Sunday, February 28, 2016

Hydraulik

  Dobiega pierwsza w nocy. Nie dojechałem jeszcze do Afryki, gdzie spodziewam się opadów deszczu a już teraz jestem cały mokry. Nawet nie musiałem wychodzić na zewnątrz domu.
    Byłem u siebie w pokoju, kiedy wpadła Wiesia i powiedziała, że mamy problem. Okazało się, że w naszym bojlerze na ciepłą wodę, pękła jakaś rurka i zalewało nam pralnie. Zadzwoniłem szybko do hydraulika, który zjawił się po 40 minutach. Niestety, nie da się naprawić. Cudem dwudziestego wieku jest to, że potrafimy latać na księżyc ale wszystko robione dla nas szaraczków to szmelc, który wytrzymuje tylko krótkie terminy i się psuje. Nie wierzę w niezdolność firm do zbudowania sprzętu, który wytrzymuje długie lata. Ale po co? Ludzie by przestali kupować. Więc robią tandetę i co kilka lat musisz coś w domu wymienić. Z bojlerem to oczywiście problem, gdyż w chwili powstania defektu, grozi Ci zalanie mieszkania.
     Wytarłem już podłogi i posprzątałem ale niestety nie mamy ciepłej wody a nie zdąrzyłem się wykąpać. Mogę to zrobić jutro w lodowatej wodzie lub trochę pośmierdzieć moim pracownikom. Ponieważ oni nie mają prawa do protestów, więc chyba zaryzykuję tą drugą alternatywę. 
Nie mogliśmy nawet zakręcić wody bo zawór przed bojlerem też nie trzymał. Trzeba było zamknąć wodę w całym domu i zmienić zawór. Teraz muszę poczekać do poniedziałku, kiedy hydraulik wróci, żeby wymienić bojler na nowy. Tak więc następny nieprzewidziany wydatek i nie taki mały bo nowy kosztuje około 2000 dolarów plus naprawa.
     Nawet odechciało mi się spać!

Thursday, February 25, 2016

Przygotowania do wyprawy



        Jak zwykle dużo problemów w pracy a w domu kontynuacja przy malowania i odświeżaniu pomieszczeń. Nie jest to ważne ponieważ jestem już jedną nogą na moich wakacjach w Ugandzie. Został tydzień i zacząłem ostateczne przygotowania do wyprawy.
     Najważniejsze, że pogoda na wylot wygląda przyjaźnie i nie sprawi nam kłopotu jak w poprzednim roku, kiedy nie mogliśmy wylecieć do Indii. Niestety, warunki w miejscu docelowym nie są już takie przychylne. Na razie w pierwsze dni pookazują deszcze i burze. Jestem jednak optymistą i mam nadzieję, że się to jeszcze zmieni. Oprócz tego z doświadczenia wiem, że w krajach tropikalnych, bardzo często pokazują deszcze w każdy dzień. Trwają one jednak krótko, chociaż są bardzo intensywne. Pogody jednak nie zmienię i trzeba będzie umieć cieszyć się nawet w deszczu.
      W czasie weekendu prawdopodobnie wszystko spakuję. Sama odzież nie jest dużym problemem. Chociaż trzeba być przygotowanym na wiele różnych warunków. Potrzebne ciuchy na gorące pogody, na deszcz a także na wyprawy w dżunglę, gdzie trzeba się szczelnie pozakrywać, żeby to wszystkie robactwo nie mogło się dostać do gołego ciała. 
     Inna sprawa to cała chemia. Czyli płyny chroniące przed komarami, zabezpieczające przed słońcem, lekarstwa etc. Jak zabraknie ubrań, to zawsze można wyprać i użyć te same ale o nich nie można zapomnieć. No i najważniejsze czyli sprzęt fotograficzny. Jest tego trochę. Kamera filmowa, aparat do zdjęć, obiektywy, wszystkie kable, baterii (które trzeba teraz naładować), filtry i ostatni nabytek, który ostatnio używam Hero 4.
To jest malutka kamera filmowa. Przeważnie przyczepić ja można w wybranym miejscu (Ja np. będę ja miał na głowie). W wielu wypadkach, jak np. Goryl za bardzo się zbliży, nie można bawić się z dużą kamerą i ryzykować jego podrażnienie. Ta zamontowana, nie zwraca uwagi i cały czas filmuje.


      Na koniec to wszystkie inne drobiazgi jak latarka, lornetka i inne duperele.
      Nie mogę się doczekać, ale czas upływa bardzo szybko. Najgorsze to te przeloty. Całość zajmie nam 22 godziny w jedną stronę. Nie licząc czasu na odprawach w czasie wylotu i po lądowaniu.
     Opowiem oczywiście o wszystkim ale już po powrocie, bo tam ani możliwości nie będzie ani czasu. Może uda mi się przesłać kilka zdjęć na facebook, ale to wszystko.
     Reszta to niewiadome z nadzieją, że będzie pełno wrażeń i radości.

