Thursday, July 30, 2015

Autografy




  Musze się trochę zrelaksować, bo może się to odbić na moim zdrowiu. Wszyscy nastawili się na atak i bezpośrednim celem lub ukrytym jestem ja. Uderzenia są nieraz bez rękawicy, obrażające. Np., że ja nie dbam o życie swoich ludzi, w przeciwnym wypadku to się nie powinno zdarzyć. Na razie próbuję wszystko naprawić i odszukać miejsca w których zamontowane zostały te wybrakowane części. Trudno to zrobić, bo wszystko przykryte jest kilkoma warstwami drewnianych płyt. Już teraz znaleźliśmy, że pękło kilka innych wsporników, ale tylko pojedyncze, więc nic się nie zapadło.  Musimy sprowadzić inżyniera który zaprojektował to wszystko i on ma ocenić sytuację i wydać rekomendacje, co trzeba zrobić, żeby można było wrócić do pracy.
Niestety jest to normalne w mojej pracy. Kiedy wszystko kończy się sukcesem, pojawia się wiele osób, które biorą na siebie zasługi tej pracy a kiedy dzieje się coś takiego jak wczorajszy przypadek, zostaję tylko ja.
      Pamiętam jak otwierałem drogę przy WTC, zjawił się Gubernator Stanu Nowego Jorku i przy kamerach telewizyjnych dziękował za wspaniałą i szybko wykonaną pracę. Podchodził do każdego i ściskając rękę gratulował sukcesu. Było tam kilkanaście osób. Wszyscy w pięknych nowych kurtkach z napisem Stan Nowego Jorku, departament budowy dróg. Zabawne, że w tej grupie nie było nikogo z naszej brygady, czyli tych co to budowali. Także 70% z tych ludzi, widziałem pierwszy raz w życiu.
    Żeby się rozprężyć. Pisałem poprzednio, że od dzieciństwa zbierałem zdjęcia i autografy sławnych ludzi. Zaczęło się to, kiedy miałem 12 lat. Zawsze uwielbiałem filmy fabularne. W Golinie było jedno kino w remizie Strażackiej. Miałem tam łatwy dostęp, bo ojciec był w zarządzie Straży. Nieraz oglądałem filmy z okienka operatora kamery. Pomagałem mu też w jego pracy.
      Wiele filmów było dla dorosłych, czyli powyżej 18 lat. Najwięcej chętnych było jednak wśród młodszych. Pan operator, żeby zarobić więcej pieniędzy, wymyślił więc metodę na rozwiązanie tego problemu. Na plakatach przekreślał od lat osiemnastu i pisał od lat 13-tu. Film już miał obejrzany, więc wiedział co się tam działo. Kiedy zbliżała się scena w której całowała się para  (w tych czasach to była scena nie dla dzieci, sceny z seksem nie istniały) , zakrywał ręką obiektyw i przez chwile ekran był ciemny. Oczywiście odzywały się gwizdy i okrzyki w stylu zabierz tą łapę.  Ale to nic nie pomogło. My za to mogliśmy obejrzeć filmy dla dorosłych. 
     Miałem  duży album ze zdjęciami aktorów, powycinanych z gazet. Wtedy wymyśliłem, żeby spróbować dostać oryginały z ich podpisami. Nie miałem żadnych możliwości dostania adresów tych ludzi. Spróbowałem czegoś nowego. Czytałem co mogłem, szukając informacji na ich temat. I na przykład dowiedziałem się, że jakiś aktor pracuje teraz dla studia filmowego w Hollywood.
 Pisałem więc list na adres: Nazwisko aktora, nazwa studia filmowego i miasto Hollywood, California, USA. O dziwo po długim oczekiwaniu otrzymałem dużą kopertę ze zdjęciem i autografem.
Zacząłem wysyłać coraz więcej listów. Tylko nieliczne wracały z odpowiedzią. Ale dla mnie to był sukces. Tak właśnie zaczęła się moja kolekcja, która teraz jest dość pokaźna.
    Zachował się też jeden z pierwszych listów, który pisałem. Nie znałem języka angielskiego. Pisałem, ze słownikiem, tłumacząc słowo po słowie. Prawdopodobnie oni mieli zabawę czytając to i tylko dlatego dostawałem coś z powrotem. List który się zachował, to oryginał, który wysłałem do astronauty Carpentera. Ten nie wysłał mi zdjęcia, ale podpisał się na moim liście i odesłał mi go z powrotem.


      Najłatwiej było z astronautami, bo raz napisałem do NASA z nazwiskiem Armstrong i po dostaniu jego zdjęcia, miałem prawidłowy do nich adres. Wtedy zacząłem wysyłać do nich moje listy z pozostałymi nazwiskami kosmonautów i tak udało mi się zebrać całą kolekcję. Najważniejszy jednak został sam Armstrong, pierwszy człowiek na księżycu. Ostatnio widziałem jak ktoś sprzedał takie same zdjęcie za 2000 dolarów.


     Zacząłem się rozwijać i pisać też do polityków i innych sławnych ludzi. Tak udało mi się dostać zdjęcia lekarza, który udanie pierwszy przeszczepił serce, księcia Lichtensteinu, księcia i księżnej Monaco.


Codziennie czekałem na listonosza i pamiętam radość z jaką otwierałem koperty, nie wiedząc jaka niespodzianka ukryta jest wewnątrz. Wiele zdjęć zawierało oprócz podpisu pozdrowienia z moim nazwiskiem.

Rodzynkiem do tej kolekcji są zdjęcia na których jestem razem z aktorami. Udało mi się spotkać z kilkoma. Raz nawet byłem na balu Sylwestrowym i zaraz obok mnie siedział Al Lewis. Tutaj znany z serialu telewizyjnego  „Monsters”.



    Możecie sami obejrzeć ile tego zebrało się przez te wszystkie lata.



Wednesday, July 29, 2015

Szczęście w nieszczęściu



   Problem. Byłem na spotkaniu z inżynierami reprezentującymi miasto. Gdzieś w połowie posiedzenia, zadzwonił telefon i jeden z moich ludzi zawiadomił mnie, że mamy problem na jednym z odcinków budowy. Nie znał szczegółów. Natychmiast udałem się do tego miejsca.
Pierwsza reakcje po zobaczeniu co się stało, to uśmiech. I nie dlatego, że nic się nie stało ale z powodu, że nie zdarzyło się nic gorszego. Przede wszystkim żaden z moich ludzi nie doznał najmniejszych urażeń. Drugi, główny powód, to że miejsce w którym się to przydarzyło, jest już poza terenem torów kolejowych.
     Przy rozbiórce drogi,  nie wytrzymały wsporniki na zewnątrz autostrady. Utrzymują one drewnianą platformę, na której chodzą ludzie i chroni ona tereny pod drogą od spadających gruzów.
Siedem z nich pękło i część się zapadła. 


Szybko usunąłem rozbity beton z tych szczątków i wysłałem ludzi na naprawę uszkodzeń.




