20 Listopad
Pobudka o 5:30.
Chwilę później wychodzę na nasz taras i oglądam przepiękny wschód słońca. Przed
domem leżą w trawie antylopy. Wstają przy wschodzie i zaczynają swoją codzienną
wędrówkę. Wyjeżdżamy na nasze pierwsze safari w tej okolicy. Muszę się
powtarzać, ale nie mogę nacieszyć się oglądaniem tutejszej przyrody. Co chwila
jakiś przystanek, żebym mógł zrobić dobre zdjęcia spotykanym żyrafom, słoniom,
antylopom. Zaczynam powoli widzieć różnice między ich gatunkami.
Impala, Kudu, Gnu, Buszbok, Stenbok.
W połowie naszej
wycieczki wpadamy na olbrzymie stado Bawołów Wodnych. Przewodnik mówi nam, że
to rzadkość w tych okolicach. Obserwujemy je przez chwilę. To są chyba jedyne
zwierzęta, może oprócz małp, które się nami interesują. Przyglądają nam się
nawet uważniej niż my nim. Może to one wybrały się na safari w poszukiwaniu
ludzi?
Ruszamy dalej w
drogę. Nad dużym stawem stoi suche drzewo. Siedzą na nim czaple. Piękny widok.
Zaczynam się obawiać, że mi te zdjęcia nie powychodzą, a zaraz po tym jak ja
przez nie wszystkie przejrzę. Tysiące zdjęć i setki filmów. Ja robię fotki a
Wiesia kameruje. Po sprawdzeniu jak jej wychodzą, stwierdziłem, że w ważnych
chwilach ja przejmę jej pracę. Jej rączki trochę się trzęsą. Ale trudno robić
zdjęcia, film i też mieć przyjemnoć napatrzenia się na te cuda.
Tradycyjne
zatrzymanie się na kawę i ciastko, kilka zdjęć
i wolny powrót do kampingu.
Mamy kilka godzin dla siebie. Idziemy na basen.
Słońce jest dokładnie nad nami.
Po pół godzinie opalania, wchodzimy do chłodnej wody. Myślałem, że woda z
basenu wyparuje, tacy byliśmy nagrzani. Dłużej nie można wytrzymać. Idziemy
szykować się na następną wyprawę.
Popołudniowe
safari zaczęło się od informacji, że w okolicy pojawił się Gepard. Ponieważ to
jest rzadkość, wyruszamy natychmiast na poszukiwania. Tym razem nie
zatrzymujemy się przy spotykanych zwierzętach. Nieraz mamy ochotę, ale
przewodnik odmawia bo nie chce stracić szansy odnalezienia geparda. Chcąc nie
chcąc, musimy przystanąć. Drogę blokują nam dwa słonie i nie mają zamiaru
ustąpić. Ten bliższy, rusza w naszym kierunku. Zaczynamy się denerwować ale
Rain (Takie jest imię przewodnika) nie chce ruszyć. Słoń podszedł na odległość
kilku metrów, wydał donośny, długi ryk i zmienił kierunek. UUFFF. Gra nerwów i
moje zostały trochę nadszarpnięte. Ruszamy wolno na drugiego. Nie porusza się
do ostatniej sekundy. Wreszcie! Poszedł w kierunku swojego kolegi. Odłożyłem
kamery i odetchnąłem. Wtedy usłyszałem ryk słonia. Odwracam się a ten z
podniesioną trąbą rzuca się biegiem za nami. Podbiegł na odległość od dwóch do
trzech metrów. Zatrzymał się. Poruszył gwałtownie łeb, ruszył trąbą, ryknął
jeszcze raz. Dobrze, że byłem przed wyjazdem w toalecie! Słoń udowodnił nam,
kto jest tutaj panem i zaczął się wycofywać. My ruszamy dalej w pogoń za
gepardem. Wreszcie duży sukces. Jest.
Prawdopodobnie udało nam się go odnaleźć,
bo zatrzymał się na odpoczynek. Leżał, nie zwracając na nas uwagi. Rain
tłumaczy, że zwierzyna przyzwyczaiła się do pojazdów. Traktują je jako rodzaj
zwierząt, które im nie zagrażają, a ludzie w środku, są ich częścią. Natomiast
wyjście z samochodu tworzy zagrożenie i może zakończyć się tragicznie.
Obserwujemy tego pięknego kotka. Zawsze myślałem, że jest trochę większy. Zasady
współpracy z naturą, są tutaj ściśle przestrzegane. Gepard leżał leniwie, więc
zażartowałem, żeby rzucić w niego kamieniem, to się ruszy, ale wszyscy trochę
się oburzyli.
Czas przy
szczególnych okazach (tak jak gepard, jaguard,lwy) jest ograniczony. Byliśmy z
nim około 15 minut. Przewodnicy przekazują sobie informacje o jej pozycji i
musimy zrobić miejsce dla innych. Nasza lista poszukiwanych zwierząt, zmniejsza
się do kilku. Dalej nie widzieliśmy lwów i lampartów. Wracając wpadamy na
stado żyraf i później zebr.
Po obiedzie,
udajemy się na odpoczynek. Wydawałoby się, że dzień jest zakończony. Siedzę na
tarasie i oglądam poważną burzę na horyzoncie. Widać olbrzymie łuny. Pali się.
Około 23-ej idę spać. Po godzinie budzę się wystraszony. Dom gnie się w różne
strony i pale nas utrzymujące przeraźliwie trzeszczą. Niebo co pół minuty
rozjaśniają olbrzymie błyskawice. Dom wykonany jest w 30% z siatek. Wiatr
przenika więc swobodnie do środka. Wszystko co lżejsze, fruwa po pokoju.
Drzwi od łazienki i toalety łomocą się i uderzają w ściany. Wieśka wzięła
tabletki nasenne i smacznie spała. Tak przesiedziałem kilka godzin. Czekałem na
to co może się stać. Na szczęście nic poważnego nie nastąpiło. Troszkę się
uspokoiło, więc poszedłem spać. Najśmieszniejsze, że na drugi dzień, ktoś
zapytał się Wiesię jak minęła jej noc a ona mówi, że źle spała. Wtedy ja
jej się pytam a jak przeżyła burzę a ona pyta się: jaka burza?
Wszyscy zaczęli się śmiać. Była jedyną osobą w towarzystwie, która przespała
całą noc.