Monday, February 22, 2016

Nie zamierzam siedzieć cicho


     Wyszedłem z biura w czasie lunchu żeby kupić mleko do kawy. U mnie wszyscy piją kawę ale rzadko kto kupuje. I to był mój błąd na dzisiaj, bo teraz siedzę roztrzęsiony w swoim pokoju i nie mogę się uspokoić.
     Nie mam więcej zamiaru chować się i udawać, że wszystko jest porządku w tym kraju. Czas na wielkie zmiany i nie ważne w jaki sposób, ale tak dalej nie można.
      Wziąłem mleko i ciasteczka. Podszedłem do kasy, na której było napisane dużymi literami – EXPRESS – nie więcej niż 10 produktów! Byłem piąty w kolejce i nie zwracałem uwagi co się tam dzieje, aż do momentu kiedy czarna kobieta zaczęła wyciągać swoje zakupy. Okazało się, że miała ich na pewno więcej niż 30 (nie liczyłem dokładnie).
Tutaj przypomnę, że jestem w dzielnicy, gdzie białych ludzi jest bardzo mało. W naszym kraju nie powinno to mieć żadnej różnicy jakiego jesteśmy koloru ale przyjrzyjmy się sytuacji, kiedy jesteśmy w ich dzielnicach.
     Zwracam jej delikatnie uwagę: Przepraszam ale czy wiesz, że to kolejka expressowa? Już z typową dla nich, agresywną miną odpowiada: Oczywiście że wiem, i dalej wyładowuje swoje rzeczy. Przez chwilę myślałem, że zrezygnuje z wielu, bo nie była pewna czegoo chce i przyglądała się każdemu z zakupionych towarów, ale się pomyliłem. Więc jeszcze raz się odezwałem: Ty naprawdę nie masz szacunku dla wszystkich tu stojących. Boże drogi, co to wywołało. Rzucanie błotem, obelgi, jak ja śmiem i straszenie, że ona ma kogoś czekającego i mnie załatwi.
Chociaż bardzo chciałem, powstrzymałem się od zejścia na jej poziomu i odwzajemnienie się obelgami. Ona widząc moją bezradność zaczęła podniecać się swoim zwycięstwem i dodała: Teraz to naprawdę sobie poczekasz. Po przeliczeniu i dodaniu wszystkich towarów, sprzedawczyni podała jej sumę do zapłacenia. Miała płacić gotówką. Otworzyła portfel i mówi: Ach wiesz, może jednak zapłacę kartą kredytową. Policz mi to jeszcze raz. Sprzedawczyni od nowa zaczęła liczyć to wszystko. Nie wytrzymałem i poprosiłem sprzedawczynię o kierownika oddziału.
    Pojawił się natychmiast i myślicie że coś pomógł! Tak, ale nie tak jak by się ktoś tego spodziewał. Poprosił mnie o wyjście z kolejki i przeprowadził do innego miejsca, gdzie byłem pierwszy. Czyli rozwiązanie sprawy w taki sposób, żeby tylko nie urazić swojej, bo tylko ja byłem tam biały.
Na dodatek, dwie osoby z kolejki ( a przecież odezwałem się także w ich imieniu) zaczęły wykrzykiwać obelgi, że ja jestem rasistą i szukam dziury w całym.  
      Sprawa powinna zakończyć się już na samym początku, bo sprzedawczyni sama powinna odmówić tej kobiecie zapłaty przy tym stanowisku. Ale tutaj nie panują te same prawa co w cywilizowanym świecie. Mam po dziurki w nosie wysłuchiwania demokratycznych przemów, że musimy zrozumieć czarnych, bo wychowywani są w biedzie i zmuszeni do innego życia niż my, dlatego maja większe prawa.
      Dosyć obwiniania nas za czasy niewolników. Minęło już prawie sto lat od tego okresu. W Polsce powinniście dostawać odszkodowania od Niemców, Szwedów, Rosjan za te wszystkie wojny, bo jeszcze teraz nie możecie dojść do siebie.
       Dosyć  wysłuchiwania demokratycznej propagandy, kiedy policja zastrzeli czarnego a omija się każdą historię, kiedy oni gwałcą i mordują białych. To nie jest droga jednokierunkowa.
     Dosyć obrażania nas, że jesteśmy rasistami kiedy to czarni mają swoje kluby tylko dla czarnych, organizacje tylko dla czarnych.
     Dosyć ustalania innych regulaminów i przepisów dla białych i czarnych. Czarni mogą mieć mniej punktów na egzaminach do wyższych szkół i dostają się przed białymi. Tak samo w wielu innych dziedzinach np. na zawód strażaka.
      A robi się coraz gorzej zamiast lepiej. Tego nie było kilkanaście lat temu. Oni chcą coraz więcej władzy, dlatego wciskają nam coraz więcej imigrantów z krajów trzeciego świata. Prawie niemożliwe jest dostanie się tutaj z krajów europejskich, ale miliony wchodzą nielegalnie z Ameryki Południowej. I nie tylko nie zwalcza się tego ale robi się wszystko, żeby ich zatwierdzić legalnie. To jest nowa siła partii demokratycznej. Miliony głosów w przyszłych wyborach. Już teraz nielegalnym daje się prawa jazdy, świadczenia socjalne. Dzisiaj ogłoszono, że Nowy Jork pracuje nad ustawa, żeby nielegalni mieli prawo głosowania w wyborach.
W głowie się kreci. Czas na zmiany, choć nie wiem czy to nie jest już za późno. I ja nie zamierzam siedzieć cicho i udawać, że wszystko jest w porządku.

Thursday, February 18, 2016

Sprawiedliwość nie jest jednak ślepa



    Praca w dzielnicach ubogich, zamieszkiwanych przez grupy mniejszościowe, przynosi zawsze przykre niespodzianki. Pisałem już o włamaniach do mojego biura. Kradzieże w tych okolicach to coś bardzo normalnego.  Reakcja policji na te zdarzenia jest też dużo mniejsza, tak jakby każdy zgodził się z tym, że tak musi być.
     Mamy więc duże problemy z zabezpieczeniem naszego sprzętu i materiałów. Biuro jeszcze da się ochronić. Mamy strażnika i zamontowane alarmy. Budowa ciągnie się jednak przez wiele kilometrów i w każdym miejscu coś musimy zostawić. Co jakiś czas odkrywamy takie niespodzianki. Dzisiaj uszkodzili nam duży generator prądu. Żeby dostać się do niego, muszą wspiąć się po drabinach, bo jest umieszczony na autostradzie 10 metrów nad ulicą. Przeważnie zaczynają od drobniejszych rzeczy ale później wracają po więcej. Wszystko jest do sprzedania. Tym razem odcięli nam kawałek przewodu do prądu(z miedzi). Zarobią na tym kilkanaście dolarów a nas kosztuje to duże pieniądze, żeby wszystko naprawić.


     Niestety nie mogę nic na to poradzić. Maszyna musi tam stać, a gdybym chciał zatrudnić strażników w każdym miejscu pracy, to musiałoby być ich kilkunastu. Naprawiamy więc i czekamy co się stanie jutro.
      Nie ma w tych dzielnicach żadnych zasad. Masz swoją restaurację i musisz zapłacić z wywiezienie śmieci? A po co, jak można je wyrzucić na ulicy i miasto zbierze to za darmo. To zdjęcie pokazuje coś takiego. Wczoraj znalazłem to na ulicy przy moim biurze.


       Ludzie w tych dzielnicach, karani są dużo mniej niż w tych lepszych. Wiadomo przecież, że jakby policja dawała im kary za te wszystkie przewinienia, to oskarżeni by zostali o rasizm. Tak więc, po zaparkowaniu samochodu w nielegalnym miejscu w naszych dzielnicach kosztuje nas dużo pieniędzy i potrzeba tylko kilku minut, żeby policja wsunęła Ci bilecik za wycieraczką samochodu. Tutaj jest trochę inaczej. Nieraz trudno przejechać przez wąskie ulice po podwójne parkowanie to normalka.



     Za wodę wszyscy płacimy grube pieniądze. Ostrzeżenia od nadużywaniu jej są wszędzie, szczególnie w okresie lata. Przyjedźcie jednak do dzielnicy Bronx, Harlem i zobaczycie dziesiątki hydrantów otworzonych z pełnym ciśnieniem i bawiące się tam dzieci i nie tylko. Wylewa się w ten sposób miliony litrów potrzebnej wody.