Niestety problemy się dopiero zaczynają. Miasto zacznie drobne śledztwo, dlaczego to się stało. Ja oczywiście też, bo nie mogę sobie pozwolić na takie wypadki.
     Domyślam się co jest przyczyną, ale musze to udowodnić. Z góry zauważyłem część jednego wspornika, która pękła na pół.  Jest to bardzo drobny kawałek całości ale bardzo ważny. Pękniecie wskazuje na to, że nie jest on wykonany ze stali (a tak powinno być), ale z żeliwa. Prawdopodobnie nasz dostawca tego sprzętu, wcisnął nam tani wyrób, zrobiony w Chinach!
Będę musiał to sprawdzić, choć będzie trudne do udowodnienia, bo on się wyprze. Wiemy na pewno, że sprzedał nam też te dobre, ale już znalazłem, jedna z dostaw  była trochę inna.
Na razie muszę szybko wszystko naprawić i zobaczymy co się będzie działo. 

Tuesday, July 28, 2015

Powtórka z rozrywki.

  Powtórka z rozrywki. Słyszałem, że niektórzy mają problem z odtworzeniem drugiej części 60-lat, złożonej z filmów. Przerzuciłem to na Vimeo. Powtarzam więc to samo tylko w innym miejscu.

Dostałem też zdjęcia z naszej imprezy ukończenia szkoły średniej. Nie mam zamiaru wszystkiego pokazywać. Nie są one moje. Pozwolę sobie załączyć tylko kilka.
  Na tym poniżej od lewej jedena z naszych wychowawców, A. Wozniakowska. Nie wytrzymała długo na tym stanowisku. Nasza klasa była trudna do utrzymania w ryzach i jak ktoś był naszym wychowawcą przez rok, to długo. 
Następna to Krystyna Wojtenko. Ostatni wychowawca. Była wtedy postrachem w naszej szkole i jak dowiedzieliśmy się, że ona „bierze nas pod opiekę to wpadliśmy w panikę. Poźniej dowiedzielimy się, że jak ona sie tego dowiedziała, to sie popłakała, że taka kara ąa spotkała. Okazało się później, że dała sobie dobrze radę a my bardzo ją polubiliśmy. Po prawej Halina Czepulonis. Byla wtedy tylko o kilka lat starsza od nas, zaraz po studiach.

   Na tym od lewej Jurek Marciniak czyli „Zagłoba„. Łapał nas często jak wyskakiwaliśmy na piwo do pobliskiego baru. Obok Wieslaw Cieślewicz. Jeszcze jeden z wychowawców, ktory też długo tego nie wytrzymał.
 

   Ci ktorzy dobili na to spotkanie. Większość z naszej klasy ale są także znajomi z tego samego rocznika ale klas walcowników i mechaników. My oczywiście elektrycy.
 
 
Nasza klasa.
 
 
 
  I jeszcze trójka, ktora zorganizowała ta imprezę. Najważniejsza osoba to ta z prawej, mój przyjaciel Grzegorz Wasilewski. Przeżyliśmy razem wspaniałe chwile w czasie tych pięciu lat. I nie tylko z nim, bo jego rodziną. Tata Grzesia, był człowiekiem, który był dla mnie w tych czasach jak drugi ojciec.
 

  I jeszcze może jedno. Bolek Szymański. Nie tylko ma prawie takie samo nazwisko jak ja ale urodziliśmy się w tym samym dniu. Spędziliśmy także wspólnie nasze 18-te urodziny, które można by było krótko opisać. Wypiliśmy trzy butelki wiśniówki, Bolek dostał po głowie jak wróciliśmy w nocy, ja zostałem wyrzucony z ich domu, nie pamiętam jak wróciłem do Goliny, obudzony prze mamę w niedzielę zostałem wysany do kościoła na mszę, po usłyszeniu jak ksiądz wznosząc kielich mówi pijcie z niego wszyscy, zwymiotowałem sie za drzwiami kościoła. 
 

    Moje łowy na zwierzęta w ogrodzie dalej trwają. Tym razem oprócz zwykłych wiewiórek złapałem Opossum, czyli po polsku Dydelfowaty, lub Szczur workowaty.Wygląda nie przyjemnie i bardzo często zarażone są one wścieklizną. 
 

Ma jednak jedną ciekawą cechę. Widziałem to na własne oczy. Rano w pracy znaleźliśmy jednego w pojemniku na śmieci.
 

   Po wypuszczeniu go na wolność w pewnej chwili przewrócił się do góry łapami i znieruchomiał. Wtedy nie wiedziałem nic o jego zdolnościach. Myślałem że mu coś się stało i zdechł. Przesuwałem go kijem, ale ten był sztywny i widocznie nie żył. Kiedy odchodziliśmy do biura, poderwał się szybko i znikł za budynkiem. On to robi często jak czuje niebezpieczeństwo i udaje zmarlaka. Mamy tu nawet powiedzenie nieżywy jak opossum.

