi pożyczkę. Okazało się, że dostały się tam dopiero po 5 dniach. Czyli. Mnie pieniądze zabrali i przez cały tydzień byli ich właścicielami. Niby nic, ale!   Powiedzmy, że w moim banku (Citibank) jest 100000 ludzi (a jest dużo więcej) i każdy wysyła pieniądze w ten sposób. W ciągu jednego tygodnia bank trzyma 200,000,000 dolarów, które nie są ich. Powtarza się to co miesiąc, a także w resztę tygodni z innymi ludźmi bo każdy ma inne terminy do spłaty. Jak się temu dobrze przypatrzycie, to oni zawsze posiadają sumę 200 milionów, które do nich nie należą. Czyli dają mi pożyczkę na drugi dom z moich pieniędzy i zciągają ze mnie olbrzymie procenty nie inwestując w to jednego centa. Mądre?

    Jeszcze jedna ciekawa informacja. Kilka tygodni temu mieliśmy ciekawy przypadek w świecie finansów. Hakerzy podali na Twitter (podobne do Facebook), że w Białym Domu wybuchły dwie bomby. Sztuczka jest w tym że podali to (włamując się na ich strony) jako główna agencja prasowa. Na Wall Street wybuchła mała panika i Dow spadł natychmiast o 150. Szybko się wszystko wyjaśniło i wszystko wróciło do normy. Pokazuje nam to jednak olbrzymi problem. Który na razie nie istnieje w wielkiej formie. Teroryzm na komputerach. Możne tyle spraw zamieszać, że kiedyś spowodować mogą poważny kryzys na świecie. Zanim się wyjaśni (tym razem było krótkie) ludzie mogą potracić fortuny i inni mniejsze sumy ale wszystkie oszczędności całego życia. Mam nadzieję, że się mylę.

    Na zakończenie zdjęcie z tamtego tygodnia. Księżyc na mojej budowie o 6 rano.




A tutaj kolega zrobił zdjęcie naszemu kotu, w sobotę. Na zdjęciu napis - Jesteś w domu za wcześnie!