   Obok mojego biura, znajdują się dwie myjnie samochodów, odległe od siebie tylko o sto metrów. Ale nie takie do jakich się przyzwyczailiśmy. Po prostu, otwarty hydrant, podłączona do niego maszynka zwiększająca ciśnienie i kilku mężczyzn. Pracują bardzo ciężko i myją samochody bardzo dokładnie. Za 15 dolarów i pół godziny czasu, myją go dokładnie na zewnątrz i wewnątrz. Do czego się wiec przysrywam? Dwie ulice dalej jest legalna myjnia, płaci podatki, płaci za wodę! Tutaj woda jest kradziona i podatki też ominięte. Zabawne? Tak, jeszcze więcej, że widziałem policyjny samochód który też myli. A Ci co powinni ich zatrzymać za nielegalną działalność, nawet nie zapłacili za to mycie, bo wiedzieli, że tamci nie zaprotestują a nawet im podziękują.
   Widocznie sprawiedliwość nie jest jednak ślepa i zależna jest od wielu czynników. Na ostatnim meczu amerykańskiego futbolu, w części rozrywkowej śpiewała Beyonce. W jej piosence i oglądanym występie wplecione były motywy połączone z rasistowską, czarną organizacją Czarnych Panter. 



I co? Nic! Normalne. Wolność słowa. Zastanawiam się co by się stało, gdyby biały piosenkarz zrobił coś podobnego i wplątał w swoją piosenkę Ku Klux Klan. Czy reakcja byłaby podobna? Chyba nie!

Tuesday, February 16, 2016

Polityka i inne mało ważne wiadomosci


  Zimy zawsze są nudne, szczególnie te dwa miesiące, styczeń i luty.  Chyba że ktoś jest entuzjastą nart. Wtedy dobrze się bawi.
     Polityka też wychodzi mi czubkiem głowy. Można dojść do wniosku, że nie ważne kto będzie przy władzy, zawsze to śmierdzi brudem i przekrętami. W Stanach zmarł Antonin Scalia, jeden z sędziów najwyższego sądu.  Jeżeli zostają zatwierdzeni na tej pozycji, mają prawo ją utrzymywać do końca życia, aż do momentu, kiedy sami z niej zrezygnują. To samo jest już wielką bzdurą ale jest jak jest.
Problem jest w tym, że był on jednym z tych którzy trzymał się ściśle konstytucji Stanów Zjednoczonych, nie jak Ci nowi socjaliści, którzy uważają, że mają prawo ja interpretować. Jeżeli Obama wyznaczy nowego kandydata, którym na pewno będzie jakiś komunista, to szala wagi sprawiedliwości, przesunie się na stronę liberałów i nic już ich nie zatrzyma od ustanawiania każdego wymyślonego sobie nowego prawa.
     Jest to bardzo groźny moment w historii naszego kraju.
Cała jednak jego śmierć, to następne szukanie dziury w całym. Był on już w poważniejszym wieku i podobno chorował. Znaleziono go jednak z poduszką na twarzy i oczywiście dla wielu znaczy, że został zamordowany. W takim wypadku musiał to być najgłupszy morderca w historii świata, bo nikt inny po takim morderstwie nie zostawił by poduszki na glowie uduszonego. Jedynie mógł wypisać na niej  swój numer telefonu.
      Wybory na prezydenta będą w Listopadzie, ale już od wielu miesięcy przysłuchujemy się spotkaniom, debatom, wywiadom wszystkich kandydatów. Dzień w dzień, o każdej godzinie prasa znajdzie coś nowego, żeby o nich napisać. Zostało jeszcze dziewięć miesięcy a ja już rzygam tymi wiadomościami. Ludzie kochani ile można tego słuchać. A im dalej tym brutalniejsze są te wszystkie wiadomości. Można się dowiedzieć, że jeden z nich trzymał psa na dachu samochodu, inny wytarł dupę gazetą zamiast papierem toaletowym. Nie chce mi się oglądać ani tych co lubię a co dopiero ich przeciwników. Przestaje mi zależeć kto wygra, chce tylko żeby się to skończyło.
     Dlatego skończę dzisiaj czymś innym. Interesującymi a mało ważnymi faktami.
-       Zwierzęta, które składają jajka, nie mają pępków
-       Ślimaki mają cztery nosy
-       Wielbłąd ma potrójne powieki
-       Pszczoła może latać z szybkością 25 kilometrów na godzinę
-       Flamingi są różowe przez zjadanie przez nich krewetek
-       Kangury i Strusie Emu nie potrafią chodzić wstecz
-       Meduza w 95 procentach to woda
-       Dzieci rosną szybciej wiosną
-       Brokuł jest jedynym warzywem który jest także kwiatem
-       Jedyna żywność która się nie psuje to miód
-       Przy obieraniu cebuli trzeba żuć gumę, żeby nie płakać
-       Na każdego człowieka przypada 1 milion żyjących mrówek
-       Termity zjadają dwa razy szybciej drewno, jeśli słychać muzykę rokową
-       Jeśli złota rybka trzymana będzie w ciemności, po jakimś czasie zmieni swój kolor na biały
-       Słonie śpią tylko dwie godziny dziennie
-       Kwakanie kaczki nie odbija się echem
-       Ślimaki oddychają przez stopy
-       Ryby kaszlą
-       Mrówki mają lepszy węch niż psy
-       Żyrafy nie mają strun głosowych
-       Komary mają 47 zębów
-       Każda kobieta zjada średnio 2.5 kilograma szminki przez okres swojego życia
-       Kichanie wychodzi z Twoich ust z szybkością 160 kilometrów na godzinę
-       Month (miesiąc) jest jedynym słowem angielskim, które nie ma rymu
-       Pomyśl, że jak obchodzisz urodziny, to średnio z Toba obchodzi je 9 milionów ludzi
-       Żaden rozmiar kartki papieru nie jest możliwy do złożenia więcej niż 7 razy
-       Mona Lisa nie ma brwi
-       Ryba morze się utopić
-       Jak chcesz stracić wagę, zważ się w chwili kiedy księżyc jest dokładnie nad Tobą, wtedy będziesz ważył mniej

Monday, February 15, 2016

Wiosna - zima - wiosna

      Jeżeli ktoś mieszka w Nowym Jorku, to nie może rozmawiać o niczym innym niż o pogodzie.
Przede wszystkim jest zwariowana pod względem różnic temperatur. Skaczemy z wiosny w zimę w ciągu jednego dnia. I to wielokrotnie. Obecne dni znów bawią się z nami takimi zmianami.
W ciągu tygodnia było zimno, ale nic groźnego, bo w okolicy zerowych temperatur. 
Weekend to już inna historia. W samym mieście chowaliśmy się w domach. Na zewnątrz było -25 stopni Celsjusza, ale z obrzydliwym wiatrem -35 stopni. Miasto Nowy Jork znalazło się tylko w końcu tego zimna, bo trochę wyżej w naszym Stanie temperatury spadły do -40 stopni. A teraz prawie nie do uwierzenia i nawet trudne do zrozumienia temperatury. Z wiatrem czuło się jak -81 stopni Celsjusza.