Sunday, July 26, 2015

Urodziny


    Zbliżają się moje 60-te urodziny. Pamiętam, kiedy jako młody chłopak patrzyłem na ludzi w takim wieku, wydawało mi się że to bardzo stare , niedołężne dziadki. Teraz się z tym nie zgadzam, ale patrząc na młodych ludzi widzę niedoświadczonych w życiu „gówniarzy”.
    Widzimy to co chcemy zobaczyć. Tak samo jest przy ocenie swojej przeszłości. Jak w starym powiedzeniu. Jedni widzą szklankę na pół pustą a inni pół pełną. W podobny sposób możemy spojrzeć na swoje życie.
    Spojrzenie to może całkowicie zmienić jego wygląd. Kiedy patrzyłbym na nie wzrokiem pesymisty, widział bym coś w tym stylu.
      Młode lata spędzone w biedzie. Żadnych zabawek, wymyślnych przyjemności. Szkoła podstawowa to jedna męka. Przez wszystkie lata byłem wyśmiewany i bity. Wysoki i chudy, odstające uszy, brak przednich zębów, dwójek, które nigdy nie wyrosły. Byłem bardzo łatwym celem dla Golińskich opryszków. Ukrywałem to przed wszystkimi i nawet rodzice nie wiedzieli przez co przechodziłem. W średniej szkole to się skończyło. Porwało mnie jednak szybko życie bardziej rozrywkowe. Zabawy, spotkania z kolegami doprowadziły szybko do kłopotów w szkole i wyniki w nauce też bardzo ucierpiały. Skończyłem szkołę ale trudno nazwać to sukcesem. W Wyższej Szkole pierwsze lata spędzone na zabawach i alkoholu. Ostatnie w walce z komunizmem. Nieprzespane noce, organizowanie podziemia, ucieczki przed milicją. Nieudany poród i śmierć pierwszego dziecka. Pobity do nieprzytomności przez milicję na cmentarzu przy grobie córki.
     Wystarczyło tego na decyzję o ucieczce z kraju i wyjazdu do Ameryki. Ale i tam przez pierwsze 10 lat to bieda i codzienna walka o przeżycie. Przez te lata, aż do pierwszego wyjazdu do polski nie miałem żadnych wakacji. Tylko praca. Później lekka poprawa i dopiero ostatnie lata przyniosły rezultaty i wygodniejsze życie. Ale już tylko dla starzejącego się pana.
    Wszystko to jest prawdą i patrząc w ten sposób można by było powiedzieć, że po prostu swoje życie przesrałem.
    Tylko, że to nie jest prawdą. Ja widzę to całkiem inaczej.
     Komunizm był systemem, który odbijał się na życiu starszych ale nie dzieci. Może nie było pieniędzy, zabawek, ale nam nie było to potrzebne. Bawiliśmy się byle czym. Kawałki kory z drzew zamieniały się w modele łódek, który puszczało się w strumykach wodnych i urządzało wyścigi. Gry w piłkę, wyprawy nad jeziora, palenie ognisk na okolicznych polach i wiele innych przyjemności. Trudno byłoby sobie wymarzyć lepsze dzieciństwo.
      W szkole podstawowej oprócz regularnych przyjemności wpadłem w sidła magii książek. Przeczytałem setki, może tysiące tomów. Powieści, poezja, podróżnicze. Czytałem po kilka książek na raz, co wyprowadzało moją mamę z równowagi. Nigdy nie było za dużo czasu i wiele z nich musiałem czytać pod kołdrą z latarką w ręku. A czasu było mało, bo kolekcjonowałem wszystko co można było wtedy zbierać. Znaczki pocztowe, pocztówki, naklejki na zapałkach, zdjęcia sławnych ludzi i ich autografy, puszki od piwa i wiele innych drobniejszych. Kilka z nich przetrwało do dzisiaj. Mam 90 procent wszystkich znaczków polskich i bardzo dużą kolekcję amerykańskich. Reszty się pozbyłem. Także został mi zbiór kilkuset zdjęć z podpisami aktorów, piosenkarzy.
      Średnia szkoła to pięć lat przyjaźni i używania życia. To prawda, że nauka nie była dla mnie wtedy najważniejszą częścią ale na pewno życie było przyjemne. W latach szkoły podstawowej wstydziłem się wszystkiego i nigdy nie chodziłem na zabawy szkolne, nigdy nie tańczyłem. Starsza siostra zadbała o zmianę i na siłę nauczyła mnie poruszać się z partnerką przy dźwiękach muzyki. Od tego dnia nie opuściłem żadnej zabawy i to nie tylko w mojej szkole ale także wszystkich okolicznych. Wtedy też przeżyłem pierwsze miłości. A zakochiwałem się bardzo często.
     Nadszedł czas na Wyższą Szkołę Inżynierską w Koszalinie. Pierwszy raz opuściłem dom rodzinny i zamieszkałem samodzielnie. Dzięki szwagrowi, który już tam studiował, dostałem się szybko do grupy studentów, która przewodziła w życiu tamtejszej uczelni. Oprócz nauki zacząłem działać w różnych organizacjach. Pracowałem też w Klubie Studenckim. Życie było tak przyjemne, że nie myślało się o ukończeniu studiów ale przeciwnie, o ich przedłużeniu. Był okres, gdzie wielu z nas żyło na granicy alkoholizmu. Wielu historii nie można nawet opisać, bo niejeden z czytających by się oburzył. Ale wtedy nikt tego tak nie widział. Mieliśmy pieniędzy więcej niż rodzice. Dostawałem stypendium ze szkoły. Później stypendium fundowane z firmy dla której miałem pracować po ukończeniu studiów. Pracowałem w klubie jako bramkarz i tam też wpadało nam nieźle kasy. Dorabiało się także w Spółdzielni Studenckiej, która załatwiała nam krótkie prace w każdej dziedzinie. Np. kiedyś odbierałem ciężarówki w Starachowicach i doprowadzałem je do firmy budowlanej w Koszalinie. 
      Ostatnie lata studiów, już trochę poważniejsze. Poznałem Wiesię i po roku wzięliśmy ślub. Zaangażowałem się także w walce o wolność Polski. Z kilkoma przyjaciółmi, założyłem na naszej uczelni Niezależne Zrzeszenie Studentów Polskich. Teraz jak sobie przypomnę te czasy to wyglądają bardzo żałośnie. Prawda, że poświęcałem wszystko w tym celu. Ale nasza świadomość polityczna i wiedza na tematy co powinno być zmienione w naszym kraju była zerowa, jeżeli nie ujemna. Wiedzieliśmy że chcemy uwolnić się od komunizmu i Rosjan i że chcemy tutaj zbudować kraj taki jak Ameryka. To wszystko. Za to energii i serc nie brakowało do tej walki.
    Następnie przyszła decyzja o wyjeździe z Polski. Wiedziałem, że coś się ma zdarzyć, bo teść, który pracował w sztabie wojewódzkim Wojska Polskiego, przekazał mi informacje, że wielu otrzymuje broń. Żona ponownie była w ciąży i istniało ryzyko utraty następnego dziecka, więc szybka decyzja i ucieczka z kraju.
    W czasie stanu wojennego, gliniarze przyszli do mieszkania teściowej z nakazem aresztowania ale nas już tam nie było.
      Jeżeli mogę sobie pozwolić na lekkie narzekanie to może przez te pierwsze lata w Ameryce. Ciężka praca, nauka w szkole, wychowywanie urodzonej tam córki. Dziesięć lat bez dnia wakacji. Ale też potrafiliśmy znaleźć przyjemności w tych latach. Zawiązały się nowe przyjaźnie, które istnieją do dnia dzisiejszego. Spotkania, zabawy, cudowne wspomnienia z naszą córką Elaine. Nie wszystko można mierzyć miarą dobrobytu.
       Potem szybko zaczęły przychodzić sukcesy w pracy i poprawa sytuacji materialnej i tak dobiliśmy do dzisiejszych dni.
       Trudno jest zmieścić całe swoje życie w kilku linijkach zapisanego papieru. Ale nie o to tutaj chodzi. Chciałem powiedzieć, że jestem jednym z tych, którzy widzą (wielu ma to samo, ale nie potrafi tego zobaczyć), że spędziłem 60 cudownych lat i nie żałuję niczego co zrobiłem. Nie mówię o drobnych sprawach i błędach, które popełniłem. 
     Miałem i mam wspaniałą, kochającą się rodzinę. A nie wszyscy mają takie szczęście. Nawet Ci co "przyszyli" się do nas (czyli szwagrowie, żony moich siostrzeńców) są dla mnie tak bliscy jak moje rodzeństwo. Od średniej szkoły do czasów obecnych miałem okazję spotkać wspaniałych ludzi i szczęście pozostania z nimi w gorącej przyjaźni. Po ciężkiej pracy, doszliśmy do sukcesów w swoich zawodach, co daje wielkie zadowolenie. Jeszcze większe, bo nikt nam w tym tu nie pomógł. Wszystko zapracowane przez nas samych. Mam wygodny dom, wszystko czego potrzebuję. Nawet moje największe marzenie o podróżach po świecie po woli się spełnia.
    Nie męczy mnie myśl, że mam już tyle lat. Nie obawiam się przyszłości. Jeżeli się ma walizkę wypchaną takim bagażem wspomnień, nie straszna jest podróż w nieznane. Wszystkim serdecznie dziękuje za te lata i
   Happy Birthday To ME!!!
 

Poniżej możecie obejrzeć to na filmie.  Musiałem podzielić go na dwa. Jeden to zdjęcia a drugi video. Jak zwykle są na YouTube i zauważyłem że ten ze zdjęciami jest już zablokowany w Niemczech (a z doświadczenia wiem, że jak w Niemczech to i w Polsce). Na wszelki wypadek włożyłem go też na Vimeo.
                                       

Zdjęcia

 

Video

 
 

                                Zdjęcia na Vimeo

 

 

















Friday, July 24, 2015

Ameryka, Polska, wszędzie to samo


   Od wyjazdu z Polski, coraz mniej wiem na temat problemów wewnętrznych naszego kraju. Czytanie artykułów nie dużo daje, bo wiem, że tak jak u nas, zasypywani jesteście idiotycznymi problemami a te prawdziwe są ukrywane. Wybierając odpowiednią propagandę można czytać że grupa z jednej partii jest wspaniała a czytając wiadomości podawane przez przeciwników, okazuje się że to idioci. Mieszkając tam i opierając się na własnym doświadczeniu, inteligentni ludzie powinni zadecydować, która grupa ma rację. Niestety, większość czyta tylko to co im odpowiada i nie próbuje nawet zrozumieć całości. Dokładnie tak jak tutaj.
    Bawi mnie jednak fakt, że cały czas jesteśmy robieni w konia przez tych samych ludzi. Oni zmieniają maski a my nawet nie próbujemy pod nie zajrzeć. Widzimy nowe, piękne twarze i dajemy się wodzić za nos.
     Największa zmiana, była ta po upadku komunizmu. Wszyscy wpadliśmy w szał. Zwycięstwo, jesteśmy wolni, koniec tych bydlaków, komunistów. Wow. Jak to się stało, że w Polsce było tylu komunistów i w ciągu kilku miesięcy, wszyscy to kapitaliści. Może oprócz tych kilku kozłów ofiarnych, którzy zostali poświęceni dla dobra celu. A reszta, cichutko założyła nowe maski i zostali tam gdzie byli. Mało tego poprawili swoje warunki. Był taki pan dyrektor,  jakiejś firmy. Po jakimś czasie ten sam pan, mając wszystkie potrzebne kontakty w jego dziedzinie  bardzo szybko odkupił firmę dla której pracował od nowego rządu i teraz jest jego właścicielem. Bardzo szybko poprawił swoją sytuację finansową. Mało tego jego status społeczny też się podniósł.  Dziwne, że stare władze komunistyczne nie doszły do takiego wniosku przed powstaniem Solidarności. Przecież było to takie łatwe. Ogłosić, że komunizm nie wypalił. Oni to zrozumieli. Wtedy też przejęli by wszystkie przedsiębiorstwa i stali się ich właścicielami. Na dodatek, wszyscy by ich chwalili, że to wspaniali ludzie którzy uwolnili ich z jarzma komunizmu.
       W globalnej skali też nie jest lepiej. Niemcy prowadzili wojnę za wojną, żeby zająć Polskę i nie udawało im się. A teraz bez żadnej wojny, wykupują nasze przedsiębiorstwa, ziemie. Zakładają swoje sklepy i firmy. Mają z tego olbrzymie zyski a oprócz tego dają nam różne dotacje, pożyczki i powolutku stajemy się ich niewolnikami. No i po co te wojny.
     Kolega przysłał mi artykul ze strony internetowej „Niewygodne”.
Nie mogę wydać sądu na dokładność informacji, ale po przeczytaniu widzę że macie takie same problemy jak tutaj w Stanach. Mydlenie oczu mniej ważnymi historiami a chowanie tych które powinny być znane każdemu mieszkańcowi kraju.

Oglądając przekaz mediów głównego nurtu można dojść do wniosku, że największymi problemami kraju, które dotykają milionów obywateli są kwestia refundowania in vitro, ustawa o związkach partnerskich oraz "wojna" z dopalaczami. Jeśli to rzeczywiście największe bolączki współczesnej Polski to stwierdziłbym, że jest cudownie. Niestety tak nie jest. Śmiem twierdzić, że wspomniane kwestie stanowią jedynie medialną zasłonę dla prawdziwych problemów takich jak bieda, niskie zarobki, fatalna służba zdrowia, gigantyczne zadłużenie oraz afery, przekręty, korupcja czy nepotyzm władzy.

 

Ministerstwo Finansów ogłosiło, że zadłużenie Skarbu Państwa rosło w maju b.r. w zatrważającym tempie. Według całkowicie oficjalnych danych, do których można się dokopać przeglądając rządowe strony internetowe, dług naszego kraju powiększał się z prędkością... 273 mln zł dziennie. Podkreślam - DZIENNIE! Teraz pytanie - czy poinformowała o tym jakakolwiek telewizja informacyjna? Czy mowa była o tym w głównych wydaniach Wiadomości, Informacji, Faktów? Czy można było o tym przeczytać na "jedynkach" popularnych gazet czy serwisów internetowych? - Nie. Żadne media głównego nurtu nie raczyły o tym poinformować. Nikt nie bił na alarm. Nikt nie ostrzegał, że taka polityka fiskalna prowadzi do katastrofy na miarę dzisiejszej Grecji. Nikt nie przeprowadził prostej symulacji, która pokazałaby, że jeśli dług miałby dalej rosnąć w takim tempie jak w maju, to w ciągu roku powiększy się o kolosalną kwotę 100 mld zł. 

Zamiast informować i nagłaśniać sprawy ważne dla zdecydowanej większości (jeśli nie wszystkich) Polaków, takie jak sprawa gigantycznego wzrostu zadłużenia naszego kraju, media uwypuklają kwestie pokroju refundacji in vitro czy ustawy o homo-związkach. Czasami też, zamiast serwisu informacyjnego, mamy w rządowej telewizji kronikę wypadków drogowych. W ten oto prosty sposób zmiatane pod dywan (zasłaniane) są tematy naprawdę ważne dla funkcjonowania całego państwa (wspomniany stan finansów państwa, bezpieczeństwo i obronność, służba zdrowia, bezpieczeństwo energetyczne, nasilenie fiskalizmu), za które odpowiedzialność ponosi władza. Taka sytuacja jest z pewnością patologiczna, bowiem o sprawach publicznych, czyli ważnych dla nas wszystkich, powinniśmy być informowani na co dzień w sposób rzetelny i kompleksowy. Im większa świadomość społeczna dotycząca mechanizmów władzy, tego czym się władza zajmuję, tym większa presja może być wywierana na rządzących. Niestety mam nieodparte wrażenie, że niektórym, wpływowym środowiskom w Polsce bardzo zależy, aby zwykli ludzie nie interesowali się polityką i sprawami publicznymi. Stąd też z gorliwością neofity promowane są tematy zastępcze, uprawiany jest na szeroką skalę inwazyjny "przemysł przykrywkowy", promujący tematy trzeciorzędne, nie mające znaczenia dla naszego życia, ale przy tym deformujące prawidłową percepcję tego co się wokół nas dzieje. Przy ciągłym wałkowaniu sprawy mamy Madzi, związków partnerskich czy in vitro bardzo łatwo, czasem zupełnie "po cichu", przeforsować na najwyższych szczeblach władzy pewne decyzje i rozwiązania fiskalne czy legislacyjno-prawne, o których miliony obywateli nie będą miały pojęcia, a które będą niosły katastrofalne skutki dla naszego kraju...


...Rząd Ewy Kopacz sprzedaje właśnie strategiczną dla bezpieczeństwa energetycznego kraju spółkę (PKP Energetykę) i zwiększa zadłużenie w tempie 273 mln zł dziennie. Ale kogo to obchodzi, gdy do większości społeczeństwa dociera jedynie przekaz o in vitro i stanowisku hierarchów Kościoła Katolickiego w Polsce... By żyło się lepiej!