 Naniższa temperatura zanotowana na naszej planecie to -94.7 stopni Celsjusza na Antarktyce. 
    Jutro ma być plus 13 stopni a za dwa dni wrócić do zera i następnie ponownie 14 stopni. 
Dziwne, że mało ludzi choruje, przynajmniej wśród moich znajomych. 

Thursday, February 11, 2016

Taksówkarz Nowojorski – zakończenie.


    Jazda taksówką, oprócz tych złych stron, które opisałem poprzednio, miała też ciekawsze aspekty. Nauczyłem się wygodnego przebywania wśród każdej grupy ludzi.
      Część naszego życia to zwykłe aktorstwo. Gramy przed innymi swoje wymyślone role. Udajemy mądrych, oblatanych, ludzi z sukcesami. Niektórzy tak to lubią, że staja się nieznośni kiedy z nimi przebywamy. Każde spotkanie to wysłuchiwanie historii z ich wspaniałego życia lub chwalenia się bogactwem. Nie można nic wtrącić do rozmowy, bez kolejnych opowieści o ich sukcesach w wybranym temacie.
      W taksówkach przewoziłem każdą z istniejących grup ludzi. Miałem najbogatszych, biznesmenów. Woziłem ludzi wykształconych, profesorów, naukowców. Ludzi sławnych, zakochanych w sobie. A także prostych, robotników, nieraz bardzo ograniczonych. Uwielbiałem ich obserwować, rozmawiać z nimi. To uprzyjemniało mi dzień. Każdy następny to kilkadziesiąt różnych osobowości, różnych ciekawych historii. Grałem więc swoje role. Kiedy wsiadał do samochodu murzyn ubrany w strój ulicznego gangstera, witałem go czymś w rodzaju: yo men, what’s up! Innym razem z pasażerem w garniturze, zmieniałem swój charakter i byłem wykształconym taksówkarzem, rozmawiając na tematy polityki, techniki etc. Powodowało to szybki kontakt, ciekawe rozmowy a na końcu wyższe napiwki.
      Jednym z pierwszych sławnych osób, które przewoziłem to Burt Young. Pamiętacie go może z roli w filmie Rocki. Grał on tam brata (Pauli) narzeczonej Rockiego. Nie odzywał się dużo a ja nie mogłem sobie skojarzyć kim on jest. Przyglądając się w lusterku jego twarzy, pewny byłem że go znam. Zapytałem się w reszcie: Ja Cię skądś znam? A on wtedy z bardzo dumnym głosem odpowiedział: Oczywiście, bo ja jestem aktorem! Z nim nie dało się porozmawiać. Zostawił tez bardzo mały napiwek.  Innym razem wsiadła do auta Janet Jackson. Tu już nie miałem problemu z jej poznaniem i łatwiej było się porozumieć. Wycisnąłem z niej nawet kilka sekund śpiewu.
     Było też wiele sytuacji wjazdu na sceny filmowania. Wtedy nie wiedziałem co to za produkcje, nawet gdy mi podali tytuł. Do momentu obejrzenia w przyszłości danego filmu. Na przykład na ulicy central Park West. Był duży korek uliczny. Na środku drogi odkryłem coś bardzo dziwnego. Połowa samochodu policyjnego jakby wbita w ziemię. Popękany asfalt i wszystko pokryte jakąś białą pianą. Nakręcali właśnie Ghostbusters. A scena ta była z momentu kiedy marshmallow man (coś jak ptasie mleczko) został zabity przez ghostbuster i rozpadł się na białą pianę.
      Życie nocne to prostytutki, narkotyki. Z tymi pierwszymi miałem dużo kontaktów. Najciekawsze spotkanie to przejazd przez Lexington Ave. Zatrzymały mnie dwie panie. Nawet zimą, ubrane były w krótkie spodniczki i szpilki. Wskoczyły szybko do samochodu i kazały natychmiast odjechać. Okazało się że policja zorganizowała łapankę. Kazały obwozić się wkoło tej okolicy i za każdym przejazdem przez ich miejsce pracy, sprawdzały czy się uspokoiło. Miałem dużo czasu na rozmowę. Poznałem nawet dokładnie cennik za każdy rodzaj przysług jaki miały w swoim repertuarze. Zaproponowały mi wykorzystanie tej sytuacji i sprawdzenie ich możliwości. Ale nie skorzystałem. Kiedy zdecydowały się wysiąść, zapytały ile są winne. Ja powiedziałem że nic. Zdziwione, wypytują, dlaczego. Mamy takie same prace – odpowiedziałem. Wy i ja całą noc szukamy klientów, więc trzeba się wspomagać. Uśmiały się i podziękowały. Przez wiele miesięcy, kiedy tam przejeżdżałem, zatrzymywałem się na papierosa. One witały mnie serdecznie i opowiadały różne ciekawe historie z ostatnich wydarzeń w ich interesującym życiu.
      Najzabawniejsza jednak historia wydarzyła się w Chińskiej Dzielnicy. Przejeżdżałem przez małą, ciemną uliczkę. Z boku stał  duży kontener na śmieci. Za nim, w rogu, starszy pan a przy nim prostytutka. Zatrzymałem samochód i chwilę się przyglądałem. Jej ręka wciśnięta była w częściowo rozpięte spodnie. W pewnej chwili powiedziała: nie mogę znaleźć! Dziadek na to złapał jej rękę i wciskając niżej mówi: jest, jest, no tutaj! Mam, znalazłam – odpowiedziała i natychmiast zabrała się do pracy. Reszty nie oglądałem. Cholera, niedługo będę w jego wieku!
     Pierwszy raz w moim życiu poznałem nowy rodzaj płci, czyli transwestyty.  Byli, były one też prostytutkami i miały swoje miejsce na 11-tej Alei.  Rajem dla nich było jednak święto Halloween. Każdy może się przebierać jak chce i w tym dniu nikt na to nie zwraca uwagi. Co kilku pasażerów, wsiadali tacy właśnie do mojej taksówki. W sukniach, przesadzone makijaże. Niektórzy tak wyglądający, że mógłbym się pomylić a może bym nie żałował. Zastanawiałem się co mam takiego interesującego, może tyłek? Bo bardzo często, chciały mnie wyrwać na randkę.
      Przypomina mi się historia z wycieczki na północ stanu Nowy Jork. Pojechaliśmy z żoną i koleżanką. W jednym z hoteli poszliśmy na basen. Kobitki w strojach kąpielowych wskoczyły do wody i próbowały zrobić wrażenie na mężczyznach. Ja siedziałem z boku i jak one tak pływały, do mnie podszedł facet i zaczął podrywać. Wstałem szybko i przeniosłem się w inne miejsce a tu inny z tym samym. Znów przemieszczenie. Kobiety wyszły z basenu i zażądały zmiany hotelu. Koleżanka powiedziała : my tu wysilamy się i nic a Ty już dwóch poderwałeś! To nie jest w porządku. Musi być jednak ten tyłek!
     Trudno opisać wszystkie historie jakie mi się przydarzyły. Jest ich naprawdę wiele. Ciekawe, wesołe, dziwne, straszne. Do koloru do wyboru. Na zakończenie wspomnę o jeszcze jednej.
      Zima. Na drugiej alei zatrzymuje mnie elegancki pan. Każe mi kręcić się po okolicy. Jeździliśmy się tak z 15 minut. Pytam się o co chodzi? Powiedział, że miał kłótnię z żoną i ta wyszła, rzucając w niego butami, które on miał teraz ze sobą. Nie znaleźliśmy jej jednak. Odwiozłem go po tym w jedną z najlepszych miejsc w NY. Piątą Aleję przy Central Parku. Facet podziękował mi bardzo i dał 100 dolarów. Szczęśliwy, bo to bardzo dużo, przejeżdżałem w okolicy z której go zabrałem.  Przy krawężniku stał wóz policyjny i żółta taksówka. Przy niej policjanci, taksówkarz i kobieta w futrze ale bez butów. Moja zguba, pomyślałem i zatrzymałem auto. Podszedłem do policjanta i spytałem się o co chodzi. Nie Twoja sprawa – odpowiedział ale ja wyjaśniłem moją historię. Kobieta był tak pijana, że ledwie stała na nogach. Policjant pyta mi się, czy wiem gdzie ona mieszka. Potwierdzam i mówię, że właśnie stamtąd wracam. Ten odwrócił się do taksówkarza, wyjął mu coś z ręki i mi podał. Było to 100 dolarów. Zawieź ją do domu. Kierowca był strasznie wkurzony, bo stracił niezły pieniądz. Ja wcisnąłem ją do swojej taksówki i ruszyliśmy. Ledwie mogła mówić. Ale kiedy wspomniałem, że wiem gdzie mieszka i tam ją wiozę, wpadła we wściekłość i chciała wyskoczyć. Musiałem ją bardzo przepraszać i ona podała mi inny adres, pod który pojechaliśmy. Kiedy wysiadała, otworzyła portmonetkę i wyciągnęła następne 100 dolarów.
      Świetna noc, ale czy może być lepsza? Jadę z powrotem na Piątą Aleję.  Parkuję taksówkę i wchodzę do budynku. Tłumaczę sytuacje portierowi i on wie kim był ten pan, dzwoni do niego. Kiedy zszedł na dół, wytłumaczyłem mu co się stało i podałem adres, pod który zawiozłem jego żonę. Szczęśliwy dałmi następną stówkę. To był mój najlepszy dzień w pracy, jeśli chodzi o zarobki. W ciągu jednej godziny zarobiłem 400 dolarów.  
    To tak w skrócie historia polskiego taksówkarza z Nowego Jorku!