  

Monday, July 20, 2015

O wszystkim




Dalej walczę z Vertigo. Postanowiłem na własną rękę wsiąść antybiotyki. Czuję że w lewym uchu coś się dzieje, więc może to zapalenie. Nie ma kiedy iść do lekarza a nawet jak się idzie to strata czasu.
      Dojechałem do pracy, ale próbuję jeździć tylko jak muszę. Świat się trochę kręci ale niektórzy piją alkohol żeby tak się działo a ja mam to za darmo, więc nie ma co narzekać.
       Piszę często i wyliczam, ile to różnych zwierząt kręci się po naszych okolicach. I jak zwykle dochodzę do wniosku, że nie ma co narzekać, bo zawsze są inni, którzy mają gorzej.
Na dowód tego pokażę zdjęcia kolegi Marka, który też mieszka w New Jersey. Ja wszystkie zwierzaki połapałem w klatki i wywiozłem ale nie myślę żeby jemu to się udało.


     Nigdy nie byłem zwolennikiem jazdy motocyklem. Szczególnie teraz, kiedy ruch jest dużo większy i wielu znajomych miało poważne wypadki. Ale podziwiam jak ktoś ma do czegoś pasję. I myślę, że może być to niezła frajda, taka jazda na świeżym powietrzu. Szwagier Kaziu, zawsze o tym marzył i na ”stare lata” ( widzę jak się wkurza) postanowił to zrealizować. Kupił sobie motocykl i jeździ wokół domu. Ostatnio wybrał się  do Słupska na zjazd podobnych do niego zapaleńców. Dostałem tylko dwa zdjęcia.
Jak ktoś go nie zna to ten przystojny w czerwonej chusteczce. 



Saturday, July 18, 2015

Vertigo

    W piątkek spotkałem się z kolegami na grę w Brydża. Dawno nie graliśmy. Zawsze coś komuś wypada. Tak prawie stało się wczoraj. Jeszcze przed wyjściem, niespodziewanie zaczęło mi się Vertigo, czyli zawroty głowy. Polska nazwa jest zła na określenie tej choroby. Ja zawsze kojarzyłem to z delikatnym kręceniem sie w głowie, jak po karuzeli. Mając tą chorobe wiem że jest to coś dużo groźniejszego. Już dwa razy byłem na to w szpitalu. Nie jest to może groźne dla życia, ale...  nawet nie wiem jak to opisać. W najsilniejszych atakach, traci się całkowicie orientację. Nie wiem gdzie jest dół a gdzie góra. Wszystko się kręci. Trochę podobnie jak do największego kaca. Nawet wewnątrz swojego ciała, traci się kontrolę na tym co jest gdzie. Ból głowy, odczucia że chce się wymiotować, dezorientacja, uderzenia gorąca, etc. Wszystko to jest uczuciem subiektywnym, sfałszowanym. Po prostu mózg otrzymuje złe informacje. Pamiętam jak kiedyś to dostałem i byłem w pokoju wypoczynkowym i chciałem sie dostać do łóżka w sypialni. Czołgałem się przez pół godziny. Na szczęście nie mam tego często. Od kilku lat się nic nie przydarzyło. Ale wczoraj coś się tam poruszyło. Pojechałem na spotkanie, ale nie czułem sie najlepiej. 
    Dzisiaj jest gorzej. Obawiam się, żeby nie przyszlo to najgorsze. Lekarze powtarzają, że nie ma na to lekarstwa. Powodem jest zapalenie błędnika lub pobliskich układow nerwowych.
    Mam nadzieję, że przez weekend to minie. W tym stanie mogę jechać samochodem, chociaż nie powinienem. Moge mieć problemy z pójściem do pracy. Przeleżę do momentu poprawy. 

Wednesday, July 15, 2015

Nowotwór


 Nowotwór.  Choroba ta powoduje tworzenie się w naszym organizmie dodatkowych komórek, które tam nie powinny się znajdować. Charakteryzują się one szybkim wzrostem. Wrastają one między istniejące komórki, powodując w ten sposób ich upośledzanie. Po zbudowaniu większego guza, przedostają się do naczyń krwionośnych i z krwią docierają do innego miejsca, gdzie ponownie rozrastają się tworząc nowy guz. Gnieżdżąc się tam uszkadzają naturalne komórki i po dłuższym czasie doprowadzają do zablokowania funkcji danego organu i później śmierci. Wycięcie jednego guza nie musi nas wyleczyć, bo rak złośliwy przerzuca się w inne miejsca i dalej atakuje.
        Stany Zjednoczone mają taki nowotwór, którym jest nasz prezydent. Jest nadzieja, że za rok będzie operacja i go wytną. Pytanie jest czy nie za późno i czy ta choroba nie rozprzestrzeniała się tak daleko, że nie jest do uleczenia.
      Porównanie, choć może śmieszne jest bardzo trafne. Guzy to różne agencje rządowe, które są już tak wypaczone, że nie są w stanie prawidłowo funkcjonować. Jedyna metodą naprawy jest ich wycięcie. Niestety jak choroba rozszerzy się jeszcze trochę, to nie ma szans wyleczenia, bo nie można zlikwidować wszystkich komórek rządowych.
        Praca prezydenta nasila się z dnia na dzień. Nie obawia się on już o następne wybory, bo to jest jego ostatnia kadencja. Sra więc na wszystkich i co tydzień pojawia się jakaś nowa ustawa. Przy wielu wspomina (można to zobaczyć w wiadomościach, lub przeczytać), żeby Kongres nie próbował nawet zaprotestować, lub próbować zablokować jego decyzję, bo natychmiast postawi veto. I nic to nie zmieni. To nie jest demokracje. Raczej dyktatura w najgorszym wydaniu.
      Tydzień temu ogłosił amnestię dla czterdziestu kryminalistów. Nie znam szczegółów  o każdym z nich i dlaczego siedzieli w więzieniu, ale wiem, że niektórzy z nich mieli kare dożywocia. Nie myślę więc, że byli za kratkami, bo pokłócili się z żoną. Nasz prezydent jednomyślnie ocenił, że nasz system sądowy jest wypaczony i wiele kar jest za surowych a wiele nie słusznych. Przecież on wie najlepiej i na pewno, każdą sprawę przestudiował dokładnie. Ten co dostał dożywocie, nie zmienione miał to na krótszy okres, ale zwolniony. Wszyscy świadkowie, prawnicy, sędziowie to durnie i trzeba to zmienić. Od dziś on sam bez sądu powinien mieć prawo do wydawania wyroków. Domyślam się wyników. Kupiłeś 2 miligramy heroiny i przy tym jesteś republikaninem, dostajesz 10 lat więzienia. Zastrzeliłeś sąsiada ale miałeś ciężkie dzieciństwo i teraz chcesz to naprawić a jesteś demokratą, należy Ci się ulga i dostajesz tylko karę dwa miesiące w zawieszeniu.
      Tego nie wystarczy.  Nowotwór wypowiedział się także (sprawdźcie w wiadomościach jak mi nie wierzycie), że musi skończyć się niesprawiedliwość w aresztowaniach czarnych i ludzi hiszpańskiego pochodzenia. Za dużo ich jest w więzieniu a za mało białych. Przecież jest równouprawnienie.  Kręci mi się w głowie!
Czyli musi być 50% białych a reszta kolorowi? Więc jeżeli w więzieniach będzie 1000 białych i 1000 kolorowych, to każdy następny czarny złapany na przestępstwie powinien być uniewinniony? Czy po prostu trzeba będzie złapać białego za byle co, żeby wyrównać tą proporcję? Odwrotnie do zatrudnienia. Kiedy nie jest równo, trzeba zwolnić białego, żeby przyjąć czarnego! I to jest coś co proponuje nasz prezydent? I nikt się nie burzy? Prasa nie grzmi? Powtarzam, że nasz nowotwór jest bardzo rozwinięty. Większość komórek jest już skażona i nie reaguje. Obumarłe.
     Ostatnie z nielicznych naszych organów, które jeszcze żyją to wojsko i służby porządku. Ale nowotwór też je zaatakował i powoli niszczy. Policja ma coraz trudniejszą pracę i nie chcą reagować, bo za byle co zostają sądzeni. Stają się zagrożeni w większym stopniu niż kryminaliści. A wojsko? Oglądaliście film ‘Lone Survivor „ - Ocalony? Prawdziwa historia i z różnych opowieści nie jedyna. Z całej grupy żołnierzy przetrwał cudem tylko jeden. Powód? Bali się coś zrobić ze złapanymi podejrzanymi o współpracę z terrorystami i wypuścili ich na wolność, przez co natychmiast otoczeni zostali przez tych uwolnionych i ich kolegów i zastrzeleni. A obawiali się gazet (NY Times) i mediów, że posadza ich o nieludzkie traktowanie więźniów. Wypuszczamy na wojnę młodych chłopców, wiążemy im ręce, zakładamy opaski na oczy i każemy walczyć.
      Hip Hip Huray. Podpisaliśmy „pokojowy” układ z Iranem. Wreszcie ktoś się tym zajął i coś z tym zrobił. Nie rozumiem co wszyscy mają do tego pokojowo nastawionego kraju. Oni przecież też maja swoje prawa. Przyczepiamy się o drobne rzeczy i wypowiedzi przywódców tego kraju. Że chcą wymazać z naszej planety jakiś kraj zwany Izraelem. A czy Wam potrzebny jest ten kraj? No to po co zawracamy sobie z tym dupę. A że przy okazji wspominają, że chcą zniszczyć Amerykę, to tylko taki żart a Wy nie macie poczucia humoru. Co? Ktoś wspominał, że wspierają terrorystów? Że kilka obozów ich szkolenia znaleziono w tym kraju. Nie ma na to stuprocentowych dowodów. A nawet gdyby były, to tylko szkolenie ludzi, którzy walczą o swoja wolność a nie zaraz terroryści.
      Podpisano traktat pokojowy. Od dzisiaj, Iran może legalnie rozwijać technologię wzbogacania Uranu. To tylko dla elektrowni atomowych. A przy okazji może, zbudowaniu kilku bomb atomowych. Czytaliście o warunkach traktatu. Na pewno nie jest to dogodne dla całego świata. W skrócie jak to ma działać. Pewnego dnia komu się coś nie spodoba i zażąda inspekcji wybranego terenu. Iran będzie miał dwa tygodnie czasu na zareagowanie i odpowiedź, która może brzmieć: Nie pozwalamy. Przewodniczący komisji ma trzy dni na zwołanie rady i złożenie protestu. Następnie Iran ma tydzień na reakcje.  Zebrało się tego prawie miesiąc. Nie jest dobrze wyjaśnione co zrobią jak Iran dalej nie pozwoli im wejść, ale nawet gdyby pozwolili to przez miesiąc mogą łatwo ukryć ślady tego co robią nielegalnie. Będziemy bawić się w ciuciubabkę a w tym czasie powstawać będą bomby, które mogą zagrozić nam wszystkim. Oczywiście ja jestem tym który widzi wszystko w czarnych kolorach. Czy nie przypomina to Wam czasów przed drugą wojną światową? Przecież Niemcy nie byli zagrożeniem. Tylko tacy jak ja widzieli to w czarnych kolorach  a wszyscy inni powtarzali, że nic się zdarzyć nie może. Żeby tylko historia się nie powtórzyła.
      Pisałem niedawno o kandydatach na prezydenta. Napisałem także, że będę głosował na Trumpa. Chociaż nie uważam, że jest to poważny wybór. Ale podoba mi się, że ktoś wreszcie mówi to co myśli i nie boi się opinii publicznej. Wygląda na to, że nie jestem jedynym, który zmęczony jest obłudą polityków. W tej chwili Trump wyszedł na pierwsze miejsce wśród Republikanów. To nie znaczy że wygra ale pokazuje jak się czujemy w czasie naszej choroby. W czasie w którym zjada nas nowotwór i wiemy że na to nie ma lekarstwa. Wielu ryzykuje i decyduje się na eksperymentalny lek, który nie musi działać ale może jest jakaś szansa? Inaczej możemy przeżyć te ostatnie dni cierpiąc i przyglądając się jak rak powoli nas pożera.

Tuesday, July 14, 2015

Konfrontacje

        Będę chyba musiał założyć kalendarz i zacznę skreślać miesiące które dzielą mnie od emerytury. Nie mam już tej cierpliwości jak za młodszych lat. Niestety, trochę jeszcze będę musiał się pomęczyć. Pięć lat i sześć miesięcy. 
Kilka dni temu wyszedłem z biura w połowie dnia i przekazałem szefom przez telefon, że biorę dni chorobowe do odwołania. Wiedzieli dlaczego, bo nie wytrzymałem i trochę im nawymyślałem. Pisałem już, że zostawili mnie na pożarcie wilkom i nie mam żadnej pomocy. Ostatnio jednak nie mogę nawet dostać potrzebnego sprzętu, czy specjalistów, np. operatorów maszyn. Czułem się jednak winny, że zostawiłem swoich inżynierów w tej samej sytuacji i wróciłem następnego dnia. Przynajmniej szef zareagował i na drugi dzień dostałem o co prosiłem.
      Wczoraj natomiast miałem styczkę z właścicielami budowy, czyli pracownikami Stanu Nowego Jorku.
Każdy kontrakt, ma ustalone, dokładnie opisane zasady, do których muszę się dostosować. Dawno temu zawsze czegoś tam brakowało. Kiedy znaleźliśmy taki brak, mogliśmy go wykorzystać do swoich celów. Tak dla orientacji. Kiedy np. musieliśmy położyć chodnik dla pieszych a nie było tego w umowie, mogliśmy ustalić nowe, korzystne dla nas ceny. Niestety, przez lata nauczyli się i co roku dodawali do umów coraz więcej szczegoółów. Mało tego. Na każdej stronie planów budowy wypisane jest malym druczkiem: „wszystko na planie jest tylko propozycją i gdyby miały nastapić jakieś zmiany, to inżynier miasta ma prawo to zmienić, bez dodatkowych kosztów dla miasta„. Co oznacza, że w tej samej sytuacji chodnika, tłumaczą nam, że nie zapłacą ani grosza, bo jest on wliczony w koszta głównej drogi. Walczymy o każdy błąd i często nam się uda wygrać, ale niestety nie zawsze.
      Część mojej autostrady, przechodzi nad torami kolejowymi. Jest tam sześć linii. Właściciele linii kolejowych (następna agencja miejska), wpieprzają się w budowę i za każdym razem, kiedy zbliżamy się do ich terenów, stają sie panami i wymyślają różne utrudnienia. Jednym z nich, że musimy pracować tylko w nocy, kiedy poszczególne linie wyłączone są z ruchu. Kosztuje to olbrzymie pieniądze, a oni nie chcą płacić. 
   Przedwczoraj przyszli na miejsce, gdzie następuje rozbiórka drogi i zarządali natychmiastowego zatrzymania budowy, bo nie zgadzają się z naszymi metodami, które wcześniej zostały zatwierdzone przez Stan Nowego Jorku. Odpowiedziałem, że bardzo chętnie, ale po otrzymaniu oficjalnego listu. Wtedy miałbym legalną podstawę do walki o zwrot kosztów. Jimi, główny inżynier miasta, wie o tym dobrze i bardzo niechętnie coś takiego robi. Powiedział, że mi to wyśle, ale gdybym nie dostał dalej muszę przerwać pracę. Delikatnie odpowiedziałem, że może pocałować mój polski tyłek i wróciłem do pracy. Zaczęli grozić wezwaniem policji. Powiedziałem, że bardzo chętnie skorzystam z okazji do wypoczynku. Nie pierwszy zresztą raz i wspomniałem, żeby także przygotowali się na legalną reakcję, czyli o nielegalne działanie i zastraszanie. Zadzwoniłem do szefa, żeby przygotował prawnika, który będzie mnie musiał wyciągać z za kratek i czekałem na policję. Po godzinie otrzymałem e-mail z listem o nakazie zatrzymania budowy i zgodzie na pokrycie kosztów tej akcji.
     Przez następne godziny i dzisiejszy dzień, próbowali na wszystkie strony coś zmienić, ale każdą propozycję odrzucałem z argumentami o jej nierealności. Wreszcie pod koniec dnia zgodzili się ze mną, że nie ma dużo innych możliwości i od jutra mogę kontynuować pracę  moją metodą. 