Wednesday, February 10, 2016

Taksówkarz – ciąg dalszy


  Minął rok jazdy żółtą taksówką. Wiedziałem już, że tak nie potrafię żyć. Nie po to skończyłem wyższe studia. Niektórzy się poddają i robią to na co im pozwalają warunki. To nie był jeszcze mój czas. Trzeba znów zacząć walczyć i stanąć na nogi. Wróciłem do szkoły. Złożyłem papiery do Columbia University. Może trochę przesadziłem z tym wyborem. Columbia to najdroższa szkoła ale też jedna z najlepszych w kraju. Liczyłem jednak na to, że łatwiej mi będzie znaleźć pracę kończąc ten uniwersytet. To jednak cała inna historia.
      Teraz przez kilka lat, stałem nad krawędzią przepaści. Każdy dzień to zmaganie się z przeciwnościami losu. Opieka nad córką, chodzenie na wykłady, czas na naukę, jazda taksówką (10 godzin). Nie zostawało nic na prywatne życie.
     Nie miałem wyboru, musiałem jeździć i zarabiać. A nie było to łatwe.  Właściciele taksówek chcieli jak najwięcej zarabiać. Dbali tylko o to, żeby otrzymywać moją tygodniową spłatę. Reszta ich nie obchodziła.
      Pierwszy dla którego jeździłem, nie chciał wydać centa na naprawę samochodu. I do momentu, kiedy samochód nie stanął w miejscu, nie chciał nic naprawić. Moja taksówka zaczęła szwankować. Widać było że skrzynia biegów jest w kiepskim stanie. Nie mogłem szybko przyspieszyć i z dnia na dzień było coraz gorzej. Składałem skargi ale on nie zamierzał mi pomoc. Dalej jednak płacić musiałem ustaloną cenę za wynajem samochodu. Musiałem więc coś zrobić. Dokładnie pamiętam ten wieczór.
Zatrzymałem się na skrzyżowaniu. Nacisnąłem z całej siły na hamulec i w tym samym czasie na gaz. Czuć było, że motor działa, wały się kręcą ale samochód trzymany na hamulcu stał w miejscu. Po chwili zaczęło się dymić spod maski. Trwało to kilka minut. Po tym wszystkim, nie musiałem już naciskać hamulca. Samochód nigdzie już nie mógł się ruszyć. Zadzwoniłem do właściciela i przekazałem mu informacje, że skrzynia biegów jest kaput, podałem miejsce gdzie zostawiłem samochód i wróciłem metrem do domu. Po kilku dniach (za które nie musiałem płacić) dostałem nowy samochód.
      Nie pracowałem dla niego długo. Znalazłem innego właściciela. Okazało się, że zrobiłem błąd. Było to dwóch braci, Greków.
Samochód który odbierałem miał mieć pełny bak benzyny i po zakończeniu pracy, musiałem także go wypełnić. Po pewnym czasie coś mnie zaniepokoiło. Mimo, że wskazówka pokazywała na wypełniony bak, szybko po starcie zaczynała opadać. Pewnego dnia, zaraz po odebraniu samochodu, pojechałem na stację i okazało się, że dolałem kilka galonów benzyny. Sprawdziłem to następnego dnia i znów to samo. Ten gnój, codziennie oszukiwał mnie i przez tygodnie pracy, uskładałyby się duże sumy. Dla mnie to było nie do zaakceptowania.
     Kolejnego dnia, napełniłem samochód przed pracą, sprawdzając ile paliwa brakowało i zadzwoniłem, prosząc, żeby mnie spotkał na stacji benzynowej. Tłumaczę mu grzecznie, że mnie oszukuje. Ale ten grubiańsko stwierdził, że ja kłamię. Pokazuję mu rachunek za benzynę. On się z tym nie zgadza. Spytaj się pracownika ze stacji, który mi wlewał benzynę – mówię. A ten, siedząc w fotelu pasażera, wyciągnął mi kluczyki ze stacyjki i mówi, że mnie zwalnia z pracy.
      Cały się trzęsę, ale nie mam dużego wyboru. On ma prawo mnie wyrzucić. Tu musze wspomnieć, że przed zaczęciem pracy u kogoś, trzeba zawsze złożyć depozyt. W jego wypadku były to dwie tygodniówki, czyli 1000 dolarów.
   Dobrze więc, ale oddaj mi mój depozyt - żądam. A ten z uśmiechem: Nic nie dostaniesz. Wynoś się. Teraz byłem już ugotowany we własnym sosie. Znów myślenie i obliczanie. Nie mam pieniędzy na następny depozyt. Tragedia. Zaczęliśmy się szarpać i ten zaczął grozić mi policją. Ja nie miałem nic przeciwko temu i on o tym wiedział. Walka nic nie pomogła. Nie chciał oddać pieniędzy. Wróciłem załamany do domu. Przesiedziałem całą noc przy łóżku Elaine, która spała i martwiłem się jak ja zapewnię jej przyszłość. Wiedziałem, że nie mam wyjścia. Muszę cos zrobić.
      Następnego wieczoru, pojechałem w miejsce, gdzie on parkował swoje taksówki i wsypałem mu cukier do baku z benzyną. Dobrze zdawałem sobie sprawę z tego co robię ale byłem zdesperowany i zdolny do wszystkiego. Z samego rana zadzwonił brat tego z którym się pobiłem. Domyślali się, że to ja zrobiłem. Straszyli policją. Ja z zimna krwią mówię, ze nie mam pojęcia co on sugeruje, ale znając jak oszukują ludzi musi mieć on wielu wrogów. Spytałem się też czy odda mi pieniądze. Dalej odmówił. Nie mogłem pracować, bo nie miałem pieniędzy na wynajęcie  auta. Następnego wieczoru znów pojechałem w to miejsce i przeciąłem mu opony. Rano zadzwonił i prosił o spotkanie z wiadomością, że chce oddać mi pieniądze. Natychmiast je odebrałem i na drugi dzień wróciłem do pracy w innej firmie. Wygląda na to, że poważnie się przestraszył. Zmienił nawet miejsce parkowania swoich samochodów, bo więcej ich w tym miejscu nie zobaczyłem.