      Przynajmniej mamy piękną pogodę, szczególnie w weekendy i dobrze sobie wypocząłem na słońcu. Co kilka dni przechodzi burza z deszczem, więc nawet nie jest sucho i trawa dalej bardzo zielona. Jedna z tych burz, spowodowała zakłócenie w dostawie prądu elektrycznego. Trzy sekundy wystarczyło, żeby spalić mój główny twardy dysk z 8 TB. Byłaby to niepowetowana strata. Mam tam wszystko. Od zdjęć i filmów do wszystkich ważnych dokumentów. Na szczęście jestem na ten temat przewrażliwiony i mam wszystko skopiowane na kilku innych dyskach. Miałem też ubezpieczenie i po nieudanej próbie naprawy z technikami firmy Wetsern Digital, zgodzili się przysłać mi nowy. Właśnie dzisiaj go otrzymałem. Przekopiowanie tych wszystkich informacji, zajmie mi kilka dni. 

PS. Złapałem jeszcze dwie wiwiórki i jednego Tamiasa. 

Friday, July 10, 2015

Kanion Bohaterów i media





  Dzisiaj w Nowym Jorku odbyła się parada w Canyon of Heros, czyli Kanionie Bohaterów. Niby nic wielkiego, ale z doświadczenia wiem, że to imponujące przeżycie. Widziałem już dwie takie imprezy. Raz kiedy Yankess wygrali mistrzostwa Ameryki w Baseball i drugi raz kiedy Giants zdobyli ten sam tytuł ale w amerykańskim futbolu.  Firmy, które mają swoje biura na Broadwayu w tej okolicy, cieszą się bardzo, bo pozbywają się wszystkiej makulatury a nie muszą pakować tego i wynosić na śmieci. Pocięte na drobne kawałki wyrzucane są przez okna, tworząc niesamowite wrażenie. Opadające, papiery przypominają śnieg a od bardzo dawna, spadające konfetti kojarzą nam się z triumfem, celebracją. Tym razem przechodziły tam mistrzynie świata w piłce nożnej, oczywiście zespół Stanów Zjednoczonych. 



Sam oglądałem te mistrzostwa i zdziwiony byłem jak bardzo zmieniła się na lepsze technika gry kobiet w tym tak męskim sporcie.
      Oczywiście nie obejdzie się, jak przy wszystkim, żeby politycy i różne głupie organizacje nie wsadziły w to swych brudnych łap.
Nie można się już cieszyć czymś dla samego faktu. Musimy zawsze to upolitycznić i zbrukać. Tym razem odezwało się wiele głosów, że kobiety są dyskryminowane. Mężczyźni za zwycięstwo płacone maja 17 milionów dolarów a kobiety tylko 2 miliony. Faktycznie różnica jest olbrzymia. Ale różnica w przynoszeniu pieniędzy jest może jeszcze większa. Głupie jest nawet to, że ja i inni próbują to wytłumaczyć. Na mecze z mężczyznami przychodzi codziennie miliony ludzi. W każdym kraju na ziemi. Kobiety nawet nie mają swoich lig w większości z nich.  Czemu zaraz to trzeba mieszać z problemami feminizmu. Gwarantuje, że gdyby wszystkie kobiety były czarne, ktoś zarzucił by organizatorom rasizm. Mam nadzieję, że kiedyś będą miały płacone więcej, bo naprawdę były bardzo dobre. Ale wielu jest w gorszej sytuacji i o tym już nikt nie mówi. Poczytajcie sobie o lekkoatletach. Wielu jest amatorami. Biega, skacze każdego dnia i nikt mu za to nie płaci. Dochodzi do sukcesu tylko poświeceniem własnego czasu i życia. I kiedy zdobędzie mistrzostwo świata, dostaje marne kilka tysięcy. I nie tylko kobiety. Takie jest życie. Nie jest tylko ważne czy jesteś w czymś dobry, ale czy potrafisz komuś przynieść zarobki. Im więcej zarabiasz dla kogoś, tym więcej podnosi się Twoja wartość i wtedy może uda Ci się polepszyć swoje życie . I też nie zawsze.
        Wracam znów do zakłamania naszych mediów. Żyjemy w czasach, kiedy terroryzm zagraża naszemu życiu i całej cywilizacji. A w gazetach więcej się pisze o gwiazdach filmowych niż o tym zagrożeniu. Nieraz się coś przeczyta, ale jest bardzo przekręcone. Tak, że nie można im zarzucić kłamstwa. Po prostu nie wszystko jest powiedziane. Pamiętacie polskie komunistyczne radio. Był taki program w południe, nie pamiętam tytułu. Była tam muzyka i krótkie wiadomości. Większość skierowana na oczernianie zachodu. Pamiętam jedną z wiadomości. W szkołach amerykańskich jakiś procent dzieci (nie pamiętam ile) po zakończeniu dalej nie potrafi pisać i czytać. Nawet nie będę się z tym sprzeczał. Może i tak było. Ale nie podane już było, że w tym kraju były też najlepsze na świecie uniwersytety i wykształceni zostają tam najlepsi naukowcy. Pokazanie jednej strony może bardzo wypaczyć prawdę.
     Kilka dni temu czytałem, że amerykanie zwiększyli ataki na ISIS, terrorystyczną organizację. Przez dwa tygodnie odbyło się 18 ataków samolotowych i bombardowanie obozów tych grup. Na samym końcu, gdzie większość się nawet nie doczytała, wspomniane było krótko, że zginęło w tym czasie aż dziesięciu terrorystów. You fucking kidding me!? Czyli zabili jednego terrorystę co drugi atak. A my wydajemy na to miliony dolarów. Pokazuje to, że ta cała operacja jest tylko dla uspokojenia ludzi, że coś robimy. Ale wszystko to wielka kpina. Tamci codziennie zabijają więcej katolików, obcinając im głowy, niż cała nasza armia.
       Ukrywane są także wszystkie informacje na temat zachowania się muzułmanów. Tak na wszelki wypadek, żeby kogoś nie obrazić. Bo przecież jesteśmy cywilizowani. Podam mały przykład. Obejrzyjcie sobie ten filmik. Nie wiadomo kiedy go zablokują.
Napisy są po angielsku, więc opiszę to przed obejrzeniem. Królowa Holandii i inni goście zjawili się na koncercie muzycznym. Dyrygent, muzułmanin, zamiast rozpocząć koncert, zaczął dawać lekcję o pięknie Islamu. Widocznie ludzie po woli stają się zmęczeni zachowaniem muzułmanów, bo orkiestra, jeden po drugim wstali i opuścili salę teatru. Następnie wyprowadzono dyrygenta. Brawo dla tych Holendrów. Ale nikt tego nie pokazywał. Tak jak i wielu innych protestów, kiedy chodzą oni z napisami że nas wszystkich zabiją.
 


       Na inna nutkę. Otworzona została sala obserwacyjna w Freedom Tower w Nowym Jorku. Poniżej można obejrzeć sobie jak to wygląda.



Tuesday, July 7, 2015

Przykre doświadczenia



Kilka dni temu otrzymałem e-mail od kogoś z zarządu muzeum 9-11. Dzisiaj ten sam pan zadzwonił do mnie w tej samej sprawie.
Każdy z nas pracuje nie tylko dla pieniędzy ale także dla udowodnienia sobie i innym, że potrafi
być w tym dobry
  i w mniejszym czy większym stopniu, szuka jakiegoś wyróżnienia, uznania. Nie raz podziękowanie za dobrą pracę, otrzymanie medalu, dyplomu lub pochwała przed wszystkimi współpracownikami daje więcej satysfakcji niż podwyżka. Ale chyba najgorszą rzeczą jest po cieżkiej pracy nagrody za to zbierają sprytni, zmieniający fakty współpracownicy lub szefowie a nas nikt nawet nie wspomni. Niestety codzienny realizm. Prawdopodobnie przydarzyło się to każdemu.
Tak właśnie czuję się po zakończeniu prac w Strefie Zero. Jest to też jedenym z powodów, dla których nie mam żadnych kontaktów z organizacjami związanymi z tym miejscem. Mam też swoją dumę i więcej nie dam się wykorzystać.
Wspominałem już wielokrotnie, że podczas wielu miesięcy prac w Strefie Zero, kazano nam wszystko niszczyć. Nie zgadzałem się z tą logiką i wydobyłem oraz przechowałem wiele pamiątek, które teraz pokazywanych jest w muzeum. Jedną z nich jest bryła stopionego betonu i metalu. Wysokie temperatury i ogień topiły wszystko, nawet beton i metal. Ta masa musiała wylać się na pliki dokumentów. Musiało się to stać bardzo szybko, bo papier nie został spalony, lecz otoczony tą lawą i po zastygnięciu dokumenty te przetrwały. Oczywiście zwęglone ale dalej można czytać ich zawartość.

 

 



 


    Szyba z 82-go piętra, którą wycinałem nocami, ze szczątków ściany budynku. Nie chciałem żeby ktoś mnie złapał a w dzień było więcej świadków.


    Pomnik, fontanna z centrum głównego placu, zwanego Sferą. Chociaż na to otrzymałem oficjalne pozwolenie władz miasta. Była za duża, żeby ją chować. Zresztą każdy się zgodził, że trzeba ja uratować.
                                    

                                     


Silnik z głównej windy budynków. Musiał być na ostatnim piętrze WTC.

                                     

I wiele innych większych i drobniejszych rzeczy. Kiedy wiadomo już było, że wszystko to będzie umieszczone w muzeum 9-11, poproszono mnie o identyfikacje wielu przedmiotów. Przekazałem też swoje zdjęcia, pokazujące gdzie były one znalezione i wiele innych. Po tym wszystkim nagle współpraca się skończyła. Nawet mi nie podziękowano. Przy wielu eksponatach zaczęły pojawiać się różne nazwiska. Wielu zaczęło otrzymywać pochwały i nagrody za pracę włożoną w organizowaniu muzeum. Nawet moja własna firma robiła to samo. Właściciel pojechał na spotkanie z prezydentem w Białym Domu i otrzymał medal i podziękowanie za ciężką pracę przy odgruzowywaniu WTC. Inny człowiek, który zawsze podlizywał się właścicielowi i był jednym z moich zastępców, otrzymał list z miasta i podziękowanie za przetransportowanie „Sfery„ ze Strefy Zero do hangaru na lotnisku JFK (tymczasowe przechowanie) ale nikt nie wspomniał kto to uratował.


Było to dla mnie bardzo przykre doświadczenie. Nikt nawet nie pamietał już, że trzy razy straciłem przytomność z przepracowania i karetka pogotowia zabierała mnie do szpitala. Trudno na to coś było poradzić. Życie szło naprzód i trzeba było o tym zapomnieć. Ale okazuje się, że nieraz się ktoś odzywa i czegoś potrzebuje.
Tym razem, robią jakiś pokaz związany z tą uratowaną szybą. Nie odmowiłem pomocy w udzieleniu informacji ale kiedy ten pan poprosił mnie, żebym podpisał papiery i oddał im prawa autorskie do wszystkich przekazanych zdjęć, trochę się zdenerwowałem. Grzecznie ale bardzo wyraźnie powiedziałem że nigdy takiego czegoś nie dostaną. Zdjęcia mogą być w muzeum ale to wszystko. Nie mają żadnych praw do wydawania ich w publikacjach i książkach. Co za dużo to niezdrowo. Znów chcieliby to wszystko wydać, sprzedać i jakiś pan podpisał by się przy tym swoim nazwiskiem. Mam nadzieję, że zostawią mnie wreszcie w spokoju.
Muszę się czymś pochwalić. Dostałem zdjęcie od siotry Grażyny. Jest to jej wnuczka Hania, czyli córka Ani i Janusza Frysiak. A jak to będzie prawidłowo po polsku? Moja pra-siostrzenica?
Zawsze chwalę się między znajomymi jakie śliczne dzieci mają dzieci moich sióstr. Zawsze miło jest się z nimi spotkać w Polsce. Moja księżniczka - Nina, jej brat Tymon, Hania i jej siostra Helenka.
Poniżej śliczne zdjęcia Hani Frysiak




A na zakończenie zdjęcia Bluebird, po polsku Sialia (czemu tak? ). Przyleciało ich kilka do mojego karmika. Najpierw myślałem że walczą o pokarm, ale później okazało się że te skoki, machania skrzydłami, „okrzyki„, to wszystko miłosne harce.