Tuesday, February 9, 2016

Żona


Mam dosyć napraw. Lężę na kanapie i odpoczywam. Moja żona pyta mi się co ja robię? Więc odpowiadam: Nic! A ona wtedy złośliwie: A czy wczoraj tego nie robiłeś?

Tak, odpowiedziałem wkurzony, ale wczoraj nie skończyłem!


Zmuszony do zrobienia 
czegoś, założyłem nowy program w komputerze. Jest dla naszego wspólnego użytku. Wymaga także hasła do jego otwarcia. Wpisywaliśmy dane wspólnie z żoną. Na pytanie „podaj wyraz który będzie Twoim hasłem„ mówie do niej, żeby wpisać coś łatwego do zapamiętania.Napisałem - huj. Wkurwia mnie, że żona dalej się ze mnie śmieje, bo komputer odpowiedział. Przepraszam pomyłka - za krótki.

Zaczął padać deszcz. Moja żona stoi przy oknie i wygląda bardzo smutno.......

Może powinienem ją wpuścić do domu?


Zawsze jesteśmy krytykowani, wykorzystywani. A przecież być mężczyzną, oznacza wolność robienia, mówienia wszystkiego co się zechce. W każdym miejscu, w każdej chwili. o każdej porze... Cholera, żona wraca. Skończę później....I po co ją wpuściłem?


Monday, February 8, 2016

Taksówkarz




Do wykonywania pracy taksówkarza potrzeba było kilku rzeczy. Najważniejsze to znać Nowy Jork. Nie znałem. Mówić po angielsku. Nie potrafiłem. Mieć trochę gotówki. Nie miałem.
    Żółta taksówka, to nie tylko samochód ale także licencja. W latach osiemdziesiątych kosztowała około 50,000.00 dolarów. Dla porównania, w tej chwili, żeby kupić taką licencję trzeba wydać prawie milion dolarów. Osoba która zakupiła ten medalion od miasta, dostaje dokumenty, numer i metalową tabliczkę (kiedy
ś w kształcie jabłka), którą umieszcza się na masce samochodu.


    Właściciel posiadający jeden samochód, przeważnie sam nią jeździ, ale tylko jedną zmianę (12 godzin) a na drugą wynajmuje sobie innego. Są też wielkie korporacje, które mają wiele samochodów.
    Kiedy rozpoczynałem pracę jako taksówkarz, wynajęcie takiego auta kosztowało mnie 500 dolarów tygodniowo. Oprócz tego musiałem oczywiście płacić za benzynę, czyli około 300 dolarów.
    Wszystkie pieniądze, które płacili mi klienci, były moje, ale oczywiście pierwsze 800 dolarów szło na spłaty właściciela. Dopiero nadwyżka to były moje zarobki. Zaznaczę, że w tych czasach, w innych zawodach zarabiałem około 400 dolarów tygodniowo.
    Ten system powodował już olbrzymi stres. Gdybym nie miał żadnego klienta, znaczyłoby to, że nie tylko nic nie zarobiłem, ale straciłem 800 dolarów. Zmieniało to nas w zwierzęta, które walczyły o kawałek mięsa. Każdy inny taksówkarz był Twoim wrogiem. Musiałeś być szybki i umieć wypatrywać ludzi z podniesioną ręką. W chwili zauważenia klienta, błyskawiczne podjechanie do niego, co znaczyło, że trzeba było przejechać nieraz z jednej strony ulicy na drugą. W Nowym Jorku główne Aleje mają przynajmniej cztery pasy i przy setkach samochodów, był to trudny manewr.
    Ja jeździłem nocami. Zaczynałem pracę o 16-tej do 4-tej rano. Pierwsze pięć godzin nie było tak trudne, bo ludzi poszukujących taksówek było więcej niż nas. Jednak po godzinie 21-ej, zaczynała się zabawa. Wytrzymywałem to do około pierwszej w nocy, ale po tym poddawałem się. Stawało się to zbyt brutalne.
    Sytuacja ta doprowadziła do jednego z moich tragiczniejszych przypadków. Było już po północy. Jechałem prawą stroną ulicy i w oddali zobaczyłem klienta. Przycisnąłem pedał. Już prawie w miejscu gdzie on stał wyskoczyła znikąd inna taksówka. Przecięła mi drogę. Odbiłem w prawo i zatrzymałem się na chodniku. Zdenerwowany wyskoczyłem z samochodu i podbiegłem do tamtego kierowcy, który też wyszedł na zewnątrz. Wykrzyczałem mu w złości, że jest wariatem. Za kilka dolarów mógł doprowadzić do poważnego wypadku. Ten nawet nie odpowiedział, tylko zamachnął się i uderzył mnie pod lewą łopatkę. Odskoczyłem zaskoczony. Po chwili poczułem że mam mokre plecy. Wykręcając rękę, dotknąłem się z tyłu. Wyciągnąłem przed siebie dłoń, która była cała w krwi. Dopiero teraz zauważyłem, że w ręku taksówkarza znajduje się nóż.
    Przerażony przysiadłem na krawężniku, a tamten szybko odjechał. Ktoś zadzwonił po karetkę i znalazłem się w szpitalu. Na moje szczęście nóż uderzył w kość i nie zrobił mi poważniejszej szkody. Trochę krwi, to wszystko. Nauczyło mnie to jednak być ostrożniejszym w takich spotkaniach.
    Lata osiemdziesiąte, to niebezpieczny okres w tym mieście. Kiedy oglądałem film "Taksówkarz" z Robertem DeNiro, podobały mi się sceny w których jeździł on nocą. Tak to naprawdę wyglądało. Lekko oświetlone ulice. Ponuro, mało ludzi. Neony, przymglone światła w pozamykanych sklepach. Na wielu ulicach stojące prostytutki, grupy młodych ludzi sprzedających narkotyki. Brakowało tylko tej muzyki z filmu. 


Było to trochę przerażające ale w jakimś sensie podniecające. Bardzo lubiłem przyglądać się temu życiu zza szyby mojej taksówki. W tym nocnym świecie, było jednak ryzyko zabrania niebezpiecznego klienta. Próbowało się ich przechytrzać i nie stawać przy kimś kto przedstawiał zagrożenie, ale nie zawsze się to udawało.
    Nadeszła jedna z deszczowych nocy. Do samochodu wsiadł mi młody mężczyzna hiszpańskiego pochodzenia. Podał adres a ja natychmiast ruszyłem. Po zatrzymaniu się w miejscu docelowym, odwróciłem się do niego, podając mu sumę jaka był mi winny. W tych czasach, nie mieliśmy jeszcze szyb oddzielających nas od pasażerów. Odwracając głowę, dotknąłem policzkiem zimnej lufy pistoletu. Pasażer zażądał oddania mu moich wszystkich pieniędzy. Problem był w tym, że nie miałem dużo, bo był kiepski ruch. Podałem mu wszystko ale ten nie był zadowolony. Żądał więcej. Trzęsąc się w przerażeniu, drżącym głosem przysięgałem mu że nie mam więcej. Wreszcie zrezygnował i zostawił mnie samego. Odjechałem błyskawicznie, ale po kilku ulicach zatrzymałem samochód i przesiedziałem w nim godzinę. Nie potrafiłem dalej jechać. Przy okazji, dobrze się zwymiotowałem.
    Po latach pracy w tym zawodzie, zdarzało mi się to często. Po powrocie do domu wchodziłem do łazienki i wymiotowałem.
    Innym razem dojechałem do celu z moim pasażerem. W momencie zatrzymania samochodu, ten przerzucił przez moją głowę linę i zacisnął pętlę na moim gardle. Tak mnie trzymając, zażądał oddania mu pieniędzy. Zawsze w takich sytuacjach, przychodziło mi tysiące myśli. Tym razem zdecydowałem się na reakcję. Doszedłem do wniosku, że jak mnie dusi linką to znaczy że nie ma pistoletu. Wykręciłem się w bok, podniosłem lekko z siedzenia i zacząłem z nim walczyć. Musiałem wyglądać groźnie. Byłem wściekły. Przestraszył się i wyskoczył z samochodu. Nawet nie czułem dużo strachu. Raczej wielkie zadowolenie, że udało mi się uratować moje zarobki.
    Na drugi dzień Wiesia spytała mi się, skąd mam taką czerwoną pregę na szyi. Odpowiedziałem, że nie mam pojęcia. Nie mówiłem jej o większości tych zdarzeń. Ona miała swoje problemy i nie chciałem jej przygnębiać moimi. 
     Początkowe tygodnie, miesiące były oczywiście najtrudniejsze. Każdego dnia uczyłem się nowych, angielskich słów. Dużo nie trzeba było znać, żeby wysłuchać wskazówek do jakiego miejsca chce się udać pasażer. Poznanie miasta jednak to inna sprawa. Środkowa część Manhattanu jest bardzo prosta. Od wschodniej strony Aleje zaczynają się od jedynki do 12-tej Alei na zachodzie. Ulice podobnie. Szybko rozpracowałem system numeracji budynków. Poruszanie się więc w tej części było proste. Dół i góra wyspy to już inna sprawa. Nie mówiąc o dzielnicach Queens, Brooklyn czy Bronx. 
Kiedy wsiadała mi do samochodu osba rządająca dowiezienia do miejsca którego nie znałem, mówiłem szybko najgorszym angielskim jaki mogłem wymyśleć: sorry, ja nowy, ja nie zna adres!
Jedni się śmiali i pomagali wskazówkami jak dojechać, inni wyrzucali coś w rodzaju: to kurwa tylko w Nowym Jorku możliwe i też pomagali. Rzadko rzucali błotem i wysiadali w poszukiwaniu innej taksówki.
Starsza pani wsiadła do mojego auto i podała adres. Nie miałem pojęcia gdzie jechać. Szczególnie, że miejsce to było na Brooklynie. Natychmiast zastosowałem moją tłumaczącą metodę i ona uśmiechając się, powiedziała, że mnie poprowadzi. Na razie jedź prosto do mostu Brooklyn i przejedź na drugą stronę. Wiem, że most jest na dole wyspy, ale nie jestem pewien którą ulicą tam dojechać. Jadę i czekam na wskazówki. W pewnej chwili widzę most, więc wjeżdżam na niego zadowolony. Ona puka mnie delikatnie w ramię i pyta się gdzie ja jadę. Ja oczywiście zadowolony ze znalezionego mostu, mówię: Brooklyn most, do dzielnicy Brooklyn i szczerzę do niej zęby. Ona zaczęła się śmiać i odpowiada, że tak, jedziemy do właściwej dzielnicy, ale most nazywa się Manhattan. Doprowadziła mnie później do miejsca i nawet dała lepszy napiwek niż mi się należał. Tacy są Nowojorczycy. Nieraz słyszy się o nieprzyjemnych, gburowatych, złośliwych mieszkańcach naszego miasta. To nie jest prawda. Nigdy bym nie przetrwał tutaj, gdyby nie ich pomoc, wsparcie i zrozumienie. Są po prostu zapracowani, cały czas w pędzie. każda minuta jest zaplanowana i nie można jej stracić. Powoduje to w wielu wypadkach szybką, niezaplanowaną reakcję. Ale to tylko chwila.
Kiedy jeździliśmy do naszego domku w Pensylwanii, zatrzymywaliśmy się często w tamtejszej pizerni. Nie mogliśmy się nadziwić jak ludzie tam pracują. Byliśmy sami w lokalu. Kelnerka wchodziła, wychodziła, przyniosła sól, za chwilę oregano, później serwetki. Trwało to pół godziny, zanim podała nam nasz posiłek. A ona, choć wszystko w zwolnionym tempie, zapracowała się na śmierć. U nas jest to niedopomyślenia. Wszystkie dodatki podane są natychmiast. Nie ma możliwości siedzenia przy stole bez jedzenia. Jeżeli danie wymaga dłuższego gotowania, to przynoszą jakieś przystawki i kelnerka cały czas jest w ruchu. A ma dwudziestu klientów a nie jednego. Takie jest tutaj życie. W przyspieszonym tempie.
Ale zboczyłem z tematu. Kiedyś jeden z moich pasażerów, żartując ze mną o nieznajomości miasta, pocieszał mnie, że są gorsi. Opowiedział jak zabrał go Rosjanin. Podał mu adres ale widząc, że ruski ani w ząb, mówi mu jedź prosto aż do 13-tej ulicy i skręć tam w lewo.
Po chwili widząc, że przejechali już określone skrzyżowanie, woła do niego; Gdzie Ty jedziesz? Właśnie przejechaliśmy moją ulicę! Kieowca odwraca się i mówi sorry, not spike eglishe! I dalej jechał prosto. Musiał wi
ęc wysiąść i wracać na pieszo.
To wystarczy na dziś. Skończę innym razem.

Saturday, February 6, 2016

W poszukiwaniu pracy - wspomnienia.



Każdy z nas boi się stracić pracę i wie, że zdarzenie takie może pogmatwać nasze życie. Ale strach ten jest inny, kiedy znajdzie się w sytuacji w jakiej byłem w pierwsze lata pobytu w Stanach.
Jesteś sam, nia ma rodziny, przyjaciół. Nie ma do kogo zwrócić się o pomoc. Mało tego. Nie ma nikogo, z kim można by było porozmawiać, wyżalić się. Nikt nie doda Ci otuchy, wspomoże ciepłymi słowami. Każdego wieczora, kładziesz się do łóżka i nie możesz usnąć. Przez myśli przechodzi Ci tysiące myśli w poszukiwaniu rozwiązań. Wreszcie usypiasz, ale z beznadziejną pustką i postanowieniem, że jutro coś wymyślisz.
To jest tylko początek. Nie znasz języka, którym posługują się obywatele kraju w którym się znalazłeś. Nawet jak coś znajdziesz, to z góry wiesz że Cię nie przyjmą do pracy, bo nie potrafisz się z nimi porozumieć. Uczysz się pokory, akceptujesz poniżanie. Kiedyś chodziłem po miasteczku w New Jersey (nie pamiętam już którym) i wchodziłem do fabryk z pytaniem o pracę. Dawali mi jakieś papiery do wypełnienia. W większości wypadków, rezygnowałem w połowie. Wypełniłem rubryki z nazwiskiem, miejscem zamieszkania ale reszty już nie potrafiłem odczytać. Zawstydzony, wyrzucałem papiery do kosza i wychodziłem.
Kilka razy, udało mi się dostać prace. Trudno było jednak ją utrzymać, bez możliwości porozumienia się. Znalazłem się w sytuacji bez wyjścia. Trzeba by było szybko nauczyć się angielskiego. Ale na to potrzebne pieniądze i czas. A obydwu nie miałem.
Jeżeli jesteś sam, masz jakieś szanse. Najwyżej pogłodujesz, pomęczysz się w niewygodach. Ale my mieliśmy kilkomiesięczne dziecko do utrzymania. Bez mieszkania i pieniędzy, stajesz się niebezpieczny. Jak zwierze walczące o przetrwanie, zdecydowany jesteś na wszystko.
Po wielu miesiącach, dowiedziałem się, że wielu polaków jeździ żółtą taksówką. Mały problem. Trzeba zdać egzamin ze znajomości miasta i przepisów.
Najpierw musiałem dostać amerykańskie prawo jazdy. Według przepisów Nowego Jorku, potrzebowałem zdać tylko egzamin z regulaminów. W biurze gdzie 
się go zdawało, wyczekałem w kolejce na miejsce przy maszynie z pytaniami.
Pierwsze brzmiało w jakim języku chce go zdawać. Z niedowierzaniem zobaczyłem, że mogę to zrobić w polskim. Bez namysłu zaznaczyłem tą wersję. Wielki błąd!!
Osoba która przetłumaczyła pytania z angielskiego musiała znać polski jak ja angielski.
Brzmiały one mniej więcej tak: Jak wjedziesz na skrzyżowanie i inny samochód jedzie a ty jedziesz prosto i on skręca, kto ma pierszeństwo.
Nie było możliwości tego rozgryzienia. No i oczywiście oblałem.
Za następne dwa tygodnie spróbowałem jeszcze raz. Tym razem nie zaryzykowałem i wybrałem angielski. Zdałem bez problemu.
Jeden krok do przodu. Wiedziałem, że nie mam szans zdania testu ze znajomości miasta. Każda sprawa jest do załatwienia, jeśli jeste
ś  zdesperowany. Za dolary, które zostały nam z zarobionych pieniędzy, zapłaciłem za wypełniony już test. Bałem się, że mnie oszukano, ale okazało się, że pytania na egzaminie były takie jak na mojej ściągawie.
Oficjalnie zostałem nowojorskim taksówkarzem. 




Tak zacząłem kilkuletni okres zwariowanej pracy. Przejechałem tysiące kilometrów ulicami Nowego Jorku. Poznałem każdą stronę tego miasta. Od bogatych dzielnic do brudu i slamsów. Od świateł ulicy Broadway, do spotkań z prostytutkami. Od eleganckich pasażerów, do kryminalistów.
Ale o tym następnym razem.